Kwadratura kuli: EU czy non-EU? Jeden unijny przepis o skrzyżowaniach ratuje życie 3 tys. Polaków rocznie. Nikt o tym nie wie
Spece od bezpieczeństwa wskazują, że - choć po polskich drogach jeździ o połowę więcej aut niż w 2004 r. - liczba wypadków maleje. Przed wejściem do Unii Europejskiej mieliśmy prawie 6 tys. zabitych w tragediach drogowych rocznie, a w 2018 – 2,8 tys. Zawdzięczamy to unijnym standardom budowy dróg i unijnym normom bezpieczeństwa. Prawie nikt tego nie dostrzega, ani nie docenia. Zamiast tego słyszę bzdury o "krzywiźnie bananów". W głowach młodych jest sieczka.
W środę jestem w Londynie, a w piątek w Amsterdamie. W sprawie pracy – oznajmiła memu koledze, inżynierowi z krakowskiej huty, jego 23-letnia córka, Ola. Za rok kończy studia dzienne na Uniwersytecie Ekonomicznym, ale w tzw. międzyczasie zaliczyła regularną pracę w różnych firmach oraz zagraniczne staże, była przez pół roku na Erasmusie w Barcelonie.
Teraz postanowiła polecieć na rozmowy kwalifikacyjne do globalnych korporacji – „żeby sprawdzić na żywo, jak wyglądają”. Jak planowała podróż? - No, zwyczajnie – odpowiada zdziwiona. – Bierzesz smartfona, szukasz taniego lotu, bukujesz, płacisz stówkę za podróż w obie strony, bierzesz walizeczkę z jakimś wyjściowym strojem i fru. Lot dwie godziny, dojazd dwie godziny, rozmowa, powrót tego samego dnia. No, chyba, że zamarzy ci się nagle ryba z frytkami w Greenwich. Ja kocham rybę w Greenwich, to zostanę na nocleg u koleżanki, która zarządza trzygwiazdkowymi hotelami w Londynie…
Przypomniały mi się moje podróże do Anglii z połowy lat 90. Bilet autobusowy (kogo było stać na lot!) kosztował pół pensji. Tłukliśmy się 30 godzin przez Europę. Ewidentnie nie naszą. Na granicy z Niemcami (czyli Unią) czuć było zmianę wszystkiego: od jakości dróg (mieliśmy wtedy w Polsce 100 km tzw. autostrad) po mentalność. Stojąc w męczących kolejkach do odprawy zazdrośnie zerkaliśmy na ekspresowe bramki z napisem „EU Citizens”.
Jesteśmy tymi „EU Citizens” od 15 lat. Ale co właściwie o wspólnocie wiemy? Na ile jesteśmy świadomi tego, jak bardzo nas zmieniła? Brutalnie oceniam tę świadomość na zero. Do niedzielnych wyborów przystąpią ludzie, którzy niczego o dokonywanym przez siebie wyborze nie wiedzą. Czują tylko emocje oparte na jakichś mitach, w najlepszym razie luźno związanych z prawdą. Większość wyprawę do urn traktuje jako kolejną rundę polsko-polskiego mordobicia (bo trudno to już nazwać boksem).
Wielu Unia kojarzy się jedynie z drogą i tablicą informującą o wsparciu. Dostaliśmy dotąd z UE równowartość dwóch budżetów Polski i znaczna część tych pieniędzy faktycznie poszła na drogi. Dzięki 2,5 tys. km tras szybkiego ruchu z europejskiego ousidera przeistoczyliśmy się w ośrodek logistyczno-transportowej rewolucji, z największą liczba firm przewozowych i ciężarówek na głowę. Amazon stworzył u nas swe centrum zaopatrujące Europę. Naszego sukcesu gospodarczego – i tych wszystkich „pińsetek” - nie byłoby bez dróg. Ale jest coś ważniejszego od liczby i długości tras.
Każdy drogowiec przyzna, że przepisy i standardy unijne wymusiły niespotykaną wcześniej jakość. Prawnik doda, że dzięki unijnym przepisom i standardom powszechne wcześniej złodziejstwo i przekręty na budowach zostały zniwelowane niemal do zera. Spece od bezpieczeństwa wskazują, że - choć po polskich drogach jeździ o połowę więcej aut niż w 2004 r. - liczba wypadków maleje. Przed wejściem do UE mieliśmy prawie 6 tys. zabitych rocznie, w 2018 – 2,8 tys. Zawdzięczamy to unijnym standardom budowy dróg i unijnym normom bezpieczeństwa.
Prawie nikt tego nie dostrzega. Najbardziej przeraża mnie sieczka w głowach rówieśników Oli. Jakże wielu, nie wiedząc o Unii nic, patrzy na nią jak na obcą krainę. Oby nie obudzili się w cuchnącym autobusie tkwiącym w kolejce do bramki „Non-EU”.