Łatwo dawać nie ze swoich [komentarz]
Minister rodziny Elżbieta Rafalska powiedziała wczoraj „Faktowi”, że najniższa emerytura wynosząca 882 zł brutto, zostanie ustawowo podniesiona do tysiąca złotych.
Zyskają zarówno emeryci ZUS, jak i KRUS. Nic tylko się cieszyć, jak w gierkowskim haśle: Polska rośnie w silę, a ludzie żyją dostatniej. Niestety, minister Rafalska nie powiedziała skąd weźmie pieniądze na kolejne podwyżki. A to przecież setki milionów złotych, które trzeba będzie wpłacić z budżetu. Tymczasem już w kwietniu w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych brakowało 45 miliardów zł.
Nie kłopotałbym się tym zbytnio, ostatecznie to problem rządu, ministra finansów Szałamachy i wicepremiera Morawieckiego. Ale w tym rozdawnictwie zdumiewa mnie co innego. Opozycja toczy boje na gombrowiczowskie gęby, posłowie pokazują sobie środkowe palce dłoni, a ja czekam na rzetelną analizę kosztów tego rozdawnictwa. To bodaj najważniejszy obowiązek opozycji. Ekonomia jest nauką społeczną opisującą produkcję, dystrybucję oraz konsumpcję dóbr. Starożytni Grecy stosowali tę definicję do określania efektywnych zasad funkcjonowania gospodarstwa domowego.
Czy słyszeli Państwo zrozumiałą, rzetelną i wiarygodną analizę opozycji o rozdawnictwie rządu PiS? Który z liberałów PO lub Nowoczesnej wyliczył choćby szacunkowo wpływy i wydatki budżetowe? Przecież to nie są poufne dane, tylko twarde liczby, z których można wyciągnąć wnioski, co czeka nas w 2017 r. A jeśli posłowie opozycji są w stanie stworzyć takiego raportu, to partie mają milionowe dotacje na ekspertyzy. Bo przecież nic dziwnego nie ma w domaganiu się prawdy o sytuacji ekonomicznej państwa dysponującego n a s z y m i pieniędzmi.
Takich szacunków nie oczekuję od sprawujących władzę, bo każdemu rządowi RP budżet zawsze się dopinał. Oczywiście do momentu wybuchu kryzysu.