Lech Poznań: Praca Adama Nawałki w Kolejorzu zaczyna przynosić efekty. Wreszcie jest powód do optymizmu
Pedro Tiba rozpoczął sezon golem na wagę trzech punktów w Płocku i równie ważną bramką dla Kolejorza zakończył jesienną część rozgrywek. Trafienie Portugalczyka dające zwycięstwo w Krakowie, pozwala z optymizmem oczekiwać na to, co wydarzy się wiosną.
Kibice Lecha od lipca przeżywali prawdziwą huśtawkę nastrojów. Pod wodzą Ivana Djurdjevicia poznaniacy świetnie rozpoczęli rozgrywki. Potem niestety wpadli w ogromny kryzys, który zakończył się zmianą trenera. Następcy „Djuki” Dariusz Żuraw oraz Adam Nawałka, znów przywrócili im wiarę, że ten sezon, choć straty do Lechii oraz Legii są spore, nie musi zakończyć się porażką.
Adam Nawałka bardzo szybko zdiagnozował przyczynę słabych wyników Kolejorza. Od meczu z Wisłą w Poznaniu lechici tracili mnóstwo goli. Symbolem jej słabości byli trzecioligowcy wyciągnięci przed sezonem z rezerw Wasielewski, De Marco i Orłowski. Cała trójka grała fatalnie - źle się ustawiała i nie ustrzegła się od prostych indywidualnych błędów.
Boisko brutalnie weryfikowało też umiejętności Rafała Janickiego. Kolejorz wobec kłopotów Rogne, Gumnego i Kostewycza był skazany grać w takim ustawieniu, bo Djurdjević nie domagał się wzmocnień. Pole do popisu mieli więc skrzydłowi rywali, a że różnica poziomów była łatwo zauważalna, Kolejorz doznawał wstydliwych, upokarzających porażek. Na dodatek Djurdjević, nie potrafił się zdecydować, czy lepiej grać trójką obrońców czy klasycznie z czwórką, wspomaganą przez dwóch defensywnych pomocników. Efekty były żałosne. Piłkarze domagali się zmiany taktyki, „Djuka” swoimi decyzjami wprowadzał chaos i w efekcie stracił pracę.
Zatrudnienie Adama Nawałki, trenera z wielkim autorytetem, wiedzą i doświadczeniem, sprawiło, że Lech wreszcie zaczął wyglądać jak zespół z aspiracjami, a nie jak przypadkowa zbieranina, niezłych na papierze nazwisk, miotających się po murawie, bez myśli przewodniej i celu.
- Z dnia na dzień, nie da się wszystkiego poprawić
- powtarzał Nawałka, ale konsekwentnie realizował swój plan naprawy, popsutej „Poznańskiej Lokomotywy”. Długie zajęcia teoretyczne, analizowanie błędów, a potem ćwiczenie na boisku, przesuwania formacji i asekuracji.
- Z przyjściem Adama Nawałki zespół Lecha zaczął funkcjonować inaczej. Znamy szkoleniowca, jego profesjonalizm, jego podejście, dbałość o szczegóły. Forma Lecha rośnie, bo zaczyna grać, tak jak to sobie życzy trener. I na dodatek ma w swoich szeregach zawodników, którzy potrafią zrobić różnicę - mówił jeszcze przed meczem w Krakowie, trener Wisły Maciej Stolarczyk.
- Dla nas najważniejszym jest, żeby nie stracić bramki. Mamy z przodu bardzo dobrych zawodników, mamy odpowiednią jakość i możemy stwarzać sytuacje, które pozwolą nam odnieść zwycięstwo
- zapowiadał przed wyjazdem na ostatni mecz Wołodymyr Kostewycz.
Słowa szkoleniowca Wisły i obrońcy Lecha znalazło też potwierdzenie na boisku. Lech był konsekwentny, nawet w momentach, gdy oddawał inicjatywę i nie miał optycznej przewagi, koncentrował się na uważnej obronie i szukał szans na skontrowanie „Białej Gwiazdy”. Kolejorz wygrał, bo różnicę zrobił Pedro Tiba, ale lechitów trzeba pochwalić za to, że potrafili wyszarpać zwycięstwo. Było widać zaangażowanie, dobrą chemię w zespole i koncentrację, czyli to czego wymaga Nawałka.
- Trzy mecze bez straty bramki to coś, czego potrzebowaliśmy. Traciliśmy we wcześniejszej fazie sezonu zbyt wiele goli. Jesteśmy dobrze zorganizowani w swojej formacji. Oczywiście nadal popełniamy błędy, jest jeszcze daleko do perfekcji. Jesteśmy jednak bardzo skupieni na swojej pracy, potrafimy zneutralizować rywala dobrym ustawieniem na boisku. To przynosi efekty - powiedział Thomas Rogne.
Okazało się, że jeśli Lech nie traci głupio bramek, to potrafi nie tylko seryjnie wygrywać, ale też piłkarze odzyskują pewność siebie, podejmują też bardziej odważne decyzje na boisku. Metamorfoza jaką przeszła
poznańska drużyna, bo zaledwie kilku tygodniach pracy Adama Nawałki, dobrze wróży też na przyszłość. Jak mówi były selekcjoner przygotowania do wiosny, rozpoczęły się w momencie ostatniego gwizdka piątkowego meczu. Lechici dostali szczegółową rozpiskę, indywidualnych treningów, 14 stycznia muszą stawić się w klubie, gotowi, by ciężkiej pracy od pierwszego treningu. Dla tych, którzy się nie podporządkują może zabraknąć miejsca w zespole.
Lech jeśli chce się włączyć do walki o mistrzostwo, musi grać równo i mieć ustabilizowaną formę. Nawałka pokazał już, że pod jego wodzą jest to możliwe i dlatego znów z Bułgarskiej powiało lekkim optymizmem.