Dziarski 80-latek siada do śniadania z połowicą i rzecze: - Najpiękniejsza z żon, kiedy Cię widzę w tym moim szlafroczku, nie mówię nic. Kiedy Cię widzę w moich kapciach, nie mówię nic. Ale kiedy Ty się do mnie szczerzysz tą moja sztuczną szczęką...
Niektórzy uważają ten dowcip za niesmaczny - tych najserdeczniej przepraszam. Inni słyszą w nim nutę czułości - tych zamaszyście pozdrawiam. Ja dostrzegam w owej facecji drugie dno.
Piszę ten felieton w pośrodku deptaka w tętniącej resztką lata Krynicy. Od 29 edycji Forum Ekonomicznego niemal wszyscy skupiają się na rozwoju, wzrostach, rekordach. I rozwiązywaniu problemów, które przeszkadzają w przebijaniu kolejnych sufitów z napisem „zysk”.
W tym roku gorącym tematem był brak pracowników. Brak w Polsce, brak w Czechach, brak na Słowacji. Niemcy szacują, że do połowy kolejnej dekady (a to już-już!) zabraknie im 5 mln fachowców. Imigranci z Afryki i Bliskiego Wschodu rozczarowują. - Mało roboty, dużo fanów socjalu - podsumowuje przy naszym studiu na deptaku przedsiębiorca z Północnej Westfalii. Dodaje na ucho, że uwiera go także „inność kulturowa”.
Partie antyimigranckie nad Renem (i nie tylko) rosną w siłę. Ale ich ksenofobicznemu krzykowi towarzyszy inny: potrzebujemy rąk do pracy. To krzyk tradycyjnej gospodarki, w której - mimo kolejnych technologicznych rewolucji - nadal potrzebny jest człowiek. I najwyraźniej ta gospodarka, cała ludzka epoka, niczym tegoroczne lato, odchodzi w przeszłość.
Przez jakiś czas bogate kraje będą czerpać siły witalne od innych. Jak wampiry. Niemcy (Anglicy, Irlandczycy Norwegowie...) wysysają świeżą krew Polsce, Polska wysysa świeżą krew Ukrainie itd. Ale to nie może trwać wiecznie. Zapatrzony w sufit z napisem „zysk” biznes to wie. Dlatego połowę pieniędzy świata inwestuje w technologie, które zastąpią człowieka. O tym w Krynicy mówiło się dużo.
Ale moja serdeczna koleżanka Ewa Piłat, wieloletnia publicystka Dziennika Polskiego, a od ładnych paru lat spirytus movens krakowskiego Uniwersytetu III Wieku, przypomniała mi pośrodku deptaka o tym, dlaczego nasz biznes inwestuje w roboty. Najprostsza odpowiedź: bo już ponad jedna czwarta Polaków jest w wieku, w którym przestaje się myśleć o przebijaniu sufitów. Niebawem będzie to jedna trzecia. W tym cała masa ludzi po osiemdziesiątce, dziewięćdziesiątce, wielu samotnych, pozbawionych czułych pogadanek przy śniadaniu, obiedzie lub kolacji.
W Japonii są już miliony obywateli 80 plus, którzy nie rozmawiali z nikim ponad trzy miesiące. Bo nie ma kto z nimi rozmawiać. Więc biznes pracuje nad androidami, które znajdą czas i chęć. Niemcy przeżywają podobny problem, ale ich na razie ratują polskie opiekunki i polscy opiekunowie, czyli ludzie gotowi za euro pielęgnować - i słuchać - Niemki i Niemców z demencją i Alzheimerem. Oraz polscy geriatrzy: w jednym szpitalu pod Lubeką pracuje ich więcej niż w całej Małopolsce.
I to jest, na mój nos, dobry temat na kolejną Krynicę. Jako Polacy przebiliśmy już wiele sufitów i zapewne będziemy przebijać kolejne - czego swej Ojczyźnie życzę. Ale przebijając je nie możemy być ślepi na to, że dla każdego z nas lato z czasem się skończy. Oraz na to, że ów z gruntu intymny proces zachodzi teraz u schyłku całej epoki, na co my, Polacy, nie jesteśmy gotowi.