"Kyks" kochał Śląsk i bluesa. Wspominają go Dudek, Otręba i inni [LINIA CZASU]
"O mój Śląsku, umierasz mi w biały dzień" - śpiewał Jan "Kyks" Skrzek w swojej piosence. Wczoraj Śląsk obudziła bardzo smutna wiadomość o jego śmierci.
Młodszy brat Józefa Skrzeka zmarł nad ranem w szpitalu w Katowicach-Ligocie. Trafił tam w zeszłym tygodniu po tym, jak przeszedł udar mózgu. "Grał kiedyś koncert w parku na Murckach. W pewnym momencie pomiędzy utworami spojrzał w niebo, mruknął "Ćmi się? Niy, to gromy dalej!" - tak o Janie napisał jeden z naszych internautów.
Urodził się 21 listopada 1953 roku w Siemianowicach Śl. Był kompozytorem, grał na fortepianie i harmonijce ustnej. Górny Śląsk zawsze zajmował ważne miejsce w jego sercu. Identyfikował się z nim, pisał o nim w swoich piosenkach. W tej prostocie przekazu była wielka siła.
Działalność rozpoczął w latach 70. Pierwszym studyjnym albumem było "Memento z banalnym tryptykiem" SBB. Do udziału w sesji namówił go starszy brat, Józef Skrzek. "Kyks" koncertował m.in. na festiwalu Rawa Blues i festiwalu im. Ryśka Riedla. Związany był ze Śląską Grupą Bluesową. Pod koniec 2014 r. ukazała się płyta "Kolory Bluesa".
Znani muzycy wspominają "Kyksa"
Józef Skrzek, artysta, brat Jana "Kyksa" Skrzeka
To śląska tragedia. Brak mi słów. W głowie mi się to nie mieści. Czas jakby stanął. Było " O mój Śląsku umierasz mi w biały dzień", a teraz jest "O mój Janku, umierasz mi w biały dzień".
Irek Dudek, bluesman, twórca Rawa Blues Festival
Z Janem "Kyksem" Skrzekiem poznaliśmy się bardzo dawno temu. Nic wtedy nie wskazywało na to, że będzie muzykiem. Pracował wtedy na kopalni, ale widać było, że interesował się muzyką. To był chyba początek lat 70. Jak go zapamiętałem? Jako bardzo życzliwego i ciepłego człowieka. Przyjazny kolega. On grał właściwie inaczej niż my wszyscy. U niego fraza była trochę ruchoma, jak u czarnoskórych muzyków. Ale miał niesamowity dar głosu, który w śląskim języku brzmiał idealnie. Jemu ten śląski nie przeszkadzał w śpiewaniu, jak zresztą większości bluesmanów w Polsce, którzy wolą śpiewać w języku angielskim. On był zżyty z tym językiem. Jan "Kyks" Skrzek" był unikatowym artystą. Wykonawcą, którego nie da się powtórzyć. To był taki wyjątek na rynku śląskim. On miał swoją drogę, swojego bluesa. Bardzo prawdziwego bluesa, którym dzielił się z ludźmi w sposób różny. Czasami dowcipkując, podrywając dziewczyny ze sceny. Był taki bardzo luźny i za to go również ludzie lubili i kochali.
Beno Otręba, basista zespołu Dżem
Poznaliśmy Janka, kiedy graliśmy pierwszy koncert w Spodku. O ile dobrze pamiętam, to był 1980 rok. Wcześniej miewaliśmy próby w katowickich klubach studenckich, gdzie on występował. Potem spotykaliśmy się na szlaku bluesowym. Zawsze było wesoło. To był bardzo otwarty i szczery człowiek. Nawet zdarzyło się tak, że na kilku koncertach zastępował Ryśka Riedla. Pamiętam, że zabawnie było zwłaszcza w samochodzie, bo opowiadał niestworzone rzeczy, zawsze coś fajnego trzymał w zanadrzu.
Andrzej Urny, były gitarzysta zespołów Dżem, Krzak oraz Perfect
Skończył się pewien rozdział w historii bluesa i sądzę, że mało kto będzie go teraz w stanie wypełnić. On był ewenementem na skalę nie tylko Polski. To był prawdziwy bluesman. Piękny, wspaniały "chop". Jakim go zapamiętam? Niesamowita energia i talent.
Janusz Frychel, basista Gangu Olsena
Janek był dla nas człowiekiem, którego od lat słuchaliśmy i na którego muzyce my z Gangu Olsena wychowywaliśmy się przez długi czas. Później tak się potoczyły nasze losy, że Janek parę razy zagrał na naszych koncertach, między innymi na naszym 10-leciu w Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu. Wszyscy, którzy znali Janka, wiedzieli, że to bardzo pozytywny chłop. Bardzo rozrywkowy i sympatyczny. Szkoda chłopa. Przykra wiadomość z samego rana. Została jego muzyka - brzmi to banalnie, ale taka jest prawda. Przez te wszystkie lata grania on mocno zaznaczył się swoją muzyką w tożsamości Śląska, a przez to, że śpiewał w śląskim języku, był wielkim propagatorem Śląska jako regionu w całej Polsce. Był ogromnie lubianym człowiekiem z powodu swojego charakteru. Zawsze zarażał ludzi swoim optymizmem. No i swoimi wicami, które często opowiadał.