Lech Poznań: Czołówka ucieka. Kolejorz nie potrafi grać z zespołami z górnej połowy tabeli
Lech Poznań zremisował w piątek z Jagiellonią Białystok 1:1 i z perspektywy ostatnich meczów trzeba uznać to za dobry wynik. Niestety, jeśli spojrzy się szerzej na spotkania piłkarzy Dariusza Żurawia z szeroko rozumianą czołówką, to wygląda to bardzo blado, żeby nie powiedzieć dramatycznie. Lech stał się ligowym średniakiem i dosyć jasno pokazują to wyniki oraz pozycja w lidze.
Władze Lecha przed sezonem nie tworzyły zbytniej presji na ekipie Dariusza Żurawia. Wręcz można by stwierdzić, że to sami piłkarze i kibice wywierają większą presję na drużynie niż najważniejsi ludzie przy Bułgarskiej. To przecież Darko Jevtić przed sezonem stwierdził, że Lech będzie walczył o mistrzostwo Polski i Puchar Polski, a kibice liczyli, że drużyna będzie się prezentować przede wszystkim lepiej niż w poprzednim sezonie. Po dziewięciu meczach Lech ma na koncie dwanaście punktów i jest na dziewiątym miejscu w tabeli. Wynik typowego ligowego średniaka, ale nie mamy zamiaru się znęcać nad Lechem, bo drużyna ponownie jest w budowie i trzeba dać ekipie Żurawia jeszcze trochę czasu.
Jednak w ostatnim meczu z Jagiellonią, szczególnie w drugiej połowie, szkoleniowiec Lecha nieco zmienił zdanie odnośnie ofensywnej i ładnej dla oka gry. Przede wszystkim Lech nie mógł przegrać trzeciego meczu w tym sezonie przed własną publicznością, bo obecny tydzień byłby małym piekiełkiem dla Dariusza Żurawia.
Zobacz też: Lech Poznań: Pięć wniosków po remisie Kolejorza z Jagiellonią Białystok 1:1
Trzeba przyznać, że władze Lecha celnie zdiagnozowały potencjał nowego zespołu. Włodarze zdawali sobie sprawę, że nie jest to ekipa na mistrza Polski (chociaż dyrektor sportowy Tomasz Rząsa jeszcze w zeszłym sezonie twierdził co innego, a pół drużyny zostało pogonione), ale czy spodziewali się, że Lech będzie typowym ligowym średniakiem? Niestety, na to wskazuje bilans meczów z czołówką tabeli, a tu jasno widać, gdzie umiejscowiła się duma Wielkopolski w krajobrazie ligowej piłki w sezonie 2019/20.
W dotychczasowych dziewięciu meczach Kolejorz pięciokrotnie mierzył się z drużynami z czołówki ligowej tabeli (Piast Gliwice, Śląsk Wrocław, Cracovia Kraków, Lechia Gdańsk i Jagiellonia Białystok). Nie licząc Piasta Gliwice, który jest mistrzem Polski, Kolejorz do każdej rywalizacji z wyżej wymienionym przeciwnikiem przystępował z niższej pozycji w tabeli. Jaki jest bilans tych meczów? W pięciu spotkaniach ekipa Dariusza Żurawia zdobyła tylko dwa punkty (z Piastem na otwarcie, będącym zaaferowanym walką w europejskich pucharach i Jagiellonią Białystok, która w meczu z Legią Warszawa przez 90 minut nie oddała strzału celnego)!
W niedzielę Lecha Poznań w tabeli wyprzedziła Wisła Płock. Jest punkt nad Kolejorzem, a po meczu w ramach 2. kolejki, gdzie Lech rozjechał ekipę z Mazowsza 4:0, nikt by tego nie powiedział. Jednak kolejki mijają i to ekipa Radosława Sobolewskiego jest teraz w gazie i górnej ósemce, a Lech nie.
