Kwadratura kuli: Medal za męstwo i proza życia, czyli dlaczego żywy przedsiębiorca jest co najmniej równie bohaterski, jak martwy powstaniec
Serhij, mieszkający w Krakowie uchodźca z Donbasu, zadzwonił do mnie wczoraj, by zareklamować pierogarnię otwartą w Nowej Hucie przez współbraci. Rozmowa zeszła na przedsiębiorczość i to, jak się ona ma do bezpieczeństwa i poziomu życia nad Wisłą i nad Dnieprem. Ukrainiec nieoczekiwanie skwitował naszą pogawędkę dowcipem o Olehu, kijowianinie, który złowił złotą rybkę i długo nie mógł wymyślić żadnego życzenia.
„Mieszkanie po teściach mam, merca w dieslu mam, żona może być, dzieci też…” - wyliczał. Wreszcie go olśniło: „Daj mi medal za męstwo!” Coś buchnęło, coś huknęło i… Oleh znalazł się nagle pośrodku pola krwawej bitwy, zasuwając z pepeszą i odbezpieczonym granatem w rękach na siedem ruskich czołgów. „Cholera, pośmiertny mi dała” – westchnął. I zginął.
Co to ma wspólnego z przedsiębiorczością i bezpieczeństwem? Wbrew pozorom – mnóstwo. Amerykanów i Brytyjczyków, których mam przyjemność gościć w najpiękniejszym z krajów, zawsze zdumiewa, jak bardzo nie ceni się w Polsce przedsiębiorców i jak silnie patriotyzm utożsamia się z wojennie rozumianym bohaterstwem. To zdumienie ma dwie przyczyny.
Po pierwsze - od zakończenia ostatniej wojny na zbroczonej krwią polskiej ziemi minęło – chwała Bogu – aż 76 lat i ci, którzy osobiście doświadczyli związanych z nią wyzwań, to już naprawdę garstka; więc nasza tradycyjna i odruchowo oczywista zbitka: patriota = martwy żołnierz/powstaniec wydaje się Anglosasom mało praktyczna.
Tu mała dygresja: istnieje wielka różnica między Polakami a Ukraińcami, którzy chcieliby się sprawdzić w wojennym patriotyzmie. Wojna w Donbasie pochłonęła życie 14 tys. obywateli Ukrainy, w tym 3 tys. żołnierzy. To, obok kryzysu ekonomicznego, główny powód tego, że aż 40 procent młodych Ukraińców chce opuścić swój kraj (w 2015 roku było to 15 proc.). Z całym szacunkiem dla codziennych zmagań naszych pograniczników, ale to nie jest ciągle ten poziom zagrożenia, zwłaszcza że na pomoc Polsce pospieszyli sojusznicy – ci z Unii, i ci z NATO – których Ukraina nie ma; ta pomoc okaże się zapewne na tyle skuteczna, że lecące w naszą stronę patyki, buty i cegły nie zabiją żadnego polskiego żołnierza, a docelowo w ogóle przestaną lecieć.
Drugim powodem zdumienia Anglosasów polskim brakiem szacunku dla przedsiębiorców jest to, że w jednoznacznej opinii moich przyjaciół i znajomych z tego kręgu kulturowego (a są wśród nich republikanie i demokraci, toryści i labourzyści, prawacy i lewacy) Polska zawdzięcza swój niebywały cywilizacyjny sukces ostatniego 30-lecia pomysłowości i pracowitości przedsiębiorców i ich pracowników.
Oczywiście, można uważać i głosić, że ultrasi Cracovii, Wisły, Legii czy Polonii, wyrażający swą miłość do ojczyzny w stadionowych oprawach, tatuażach i patriotycznych marszach, gotowi są pierwsi stanąć na polu boju i walczyć o Polskę równie zażarcie, jak o honor swych klubów w leśnych ustawkach; jednakowoż nie da się ukryć, że w pokojowej rzeczywistości – a o taką powinniśmy dbać ze wszystkich sił przy wsparciu naszych przyjaciół z Unii i NATO – nawet ultrasi żyją na co dzień… prozą życia. Czyli żeby mieć co do garnka i na plecy włożyć; wystarczy spojrzeć na ich markowe koszulki, spodnie, buty oraz wypielęgnowane audi i beemki; wydziaranie tatuażu z Polką Walczącą też kosztuje.
Te wszystkie prozaiczne rzeczy nie wzięły się z bohatersko patriotycznych natchnień i uniesień, lecz niebywale patriotycznej – bo służącej Ojczyźnie i umacniającej ją jak nic – ciężkiej pracy przedsiębiorców, ich rodzin i pracowników.
Warto zważyć, że owa unikatowa przedsiębiorczość przetrwała w Polsce okres PRL-u w postaci rolników gospodarzących na swoim, badylarzy, rzemieślników, taksówkarzy, kupców z targowisk, sklepikarzy. Ukraińcy ich nie mieli. Tam przedsiębiorczości musiało się uczyć szóste pokolenie traktorzystów kierujących państwowym traktorem. To kolejna wielka różnica między nami a naszymi wschodnimi braćmi, pracującymi dziś masowo nad Wisłą i uczącymi się od nas zakładania firm – w dobrze dotąd poukładanej, bo unijnej, Polsce.
Wydaje mi się, że nie bardzo to wszystko ostatnio doceniamy, a pusta – bo jakże łatwa w naszych warunkach - bohaterszczyzna wręcz przedsiębiorczością gardzi. Słyszę, że dźwignią rozwoju, „uczciwej gospodarki”, ma być państwo. Choć myśmy już tego próbowali. Oczekiwałbym przynajmniej od tych nieco starszych, by pamiętali, jak nam wtedy poszło. I zawrócili, póki nie jest za późno. Nikomu, także tym marzącym o medalu za męstwo, nie życzę, byśmy się znaleźli w sytuacji Ukrainy.