Kupcy: - Miasto odcięło nas od klientów!
- Miasto nas dobiło - skarżą się kupcy z Cichońskiego. Mówią, że urząd odciął ich od klientów. Przez remont ulicy rynek jest teraz niemal niedostępny. Dlatego kupcy chcą obniżki czynszu
Sytuacja na targowisku jest fatalna. A kupcy podłamani. Na spotkanie z reporterem w poniedziałkowy ranek stawia się około 20 z nich. Stoiska zostawiają bez obaw, bo... klientów i tak nie ma. Bo komu chciałoby się kluczyć, by na końcu ślepej uliczki zrobić zakupy? I potem znowu kluczyć, by wyjechać sprzed targowiska?
Dłużej milczeć już nie chcą i nie mogą
- Od tygodni nic nie mówiliśmy, nie skarżyliśmy się. A przecież od czasu pożaru katedry dojazd do nas był fatalny, bo od głównego skrzyżowania zamknięto wjazd w ul. Sikorskiego, czyli naturalny dojazd do nas. Potem wycięto połowę ul. Nadbrzeżnej pod remont estakady. I też grzecznie to znosiliśmy, choć odcięto kolejny dojazd do rynku. Ale teraz mówimy: dość tego! - denerwują się handlowcy.
Czarę goryczy przelało rozkopanie ul. Cichońskiego. Przez to rynek został odcięty od centrum. Bo teraz żeby do nich dojechać, trzeba skręcić w ul. Herberta i potem w Nadbrzeżną i w lewo - do końca ślepej ulicy Cichońskiego. - Kto się tu zapuści, żeby potem nawracać? No kto? Poza tym nie ma informacji, że to dojazd do rynku. Ludzie jadą więc po staremu, Sikorskiego i Warszawską, widzą blokadę i nas omijają - dodają sprzedawcy.
Widać, że są załamani. I że nie walczą o kokosy, ale o utrzymanie.
Minął miesiąc ale nie ma odpowiedzi
Kierowniczka targowiska Grażyna Sławęcka miesiąc temu napisała do władz miasta list z prośbą o obniżenie stawki dzierżawy. Obecnie to niemal 16 tys. zł brutto miesięcznie. - Chcieliśmy po dobroci zwrócić uwagę, że przez działania miasta, czyli remonty i zmiany organizacji ruchu, mamy mniej klientów. Liczyliśmy na zrozumienie. I obniżenie stawki. Przecież jesteśmy mieszkańcami Gorzowa. Płacimy podatki. Jak się nam dokręci śrubę, interes przestanie się opłacać i nie będzie targowiska ani tych „nastu” tysięcy, które płacimy - wyjaśnia reporterowi. Jednak do wczoraj urząd nie przysłał kupcom odpowiedzi.
Poprosiliśmy magistrat o wyjaśnienia. Zapytaliśmy też, czy urząd widzi szansę na obniżenie czynszu dzierżawy z powodu utrudnień z dojazdem. Odpowiedziała nam rzeczniczka Ewa Sadowska. Krótko i konkretnie: że o obniżce nie ma mowy.
„Przy zawieraniu umowy z terminem obowiązywania od 1 marca 2017 r. określającej nowe warunki dzierżawy (zmniejszona powierzchnia handlowa) Stowarzyszenie kupców było informowane o realizowanych inwestycjach w rejonie targowiska. Umowa zawarta została na preferencyjnych warunkach. Od marca 2016 do lutego 2017 opłata wynosiła 27 tys. 461 zł netto za miesiąc, a od marca 2017 do lutego 2020 opłata wynosi 14 tys. 213 zł netto za miesiąc” - czytamy w wyjaśnieniu rzeczniczki.
Nie pozostaje nic, tylko wizyta na sesji
Przekazaliśmy tę informację G. Sławęckiej. Nie chciała wierzyć, że taka jest odpowiedź urzędu.
- Obniżka, o której pisze panu miasto, wynikała z faktu, że o połowę zmniejszyła się liczba handlujących. Było nas 126 osób, zostało 60. I dlatego dostaliśmy niższą stawkę. Co do „informowania o inwestycjach” to wiele razy prosiliśmy o jakiś grafik prac, byśmy mogli się przygotowywać do utrudnień. I nic z tego nie wyszło - powiedziała nam pani Grażyna.
Co teraz? Kupcy liczą, że urząd zmieni zdanie, gdy dogłębnie pozna sytuację targowiska. Przedstawią ją wiceprezydentowi Jackowi Szymankiewiczowi podczas przyszło-tygodniowego spotkania.
Jednak już teraz podkreślają: nie chcą łaski, ale ludzkiego podejścia do problemu.
A co jeśli rozmowy i pisma nie dadzą efektu? Wtedy kupcy nie wykluczają, że... wybiorą się na sesję rady miasta. Wspólnie. W 60 osób. A może i więcej, gdy skrzykną się rodziny. - Wtedy nasz głos będzie lepiej słyszalny, prawda? - mówili wczoraj reporterowi handlowcy.
Prawda. Gdy przed wakacjami na sesję przyszło kilkudziesięciu kierowców Miejskiego Zakładu Komunikacji, od razu zaczęły się konkretne rozmowy o podwyżkach w zakładzie...