Kolejorz w obecnych rozgrywkach trzy zwycięstwa odniósł z dwoma beniaminkami i wspomnianą Wisłą Płock, która dopiero w ostatniej kolejce sezonu 2018/19 zapewniła sobie utrzymanie w lidze. Dla porównania obecny wicelider tabeli Śląsk Wrocław ma na swoim koncie po dziewięciu meczach osiemnaście punktów, a w tych spotkaniach grał praktycznie z samą czołówką (Pogoń, Lechia, Legia, Cracovia, Piast... no i Lech). Co gorsza, Kolejorz już od dłuższego czasu ma problemy w spotkaniach z najlepszymi zespołami w lidze. Również w poprzednim sezonie wyglądało to blado. W rozgrywkach 2018/19 Lech na 30 możliwych punktów zdobył tylko 12 punktów. Jeśli spojrzymy na to łącznie, to w bieżącym sezonie i tym ostatnim na 45 punktów możliwych do uzyskania, Kolejorz zdobył tylko 14 w meczach z lepszymi od siebie (będącymi wyżej w tabeli). Z takim bilansem nie ma nawet co marzyć, o wdarciu się do czuba ligowej tabeli.
Ostatnie spotkanie z drużyną z czołówki tabeli Lech wygrał w 36. kolejce sezonu 2018/19. Wówczas ekipa Żurawia pokonała u siebie Lechię Gdańsk 2:1. Z kolei, jeśli szukamy ostatniego triumfu niebiesko-białych w meczu wyjazdowym z zespołem sklasyfikowanym wyżej od siebie, to musimy wrócić aż do końcówki fatalnego w skutkach sezonu 2017/18. Lech Poznań 20 kwietnia 2018 roku w 32. kolejce grupy mistrzowskiej wygrał w Lubinie z Zagłębiem 1:0 po golu Christiana Gytkjaera i było to jeszcze za panowania Nenada Bjelicy. Od tamtego czasu przez Bułgarską przewinęło się trzech trenerów (licząc Dariusza Żurawia i nie licząc trio Rząsa-Araszkiewicz-Ulatowski), a bilans pozostaje bez zmian. Następna szansa na przełamanie tej passy będzie w... Warszawie. Kolejorz 19 października wybiera się do stolicy na mecz z Legią, która jest na trzecim miejscu w tabeli i traci tylko punkt do liderującej Pogoni. Zanim jednak Lech pojedzie na Łazienkowską, to we wtorek ma przed sobą bardzo ważne starcie w ramach Pucharu Polski.
Zobacz też: Lech Poznań: Tym piłkarzom wygasają w czerwcu kontrakty z Kolejorzem. Czy odejdą z klubu za darmo?
Szansa na zakwalifikowanie się do europejskich pucharów w lidze może uciec, ale krótsza do nich droga wiedzie przez zwycięstwo w krajowym czempionacie. Lechici zmierzą się na wyjeździe z Chrobrym Głogów, dowodzonym przez Ivana Djurdjevicia. Były trener Kolejorza po dziewięciu kolejkach w zeszłym sezonie miał trzynaście punktów (oczko więcej niż ekipa Żurawia) i zapewne teraz będzie chciał udowodnić, że jego nowy zespół da radę stawić czoła Lechowi Poznań. Kolejorz akurat nie ma problemów z grą ze słabszymi rywalami, ale Puchar Polski rządzi się swoimi prawami. Ewentualne niepowodzenie we wtorek może spowodować mocne tąpnięcie przy Bułgarskiej, ale chyba tylko katastrofa mogłaby sprawić, że Lech przegra na terenie przedostatniej drużyny Fortuna 1. Ligi.
Czytaj też: Lech Poznań: Europejskie puchary albo... katastrofa
Jakie płyną wnioski z tego smutnego tekstu? Lech nie potrafi grać z zespołami sklasyfikowanymi wyżej od siebie, a co gorsza, prawie nikt nie boi się już spotkania z Kolejorzem i w meczu z lechitami liczy na komplet punktów. Czy to się w najbliższym czasie zmieni? Bardzo wątpliwe. Podopieczni Dariusza Żurawia znowu potrzebują takiego meczu jak z Wisłą Płock, który może dać prawo uwierzyć drużynie, że razem są w stanie przenosić góry.