W odstępie kilkunastu sekund dostałem we wtorek wieczorem trzy wstrząsające listy. Pierwszy nawoływał do walki o życie Sławomira, "współczesnego Maksymiliana Kolbego głodzonego na śmierć przez angielski szpital, który kroczy drogą hitlerowskich Niemiec – ku cywilizacji śmierci". Drugi był prośbą o wsparcie redakcyjnej koleżanki, która straciła niedawno dziecko, bo leczenie pewnego rodzaju nowotworu nie jest w Polsce finansowane, a teraz może stracić męża, bo leczenie pewnego rodzaju nowotworu nie jest w Polsce finansowane. Trzeci dotyczył zbiórki na kosztowną (9 mln złotych!) terapię dziecka znajomych, u którego zdiagnozowano SMA – rdzeniowy zanik mięśni.
Nie przeczę, że trzeba było walczyć o nieszczęsnego "Polaka z Plymouth" (który ostatecznie zmarł; po decyzji brytyjskiego sądu i najbliższej rodziny, szpital przestał go sztucznie karmić). Jestem skłonny ufać prof. Wojciechowi Maksymowiczowi, posłowi PiS, ale przede wszystkim wybitnemu lekarzowi, że Sławomira dało się przywrócić do życia i skutecznie rehabilitować. Z drugiej strony nie potrafię abstrahować od tego, w jakich realiach prowadzono tu "kampanię życia", kto ją nakręcał i w jakim celu.
Od jesieni umiera CODZIENNIE w Polsce o około 500 Polaków więcej niż w latach poprzednich. Tylko połowa z tego to robota covidu, reszta jest efektem zapaści systemu. To nie jest twierdzenie felietonisty, który zbyt lekkim piórem oskarża władzę, lecz kogoś, kto nie jest zaślepiony (jak wielu wyborców PiS) i widzi liczby.
Wedle oficjalnych danych, na COVID-19 umarło dotąd ponad 36 tys. Polaków. Tymczasem w samym tylko 2020 r. GUS odnotował o ponad 70 tys. zgonów WIĘCEJ niż w latach poprzednich. Wychodzi na to, że średnio 100 "Sławomirów" dziennie umierało nam nie dlatego, że "cywilizacja śmierci" przestała ich karmić dożylnie, lecz dlatego, że "cywilizacja życia" w ogóle nie podłączyła ich do aparatury.
Większość z "nadwymiarowych" pięciuset zgonów Polek i Polaków dziennie wynika z faktu, że chorzy mają tragiczny dostęp do opieki medycznej i w ogóle nie są diagnozowani. Dwa tygodnie temu środowiskiem lekarzy i rodziców dzieci z SMA wstrząsnęła decyzja rządu o odmowie wprowadzenia badań przesiewowych niemowląt pod kątem tej choroby. Trzeba wiedzieć, że od kilku lat da się zatrzymać rozwój SMA, zapewniając człowiekowi normalne życie! Warunek: trzeba zastosować terapię jak najszybciej, najlepiej przed wystąpieniem objawów. Do tego niezbędne są badania pozwalające wychwycić Polaków wymagających tej terapii.
Kilka miesięcy temu ta sama rządowa agenda wypowiedziała się negatywnie na temat wprowadzenia badań profilaktycznych najstarszych Polaków pod kątem najbardziej zabójczych chorób (tzw. Bilansu seniora). W uzasadnieniu tej decyzji czytamy, że badania te mogą „skutkować nadwykrywalnością poszczególnych jednostek chorobowych, co może przyczyniać się do (…) zwiększenia kolejek do specjalistów oraz negatywnie wpływać na pacjenta, powodując niepokój i dyskomfort związany z fałszywie pozytywnym wynikiem badań". Czyli lepiej nie wykryć raka wcale niż zaryzykować wykrycie czegoś, czego nie ma. Skutkiem jest zbyt późne diagnozowanie m.in. nowotworów i chorób serca, które we wczesnej fazie z powodzeniem można by leczyć.
Co na to Obrońcy Życia?