Lech Poznań jak co roku choruje. Nowe lekarstwo czy lekarz?
Lecha Poznań znów dopadła sierpniowa choroba i ambitne plany spaliły na panewce. Nenad Bjelica w roli lekarza zawiódł, ale może potrzebna jest zmiana leku?
Plany były bardzo ambitne, skończyło się tak jak zawsze. Mimo niezwykłej jak na Lecha ofensywy transferowej, mimo pozyskania latem aż ośmiu nowych piłkarzy, Kolejorz już w sierpniu poniósł spektakularne klęski i zamiast pięknej pucharowej przygody na arenie międzynarodowej i krajowej, pozostały mu już tylko rozgrywki ekstraklasy.
„Chcemy zdobyć mistrzostwo i Puchar Polski”, „Mamy mocniejszą kadrę niż przed rokiem”, „Mam w Lechu silniejszy zespół niż w Wiedniu, kiedy z Austrią zakwalifikowałem się do Ligi Mistrzów”, „Z Lecha nikt już nie będzie się śmiał” - to mówił jeszcze niedawno trener Nenad Bjelica, ale skończyło się tylko na deklaracjach.
Sezon miał być wyjątkowy. Kolejorz chciał wreszcie zerwać z niechlubną przeszłością i opinią, że jest drużyną słabą mentalnie, zawodzącą w najważniejszych meczach, kompromitującą klub w pojedynkach ze znacznie niżej notowanymi rywalami, jest mentalnie słabą i niezdolną do zdobywania trofeów.
Gwarantem tych zmian miał być właśnie Bjelica. Trener, któremu rok temu tuż po objęciu pracy udało się bardzo szybko zmienić styl gry, przywrócić kibicom radość z oglądania drużyny i odbudować formę kilku zagubionych piłkarzy, co wcześniej nie było wcale takie oczywiste.
- Gdy przybyłem, Lech był bardzo chory
- powiedział Chorwat. Niestety, jak co roku znów zachorował.
Pucharową porażkę 0:3 z Pogonią nie można więc traktować jako „wypadek przy pracy” tylko jako stan permanentny, powtarzający się niezależnie od tego czy drużynę prowadzi Bjelica, Urban, Skorża czy Rumak. Gdy następuje prawdziwa weryfikacja umiejętności, lechici znowu okazują się bezradni. Różnica jest tylko jedna.
Chorwacki szkoleniowiec miał niespotykane wcześniej poparcie kibiców i zarządu klubu. Takiej sytuacji nie było już w Kolejorzu od wielu lat. Ale i to nie wystarczyło. Gdy zaczęły się problemy, nie poradził sobie tak, jak nie poradzili sobie poprzednicy.
Chorwat nie ustrzegł się błędów. Drużyna była bardzo daleka od optymalnej formy. Słabo rozpoczęła rozgrywki ligowe, od remisu z beniaminkiem Sandecją i porażki z Wisłą w Płocku. Była bliska kompromitacji w Haugensund. Wydawało się, że najgorsze ma już za sobą, kiedy rozgromiła Piasta i toczyła wyrównane boje z Utrechtem.
Bjelica apelował o cierpliwość, tłumaczył, że budowa drużyny musi potrwać, nowi piłkarze muszą się zgrać, eksperymentował ze składem, ale było widać, że kilku graczy, którzy w tym okienku transferowym dołączyło do Kolejorza nie wnosi wiele do drużyny. Barkroth, Rakels, a także wcześniej pozyskani Nicki Bille Nielsen czy Mihai Radut nie przewyższają umiejętnościami, graczy ze średniaków ekstraklasy. Lech zaimponował liczbą transferów, ale w parze z tym nie poszła jakość.
Efekt jest taki, że nadal trzon drużyny stanowią bezsilni, w najważniejszych momentach poprzedniego sezonu Majewski, Tetteh czy Gajos. Ta trójka najbardziej irytowała w środowym meczu z Pogonią. Jeśli do tego doszły jeszcze błędy w ustawieniu wszystkich defensorów i bramkarza, trudno się dziwić, że ambitnie i z pomysłem grający Portowcy, nie mieli żadnych problemów, by rozbić Lecha, który nawet nie podjął walki.
Brak agresji i ambicji, to jest najbardziej niezrozumiała rzecz, która zdarzyła się w Szczecinie. Lech nie potrafił się zmobilizować, zamiast próbować „gonić” wynik, nasi piłkarze pragnęli tylko dotrwać do ostatniego gwizdka sędziego. Mieli szczęście, że skończyło się tylko na trzech golach, bo mogło dojść do pogromu.
Można się więc zapytać, po co była ta cała rewolucja, skoro nawet przeciętny, ale zdyscyplinowany taktycznie i potrafiący zagrać zaangażowaniem rywal, tak zdominuje Kolejorza?
- Nie mam słów na postawę zespołu - mówił po meczu Bjelica, ale to przecież on jest współodpowiedzialny za strategię transferową (kilku piłkarzy to jego dobrzy znajomi), skład i przygotowanie drużyny do tego meczu. Skoro więc kolejny „lekarz” nie potrafi poradzić sobie z „sierpniową chorobą”, może trzeba zastosować inny lek.
Lech miał i ma bez wątpienia lepszych piłkarzy niż większość klubów w Polsce, ale nadal niewystarczająco dobrych, by uchronić się przed takimi blamażami jak w środę. Dlatego rozczarowań będzie więcej. Taki Lech z tym trenerem, nie gwarantuje sukcesów.
Skoro przez kilka lat bankrutuje koncepcja ściągania graczy z kartą zawodniczą w ręku z lig węgierskiej, greckiej, szwedzkiej czy austriackiej, może warto poszukać w bardziej rozwiniętych piłkarsko krajach. Bez zmiany jakościowej Kolejorz nadal będzie dreptał w miejscu, a zniechęceni porażkami kibice, nie wrócą na stadion.