Ktoś celowo wyrzucił chemiczne beczki w wielkopolskich lasach. Nielegalne odpady mogą pochodzić z Niemiec
Pojemniki z nieznanymi substancjami zostały znalezione w trzech różnych lokalizacjach na terenie Wielkopolski. Kryminalni prowadzą w tej sprawie dochodzenie. Jest przypuszczenie, że ktoś celowo porzucił chemiczne beczki. – Pytanie, czy odpady pochodzą z Poznania, czy z Niemiec – mówią specjaliści.
W miejscowości Boruja (powiat wolsztyński) w lesie znaleziono 7 wyrzuconych pojemników typu mauzer, każdy o pojemności jednej tony z nieznaną substancją. Kilka godzin wcześniej o podobnym znalezisku zostali poinformowani strażacy z powiatu nowotomyskiego. Identyczna ilość pojemników została zabezpieczona tego samego dnia w dwóch innych miejscowościach. Na terenie Nadleśnictwa Bolewice w Bolewicku oraz w okolicach wsi Węgielnia.
Łącznie w wielkopolskich lasach jednego dnia odkryto 21 jednotonowych pojemników. Mauzery są nieopisane, a substancja nie jest znana. Niewiadome też jest źródło pochodzenia chemicznych beczek.
Chemiczne odpady w wielkopolskich lasach. Co znajduje się w beczkach?
Informacje o pozostawionych w lesie beczkach wolsztyńska policja otrzymała od jednego z mieszkańców, który tego dnia wybrał się na spacer. Powiadomiono okolicznych strażaków oraz pracowników leszczyńskiej delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Poznaniu, którzy pojawili się na miejscu.
W niedzielę każda z tych trzech lokalizacji została zabezpieczona przez strażaków. Konieczna była także pomoc specjalistycznej grupy chemicznej z Poznania, doświadczonej w działaniach z substancjami chemicznymi i potencjalnie trującymi.
– Strażacy pobrali próby z rozszczelnionych pojemników. Pierwsze badania, przeprowadzone jeszcze na miejscu, wykazały, że znajdują się w nich substancje o odczynie obojętnym, a więc prawdopodobnie nie są one wybuchowe czy radioaktywne – mówi Marcin Kozica, oficer prasowy z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Nowym Tomyślu.
Beczki zostały także ustawione w taki sposób, by nie doszło do dalszego ich rozszczelnienia. Niestety, w lesie w okolicy Borui z dwóch mauzerów substancja wyciekła do gleby. W poniedziałek inspektorzy ochrony środowiska pobrali więc dodatkowe próby, by sprawdzić, czy doszło do skażenia ziemi. Pracownicy WIOŚ nie wiedzą, czy do rozszczelniena pojemników doszło już po ich wyrzuceniu do lasu, czy też wcześniej substancja została gdzieś celowo wylana.
Czy mogło dojść do zatrucia środowiska? Inspektorzy WIOŚ podkreślają, że każdy przypadek składowania odpadów, nawet komunalnych, stwarza zagrożenia dla przyrody.
Nielegalne odpady pochodzą z Niemiec?
Zdaniem kierownika delegatury WIOŚ w Lesznie i strażaków, którzy brali udział w niedzielnej akcji, nie ma wątpliwości, że beczki w trzech lokalizacjach zostawiły te same osoby.
– To są identyczne białe pojemniki z taką samą cieczą w środku. Wszystkie beczki z tych trzech lokalizacji wyglądają identycznie
– mówi Marcin Kozica.
W każdej z miejscowości w lesie porzucono siedem ton chemii. Razem - 21 ton.
– Musiałby to być ogromny transport. Ale wówczas byłby on zauważony. Podejrzewam więc, że ktoś jednym busem lub ośmiotonową ciężarówką po kolei zwoził mauzery do lasu – opowiada Mirosław Żółtański, kierownik WIOŚ.
Inspektorzy ochrony środowiska podejrzewają więc, że źródło pochodzenia beczek musiało znajdować się niedaleko powiatów wolsztyńskiego i nowotomyskiego.
– Wysoce prawdopodobne jest, że beczki zwieziono z Poznania, lub z Niemiec. Do granicy jest zaledwie sto kilometrów. Magazyn mógł też się tymczasowo znajdować na terenie jednego z powiatów i zostać szybki zlikwidowany – mówi Żółtański.
Sprawą podrzuconych pojemników zajmuje się policja pod nadzorem prokuratury.
– Na tę chwilę nie mogę potwierdzić czy źródło pochodzenia beczek jest to samo – mówi Joanna Jerzewska, rzecznik policji w Nowym Tomyślu.
Na prośbę kryminalnych w poniedziałek grupa chemików z Poznania pobrała próbki też z innych pojemników, by potwierdzić czy substancja w nich jest taka sama.
Co się stanie z nielegalnymi odpadami?
– Niestety obawiamy się, że nie znajdą się winni, a prokuratura umorzy śledztwo ze względu na brak źródła pochodzenia pojemników – mówi Mirosław Żółtański.
Na razie beczek pilnują strażacy. Teren jest zabezpieczony. Nie wiadomo, co dalej stanie się z chemicznymi pojemnikami.
– Przepisy mówią, że domniemanym właścicielem odpadów jest właściciel gruntu, gdzie one się znajdują. W tym przypadku Lasy Państwowe. To, co dalej się z tymi pojemnikami stanie, zależy jednak od wójta czy burmistrza danej gminy i od tego, czy znajdą się winni
– podkreśla kierownik delegatury WIOŚ w Lesznie.
Więcej o aferze toksycznej w Wielkopolsce: