- Chciałem to robić przez kilka kolejnych lat, a później ostatecznie zmienić zawód. Wygrała pasja - mówił pan Henryk Sondej.
W niemal każdej rodzinie różne zwyczaje, tradycje, czy pamiątki przekazywane są z pokolenia na pokolenie. W niektórych rodzinach, rzecz dotyczy także biznesu. I tak oto, w rodzinie pana Henryka Sondeja z Lipek Wielkich, wytwarzanie kiszonych ogórków i kapusty jest tradycją od wielu pokoleń.
- Zacznijmy może od tego, że ogórkami na Rzeszowszczyźnie, stamtąd pochodzi bowiem moja rodzina, handlował już mój dziadek – mówi pan Henryk. – To było już bardzo dawno temu, jeszcze przed wojną. Kisił ogórki i sprzedawał na bazarach. Miał nawet taką oryginalną śpiewkę zachęcającą do kupna jego wytworów, a brzmiała ona tak: „Ogóry po dwa złote, pijatyka darmo!”. Oznaczało to, że sokiem z ogórków częstował za darmo – śmieje się pan Henryk. Później na tzw. „odpustach” zjeżdżali się sprzedawcy i tam też można było kupić jego ogórki. Był to oczywiście jedynie mikrobiznes. Od dziadka wszystkiego nauczył się jego syn, a mój ojciec, tak jak córki uczą się od matek gotować ziemniaki, tak ojciec nauczył się kisić ogórki i można powiedzieć, że przywiózł biznes, ale przede wszystkim wiedzę i doświadczenie tutaj. Stało się to już po wojnie. Zaczął zajmować się tym interesem na większą skalę.
Czytaj więcej 28 lipca w papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej" oraz w serwisie plus.gazetalubuska.pl