Kulinarna Bydgoszcz rozwija się szybko
- Ale daleko nam jeszcze do Warszawy czy Krakowa - mówi Tomasz Kosiński, bydgoski kucharz i opowiada jak się je w naszym mieście.
Restauracje, kawiarnie i knajpki wyrastają w Bydgoszczy jak grzyby po deszczu. A to może znaczyć, że jest na nie w mieście zapotrzebowanie. W porównaniu z tym, jak wyglądała kulinarna mapa miasta jeszcze pięć, dziesięć lat temu, teraz jest bardzo dobrze. Z ostatniego raportu Polska na Talerzu 2015 wynika, że około 15 procent osób poza domem jada regularnie. Chętniej też pichcimy w domu. Tak jak kiedyś tańczyła cała Polska, tak teraz cała Polska gotuje.
To znaczy, że mamy wymagające podniebienia? - Myślę, że coraz bardziej. Jeździmy po Polsce, Europie, po świecie. Wiemy jak się jada, co się jada, jak to powinno wyglądać - mówi Tomasz Kosiński, bydgoski szef kuchni, który wraz z Piotrem Rogowskim prowadzi restaurację No 1 tam, gdzie przez lata działała Pod Papugami. - Chcemy wiedzieć skąd pochodzi to, co jemy. Nie damy się oszukać. To widać. Choć nawet mnie samemu czasem zdarza się zjeść coś w popularnej sieciówce fastfoodowej. Bo jest szybko, bo nie mam czasu. Ale tam przynajmniej wiem, co dostanę. A są takie restauracje, do których gość ma przyjść, zjeść, zapłacić, a to czy wróci nie ma większego znaczenia.
To dlatego sporo knajp pada? - Często właściciele mają duże aspiracje, a później okazuje się, że brakuje im środków na prowadzenie restauracji. Koszty inwestycji i utrzymania kuchni są bardzo duże. Trzeba brać to pod uwagę, a nie myśleć, że po miesiącu, dwóch będą kokosy. Wydaje mi się, że wciąż często jest tak, że podchodzi się do restauracji jak do interesu. A to się nie sprawdza.
Właściciel restauracji musi nią żyć, a nie bywać w niej raz na jakiś czas i odcinać kupony. Kuchnia to żywy organizm. Jeśli jakiś składnik mi się skończy, to nie mówię, że nic z tego nie będzie. Improwizuję, zawsze coś wymyślę - bo jestem na miejscu.
Kosiński przez wiele lat gotował między innymi w Meluzynie, potem w Karczmie Rzym, Dworze Hulanka, Werandzie i hotelu Herbarium w Chomiąży Szlacheckiej. Jest związany z regionem, i wie, jak bogata jest regionalna kuchnia. - Wiele osób nie wie, jakie mamy tutaj skarby - mówi Kosiński. - Przepyszne, wyrafinowane sery z mleka kóz z gospodarstw ekologicznych, sandacze z Pałuk, polskie cydry z kwaśnych jabłek, soki z kiszonych warzyw, długo dojrzewające szynki od lokalnych wytwórców - to wszystko jest na wyciągniecie ręki. Aż żal z tego nie korzystać.
Jaka jest kulinarna Bydgoszcz? Do gwiazdek Michelin sporo nam jeszcze brakuje? - Poziom w Bydgoszczy jest coraz wyższy, ale do Poznania, Wrocławia, Krakowa jeszcze nam daleko. Na razie gwiazdka Michelin dla Polski jest jedna (ma ją tylko Wojciech Modest Amaro - przyp. red.), ale jest w kraju wiele lokali, które na nią zasługują. Obawiam się jednak, że w ciągu najbliższych paru lat nie będzie w Polsce kolejnej. Szczerze mówiąc inspektorzy Michelin nie są za bardzo zainteresowani ekspansją na Wschód, a jeśli już się w Polsce pojawiają, nie wykraczają poza Warszawę, Kraków czy Wrocław. A szkoda.