Chyba każdy zna dowcip (?) o poczciwinie, który z uporem zwracał się do prowadzącego rozprawę sędziego „Wysoka Sprawiedliwości”, na co zniecierpliwiony sędzia wykrzyknął w końcu: „Tu nie ma żadnej sprawiedliwości, tu jest sąd!”. Wielu Czytelników słyszało też pewnie słynne anglosaskie powiedzenie, że „spóźniona sprawiedliwość to nie sprawiedliwość”. Ja prawdziwość tych mądrości testuję na sobie – będąc stałym bywalcem sądów od początku lat 90. Pozwólcie więc, że wypowiem się jako praktyk o sytuacji polskiej Temidy - abstrahując chwilowo od politycznego mordobicia (choć - jak wszyscy wiemy - abstrahuje się coraz trudniej).
Ci, którzy czytają moje teksty od więcej niż kilku lat, wiedzą, że me relacje z sądami i sędziami były zawsze – delikatnie mówiąc – trudne. Ponad dekadę temu opublikowaliśmy na łamach „Dziennika Polskiego” serię rzeczowo krytycznych artykułów o niedoskonałościach naszego wymiaru sprawiedliwości, postulując – ustami fachowców - głębokie zmiany. Niestety, większości z tych zmian się nie doczekaliśmy. Zamiast tego ekipa Zbigniewa Ziobry przeforsowała rozwiązania, które pogorszyły sytuację. I nie chodzi mi o głośny polityczny wymiar tej deformy, lecz jej opłakane skutki dla obywatela oczekującego uczciwych i w miarę sprawnych procesów oraz skutecznych i ważnych wyroków.
Już u zarania mej kariery dziennikarskiej zdarzyło się kilka razy, że jakiś włodarz czy biznesmen poczuł się dotknięty moim tekstem - i sprawa lądowała na wokandzie. By trwać i trwać.. mać. Później wielokrotnie bywałem nie tylko pozwanym, ale i świadkiem oraz – oskarżonym; mamy jako jedyny kraj Unii karne przepisy o zniesławieniu (art. 212 kk) i w moim przypadku korzystali z nich nie tylko politycy czy biznesmeni, ale i gangsterzy, którzy po moich tekstach trafili do więzienia i poczuli się dotknięci kolejnymi publikacjami. Piszę to, by pokazać, że nie jestem tylko publicystą-teoretykiem, ale i praktykiem polskiej Temidy. A zarazem, oczywiście, obywatelem zainteresowanym żywotnie naprawą sądów.
Za rządów PO i PSL krytykowaliśmy wraz politykami opozycji – z PiS na czele – przede wszystkim przewlekłość postępowań wskazując jako jedną z przyczyn przeładowanie sądów sprawami błahymi, małą liczbę asystentów i nadmiar sędziów funkcyjnych, a nie orzekających. Czy z punktu widzenia obywatela istotnym problemem były wykroczenia sędziów i ich bezkarność? Nie. Kilka przypadków na 10 tys. zatrudnionych to nie jest coś, przez co warto wywracać do góry nogami system powoływania sędziów i nadzoru nad nimi, wchodząc w fundamentalny spór o niezawisłość z całym światem: partnerami z Unii, Ameryką, Europejskim Trybunałem Praw Człowieka oraz niemal kompletem środowiska naukowego i akademickiego w Polsce, z wybitnymi autorytetami z PAN, UJ i UW na czele. A obecna ekipa skupiła się właśnie na tym, wspierając owe działania potężną akcją propagandową przeciwko sędziom i przedstawiając ich jako zorganizowaną kastę przestępczą.
Przez cały ten czas statystyki pracy wymiaru sprawiedliwości pogarszały się. Resort sprawiedliwości zareagował na to… ukryciem (łatwo wcześniej dostępnych!) statystyk. Lukę wypełniło teraz badanie przeprowadzone w sądach rejonowych przez zespół sędziów i niezależnego eksperta na zlecenie Stowarzyszenia Iustitia. Tak, wiem, że stowarzyszenie to jest w morderczym sporze z obecną ekipą ministerstwa, ale… dane to dane. Co istotne, nikt nie neguje ich prawdziwości. A są dojmująco smutne.
W sprawie cywilnej procesowej w przeciętnym sądzie rejonowym czas trwania postępowania sądowego wzrósł z 10,3 miesiąca w 2015 r. do 14,8 miesięcy w 2020 r. (o 44 proc.), w sprawie cywilnej nieprocesowej z 5,5 do 10,5 mies. (91 proc.), w sprawie prawa pracy z 8,4 do 10,7 mies. (o 28 proc.), w sprawie rodzinnej z 5,8 do 8 miesięcy (o 38 proc.), w sprawie gospodarczej z 13,5 do 17,6 miesięcy (o 30 proc.). Mocno wzrosła przy tym liczba spraw przypadających na jednego sędziego, w efekcie czego tych nowych przybywa szybciej niż ubywa załatwionych. Czyli rośnie góra zaległości. W dodatku, z powodu wiadomego sporu rządu z całym światem, nawet te wyroki, które w Polsce zapadają, nie są pewne - coraz częściej dochodzi do ich podważenia, w kraju i zagranicą; notabene robi to także sam minister Ziobro ze swoją ekipą
I nie zwalajmy wszystkiego na pandemię! Po pierwsze ona trwa dopiero od półtora roku. Po drugie banki, sklepy, biura, fabryki, inne firmy oraz instytucje poradziły sobie i pracują dziś nawet sprawniej niż przed zarazą. A w sądach jest bardzo źle. W głowie mi się nie mieści, że można o ten stan obwiniać samych sędziów. Przecież to tak, jakby za katastrofalne wyniki sprzedażowe i finansowe fabryki zabawek krytykować zatrudnionych w niej robotników i inżynierów; że nieroby i w ogóle sabotażyści, przez co, kochany kliencie, zabawki drogie, brzydkie i w dodatku się psują.
No, nie! Po sześciu latach zarządzania należy rozliczyć przede wszystkim – zarządcę. Czy to w ogóle możliwe? Czy jednak (po)rachunki koalicyjne są ważniejsze od stanu Temidy?