Prof. Roman Bäcker i Adam Willma dyskutują o sytuacji politycznej w kraju i na świecie.
Jarosław Kaczyński postanowił sprawować władzę poprzez zarządzanie konfliktem. I to na razie okazuje się skuteczną taktyką.
Rzeczywiście, jedno pole konfliktu zastępowane jest kolejnym i to jest działanie zamierzone. Jarosław Kaczyński pozostawił jako otwarte pole sporu kwestię Trybunału Konstytucyjnego. O ile jeszcze w grudniu można było sobie wyobrazić kompromis w tej sprawie, w tej chwili widać, że z jakiegoś powodu lider PiS uważa to za nieopłacalne. Na razie taka twarda postawa części elektoratu może się podobać, ale na dłuższą metę rządzenie przez konflikt będzie męczące i irytujące dla obu stron. Ogromnym atutem w rękach PiS jest to, że na horyzoncie nie widać cały czas opozycji, która byłaby silną alternatywą. PO nadal znajduje się w politycznym czyśćcu, .Nowoczesna nie wykorzystała silnej fali, która niosła ją przez wiele miesięcy, nie widać też, w którą stronę miałby ewoluować KOD. Lewica jest poza parlamentem i ma w związku z tym ograniczone pole działania. Dzięki temu PiS, zaliczając po drodze już sporo wpadek, nadal może czuć się pewnie. Psychologicznym przeciążeniem mogą być dopiero afery finansowe, które niechybnie się pojawią, zważywszy na to, jaka wielka jest skala partyjnych nominacji. Nie da się tej masy wyposzczonych przez lata nominatów utrzymać na smyczy. Konfitury są zbyt duże.
Po rezolucji Europarlamentu kompromis w sprawie Trybunału Konstytucyjnego poczeka zapewne do kolejnej kadencji?
W normalnej sytuacji można byłoby powiedzieć, że Parlament Europejski podjął rezolucję, która przybliża kompromis.
Tyle że pozycja Parlamentu Europejskiego jest słaba jak nigdy. W dodatku główną siłą w Europarlamencie jest szeroko rozumiana lewica. Jarosław Kaczyński nie pozwoli sobie na prestiżową przegraną. Co ma do stracenia?
To samo, co udaje się zyskiwać Cameronowi, skądinąd partyjnemu sojusznikowi PiS w Europarlamencie. Taktyka Camerona pokazuje, że twarde negocjacje i traktowanie Unii jako partnera pozwala na uzyskanie maksymalnych korzyści. Przecież Wielka Brytania, rządzona przez partię konserwatywną, wyciągnęła od Unii trudne do wyobrażenia dla innych państw ulgi. W Unii można ugrać wiele, ale tylko na zasadzie dialogu, handlu i zakulisowej gry. Otwarta konfrontacja w przypadku takich ciał raczej się nie sprawdza. I nie chodzi tu o ruchy odwetowe. Najpoważniejszym skutkiem wypowiedzenia wojny strukturom unijnym jest brak wpływu na decyzje.
Przesadził pan. Porównując do rozgrywek , Brytyjczycy grają w Manchesterze, Polacy - w Jagiellonii Białystok.
To prawda - pozycja Wielkiej Brytanii wynika z zaszłości historycznych, przecież jeszcze niedawno było to mocarstwo światowe. Na swoją obecną pozycję Brytyjczycy przez dziesiątki lat pracowali w salonach Europy. Jeśli Polska na tych salonach będzie nieobecna, jej pozycja stadiono- wa osiągnie w końcu poziom - z całym szacunkiem dla bliskich mi terenów - Notecianki Pakość. Nie zapominajmy, że w ciągu ostatnich kilku lat wiele prestiżowych stanowisk w Unii przypadło Polakom, a wpływy Polski w tej strukturze były coraz silniejsze. W tej chwili rząd Polski traktowany jest jak niesforne zwierzątko w klatce, które szczerzy kły za każdym razem, kiedy się na nie cmoknie.
Dostaliśmy stanowiska, ale nie realny wpływ na kierunek, w którym podąża Unia.
Odnosząc się znowu do piłki - gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Nie całe rozgrywki mogły nam się podobać i nie wszystkie zmiany przepisów, ale warto jednak pozostać w lidze mistrzów. Lepsze to niż patrzeć w telewizji jak grają inni. Ale zupełnie poważnie - pierwszy sygnał właśnie dostaliśmy przy odrzuceniu kandydatury Janusza Wojciechowskiego do Trybunału Audytorów.
To był również gest w wojennym stylu.
Rzeczywiście, kandydatura Wojciechowskiego upadła, bo był z niewłaściwej partii. Instytucje unijne są obsadzane z klucza - każde państwo członkowskie ma swojego człowieka. Wojciechowski mógłby być noblistą, ale należy do partii, która nie przestrzega reguł. Przecież rządzący w Polsce politycy zapowiadają, że przewodniczący Rady Europejskiej trafi do więzienia, podczas gdy prokuratura nie rozpoczęła nawet śledztwa w jego sprawie. Mamy do czynienia ze złamaniem dobrego obyczaju politycznego, który na pierwszym miejscu stawia praworządność. Niezależnie od poglądów, które nas dzielą w Polsce, powinniśmy być zgodni co do tego, że wypowiadanie wojny Unii Europejskiej nie jest w naszym interesie. Nie idźcie tą drogą, panowie.