Lech Poznań: Rewolucja to bardzo wygodne usprawiedliwienie. Kolejorz brnie w przeciętność
Dobry początek, a potem coraz słabsza gra i wyniki. Efekt? Lech Poznań, który po trzech kolejkach był liderem, wylądował w środku tabeli, mając do tego niesprzyjający terminarz. W piątek, w Poznaniu zmierzy się z silną Jagiellonią, która na wyjazdach jeszcze nie przegrała, potem jedzie do Zabrza na mecz z Górnikiem, który na swoim boisku jeszcze nie stracił gola.
W następnej kolejce zmierzy się w Poznaniu z nieobliczalną Wisłą Kraków, w której błyszczy wielokrotny kat Kolejorza Paweł Brożek. Kolejny wyjazd to starcie z Legią w Warszawie. Między meczem z Jagiellonią i Górnikiem, lechitów (24 września) czeka jeszcze pojedynek w Pucharze Polski z Chrobrym Głogów. Choć Lech jeszcze niczego nie przegrał, przyszedł szalenie istotny moment tego sezonu.
Jeśli poznaniacy nadal będą tak słabo punktować, strata do czołówki będzie się pogłębiała i zespół na dłużej zamelduje się w dolnej połówce. Powodów do optymizmu nie ma zbyt wielu, bo od kilku lat sytuacja się powtarza. Kolejorz zwykle zmieniał wtedy trenera, "nowa miotła" posprzątała trochę po poprzedniku i wyniki się poprawiały. Teraz szans na to nie ma. Dariusz Żuraw ma pełne poparcie zarządu, prezes Klimczak zapewnia, że będzie pracował do końca sezonu i podobnie jak Nenad Bjelica dwa lata temu, będzie mógł budować Lecha według swojego pomysłu.
Zobacz też: Lech Poznań: 5 wniosków po porażce Kolejorza z Lechią Gdańsk
Kluczowym pojęciem, przy decyzji o przyznaniu wielkiego kredytu zaufania Dariuszowi Żurawiowi, jest "rewolucja kadrowa", którą miał przejść Lech Poznań w letnim okienku transferowym.
Miał przejść, ale czy przeszedł? Owszem Lech pozbył się aż 12 zawodników, wypożyczył jeszcze Wiktora Pleśnierowicza. Trzeba jednak zaznaczyć, że odeszli zawodnicy niepotrzebni, niespełniający od wielu miesięcy oczekiwań i na dodatek z wysokimi kontraktami.
Wątpliwa rewolucja w Lechu
Lech po prostu mocno odchudził swoją kadrę, odciążył mocno listę płac, co w sytuacji finansowej było konieczne, ale najważniejszych, kluczowych, graczy zostawił. Dariusz Żuraw ma przecież do dyspozycji filary poprzedniego bloku defensywnego - Gumnego, Rogne czy Kostewycza. Ma w środku pola Amarala, Jóźwiaka, Tibę i Jevticia, a więc podstawowych zawodników z poprzedniego sezonu. Jest jeszcze Makuszewski i najlepszy napastnik Christian Gytkjaer. Siedzący na ławce rezerwowych w Gdańsku Marchwiński, Klupś, Cywka czy Skrzypczak to też nie nowi zawodnicy w Kolejorzu. Twierdzenie, że Lech niemal całkowicie wymienił swoją kadrę jest więc mocno naciągane. Dariusz Żuraw mówił, że zmienił się "kręgosłup" zespołu, bo doszedł nowy bramkarz, dwóch stoperów oraz defensywny pomocnik i by drużyna dobrze funkcjonowała, potrzebuje czasu na zgranie. Wychodzi jednak na to, że szkielet Lecha pozostał. Zmieniło się jednak trochę jego elementów, zresztą najsłabszych, bo po Buriciu, Janickim, Vujadinoviciu czy Trałce nikt nie płakał. Byli uważani za przeciętnych piłkarzy.
Zobacz też: Lech Poznań: Ponad 1000 kibiców wspierało Kolejorza w Gdańsku
Sęk w tym, że ci którzy za nich przyszli, są niewiele lepsi, a w kilku przypadkach nawet gorsi. Można dyskutować czy Lech ma w tej chwili lepszego bramkarza i lepszego defensywnego pomocnika niż w poprzednim sezonie. Dobrze rokuje Lubomir Satka, ale czy Djordje Crnomakrković nie przypomina za bardzo Vujadinovicia? Problemem Kolejorza jest to, że od lat nie trafia z transferami. Tylko kilku zawodników można uznać za prawdziwe wzmocnienie. Ma bowiem olbrzymie kłopoty z prawidłową oceną potencjału, tych których ponoć długo przed transferem obserwuje. Dotyczy to niestety też własnych wychowanków. Ekstraklasa brutalnie ich weryfikuje. Debiuty kilku młodych zawodników były na zasadzie nagrody za dobrą pracę. W rzeczywistości nie byli przygotowani na grę w lidze.
Lech ma problemy w obronie
Dariusz Żuraw też jeszcze uczy się ekstraklasy. Wiele mówił o ofensywie, mocno zapominając o grze obronnej. Lech - nawet jak na standardy ekstraklasy - bardzo słabo spisuje się w defensywie i to jest największy mankament tej drużyny. Widać, że do poprawy jest bardzo wiele. Słabo funkcjonuje powrót skrzydłowych, słabo się ustawia, brakuje asekuracji i agresywności. Dla doświadczonych trenerów jest łatwy do rozszyfrowania zarówno w obronie, jak i defensywie. Lecha łatwo pokonał Śląsk a potem Cracovia i Lechia. Okoliczności tych porażek były niemal identyczne. Zneutralizowanie środka pola i groźne kontrataki, przy których proste błędy popełniali nasi obrońcy. Trener zapewniał, że Lech mocno pracował przez dwa tygodnie nad ich wyeliminowaniem, ale poprawy nie było żadnej i to jest niepokojące.
Największym zmartwieniem jest jednak to, że inne kluby, mające nieporównywalnie niższe budżety, potrafią na transferowym rynku operować zdecydowanie lepiej niż Lech i mając podobne priorytety, budować lepsze zespoły. Pogoń Szczecin przecież też wymieniła środkowych obrońców oraz defensywnego pomocnika i jest liderem tabeli z najmniejszą liczbą straconych goli. Do "personalnego trzęsienia ziemi" doszło też w Śląsku i także wrocławianie są w tabeli przed Lechem. W piątek przyjeżdża od lat mądrze budowana Jagiellonia i po raz pierwszy od wielu sezonów będzie faworytem przy Bułgarskiej. W naszej lidze nie trzeba wielkich pieniędzy, by stworzyć wygrywający zespół, co udowodnił też Piast. Solidne ekipy zmontowały Lechia, Cracovia nie mówiąc już o Legii. Kolejorz natomiast cały czas brnie w przeciętność i na dodatek na ławce rezerwowych nie widać piłkarzy, którzy znacząco mogliby podnieść jego jakość.
Rewolucja w Lechu dopiero nadejdzie
Ktoś powie: "dajmy czas Żurawiowi, to dopiero początek budowy, wylewanie fundamentów pod nową drużynę". Zanosi się jednak na to, że ta konstrukcja nie ma szans długo przetrwać. Już w czerwcu kontrakty kończą się Gytkjaerowi, Jevticiowi, Makuszewskiemu, Cywce, Szymańskiemu. Odejść będą chcieli Gumny i Joźwiak. Prawdziwa rewolucja więc dopiero nadchodzi i jeśli Lech nadal będzie tak kupował jak kupuje... to strach się bać.