Laura oraz Winni, Coola, Kazik i Bruno. Ta paczka uczy i leczy
Kiedy idziemy przez korytarz szpitala dziecięcego, wzbudzamy zainteresowanie. Idziemy we trójkę - ja, Laura i Winni. My z Laurą nie jesteśmy dla dzieciaków szczególnie interesujące. Za to Winni robi furorę. A to dlatego, że jest uśmiechniętym labradorem.
Laura, właścicielka psiaka, od sześciu lat przychodzi z nim do Szpitala św. Ludwika w Krakowie na zajęcia z dogoterapii. Wchodzimy do pokoju pełnego zabawek, po którym biega siódemka dzieciaków. Mają po kilka lat i mnóstwo energii.
Rzucają się na powitanie Winni, która macha radośnie ogonem. Dopytują, czy to Winni czy Coola, bo łatwo je pomylić. Coola też jest psim terapeutą, tej samej rasy i maści, dlatego wolą się upewnić, z którym psem będą miały zajęcia.
Kiedy przychodzi Kazik albo Bruno, takiego problemu nie ma. Pierwszy to owczarek staroangielski, długowłosy, puszysty i biało-czarny. Drugi jest labradorem, ale brązowym. Cała czwórka należy do Laury - razem z nią mieszka i pracuje.
Dzieci siadają w kółku, otaczając Laurę i Winni. Dostają malutkie miseczki, do których wsypują przekąski dla Winni i, za poleceniem Laury, zakrywają je raz lewą, a raz prawą dłonią. Psiak cały czas macha ogonem i wykonuje polecenia. Jest najgrzeczniejszym psem, jakiego w życiu widziałam.
Przechodzimy do innej sali, gdzie zajęcia mają „starszaki”. Winni ma chwilę przerwy, więc łasi się do mnie i prosi o głaskanie po brzuchu. Po kilku minutach do pomieszczenia wpadają dzieciaki, jeden z nich od razu przytula się do psa.
Laura jednak odciąga go od psiaka i tłumaczy, jak powinno się zachować przy zwierzęciu. Proponuje zabawę - ja mam być właścicielem, a każdy, kto chce pogłaskać Winni, musi mnie zapytać o zgodę.
Później jeszcze kilka ćwiczeń, wydawanie Winni poleceń, nagradzanie jej chrupkami, drapanie i głaskanie. Po godzinie wychodzimy z oddziału.
***
Laura tłumaczy, że może i to wszystko wyglądało uroczo, ale było tak naprawdę bardzo poważną sprawą. Dzieci, choć mają wrażenie, że bawią się ze słodkim psiakiem, biorą udział w istotnej lekcji.
Żeby mi to wyjaśnić, Laura zabiera mnie do sali do dogoterapii. Siadamy na ziemi, Winnie kładzie swoją głowę na moich kolanach.
Pytam Laurę, jak wybrać odpowiedniego psa do terapii.
- To jest bardzo długa droga. Najpierw trzeba wybrać rodziców. Winni jest córką Taco, już teraz świętej pamięci. Wiedziałam, że Taco jest świetnym psem, dającym potencjał genetyczny. Znalazłam go w hodowli pod Krakowem.
- A mama?
- Mama była typowym kanapowym psem. Para idealna. Nie wolno brać szczeniąt po matkach pracujących - przez poziom stresu, jaki ma w sobie taka mama, maluchy mogą być niezrównoważone. Mamy więc już rodziców i miot. Teraz trzeba wybrać szczeniaka. Nadaje się średnio jeden na 10.
- Skąd wiesz, który?
- Przeprowadzam test predyspozycji. Najpierw - test kontaktu z nową osobą. Jeśli pies gwałtownie podbiega i skacze, prosząc „weź mnie, weź mnie”- nie nadaje się. Jeśli na widok nowej osoby chowa się - też się nie nadaje. Potrzebny jest pies środka, który najpierw przyjrzy się człowiekowi, oceni: „hmm, ma ręce, ma nogi, głowę. Jest człowiekiem. Okej, mogę do niego podejść”. Podchodzi powoli, obwąchuje. Na końcu zaczyna merdać ogonem. To jest właśnie pies środka. Takich ćwiczeń jest 12, a jeśli pies je zda, to i tak mamy jedynie 50 proc. pewności, że będzie się nadawał na terapeutę.
Później szczeniak musi poznać szpital. Musi wiedzieć, że niektórzy jeżdżą na wózkach inwalidzkich, inni opierają się o balkoniki. Czego się wtedy nauczy, będzie potrafił całe życie. Ale jeśli się czegoś przestraszy - to też mu zostanie i wykluczy z bycia terapeutą.
Laura miała zostać prawnikiem, tak jak chcieli rodzice. Skończyła studia, choć czuła, że to bez sensu. - Jeszcze w trakcie studiów kombinowałam, co by tu zmienić. W końcu pomyślałam - skoro podoba mi się pedagogika i kocham psy, to może dogoterapia? Zaczęłam się szkolić i kupiłam Winni. Ale spotkałam takich wyjadaczy, którzy powiedzieli, że nic z tego nie będzie. Że ten pies nie ma szans być terapeutą. Uwierzyłam im i poszłam do pracy biurowej. Siedziałam w tym gabinecie i myślałam sobie: kurczę, Laura, jak ty się poddałaś. Pół roku pracy z psem i chcesz to zmarnować? Powiedziałam szefowi, że nie przedłużę umowy. A Winni do tej pory przepraszam, że tak w nią zwątpiłam.
Winnie ma już 7 lat. Nie reaguje na zaczepki, kiedy nie musi, nie piszczy, jeśli któryś z dzieciaków ją uszczypnie. Lubi jednak być w centrum zainteresowania. Laura mówi o niej „pies-celebryta”, pracoholik.
Pytam, czego dzieci uczą się na zajęciach z psami. - Uczą się np. czekać. Dzięki temu mają umiejętność odczytania emocji, wiedzą, że pies to nie zabawka. Chcę, żeby wiedziały, że pies czuje, potrafi powiedzieć „dość”.
Zajęcia muszą być dopasowane do dzieci. Jeśli są na nich dzieciaki fobiczne, to muszą być włączane powoli - jeśli nie chcą karmić z ręki, to nie karmią. Jak nie chcą głaskać, to nie głaszczą. Z czasem taki maluch się na coraz więcej rzeczy decyduje.
***
Chwile, które Laura pamięta najlepiej?
Niezapomniane były pierwsze zajęcia.
Ale jest też historia, tym razem związana z Coolą: - Przynieśli nam kobietę, Karolę, ze spastyką mięśni. Była tak wy-krzywiona, że miednicę miała na wysokości klatki piersiowej. Wciąż ją bolało, wyła z bólu. Nie mieliśmy pewności, czy dogoterapia cokolwiek tu pomoże. Czułam bezradność. Aż nagle Coola zupełnie bez komendy podeszła do Karoli. Wtuliła się w nią, a dziewczyna nagle przestała płakać. To trwało 7 minut. Po tym czasie Coola wycofała się, dając znać, że to już koniec. Od tamtej pory zawsze, jak Karola słyszała, że przyjdzie Coola, rozpromieniała się. Innego psa nie tolerowała. Zaczęła wyciągać ręce - co wcześniej było w sferze marzeń.
Takie chwile, co tu gadać, zostają w człowieku do końca życia.