Kto zapłaci za naukę dzieci spoza Poznania?
W Poznaniu uczy się prawie 14 tys. zamiejscowych uczniów. - W obliczu reformy oświaty, to dla nas zbyt duży ciężar finansowy - mówią władze miasta.
Władze Poznania zamierzają rozpocząć rozmowy z Powiatem Poznańskim oraz wójtami i burmistrzami ościennych gmin. Chcą zaproponować, by te partycypowały w kosztach edukacji swoich uczniów.
Potrzebna współpraca
Jak wyliczyli miejscy urzędnicy, w stolicy Wielkopolski uczy się prawie 14 tys. uczniów spoza Poznania - ponad 3300 w podstawówkach i gimnazjach oraz około 10 tys. w szkołach ponadgimnazjalnych. W tych ostatnich młodzież zamiejscowa stanowi 45 procent wszystkich uczniów. Spora grupa to osoby z powiatu poznańskiego, ale też innych, np. powiatu obornickiego.
-
Subwencja oświatowa nie pokrywa całkowitych kosztów nauki, a jedynie 2/3. To miasto dopłaca pozostałą część
- zauważa wiceprezydent Poznania Mariusz Wiśniewski. Jak tłumaczy, na uczniów z innych miejscowości miasto wydaje w skali roku ponad 28 mln zł. Do tego dochodzi kilka milionów, które idą na opiekę dla dzieci ze szkół specjalnych. Trwa to od kilkunastu lat.
- Ten temat nie był dotąd podejmowany. Zdajemy sobie sprawę, że czeka nas duże wyzwanie. Nie możemy jednak nadal udawać, że problemu nie ma - mówi Mariusz Wiśniewski.
Zaznacza, że miasto nie chce na zamiejscowych dzieciach zarabiać, ale nie zamierza też do nich dopłacać. W perspektywie zbliżającej się reformy oświaty, to zbyt duży ciężar finansowy.
- W wyniku zmian zmniejszona zostanie subwencja oświaty. Musimy też przystosować szkoły do potrzeb uczniów - wylicza wiceprezydent. -
Nie chcemy oszczędzać na inwestycjach ani warunkach pracy z dziećmi, a jedynie zracjonalizować wydatki.
Jako przykład dobrej współpracy wiceprezydent wskazuje umowę, jaką Poznań ma z gminą Rokietnica. Jej władze płacą za możliwość nauki ich dzieci w szkole w Kiekrzu.
- Pozostajemy otwarci. Chcemy, by nadal uczyli się u nas dzieci i młodzież z innych miejscowości. Taka jest rola stolicy regionu. Ościenne gminy powinny jednak partycypować w kosztach edukacji swoich uczniów. To jest uczciwe w stosunku do mieszkańców naszego miasta. To poznańscy podatnicy ponoszą koszty nauki zamiejscowych dzieci - wyjaśnia M. Wiśniewski. Jak zaznacza, władze Poznania zdają sobie sprawę, że jego mieszkańcy też uczą się w podmiejskich gminach. Miasto weźmie na siebie te wydatki.
Część gmin sceptyczna
- Potwierdzam, że otrzymaliśmy wstępną propozycję ze strony władz miasta Poznania dotyczącą pomocy w finansowaniu poznańskich szkół ponadgimnazjalnych oraz szkół specjalnych, do których uczęszczają młodzi mieszkańcy powiatu poznańskiego - przyznaje Wicestarosta Poznański Tomasz Łubiński.
Zaznacza jednak, że żadne wiążące decyzje czy porozumienia w tej sprawie nie zostały podjęte.
- Nasze ostateczne stanowisko musi być poparte wcześniejszymi analizami zarówno prawnymi, jak i ekonomicznymi, które obecnie prowadzimy - tłumaczy Tomasz Łubiński. - Po ich uzyskaniu będziemy mieli kompletną wiedzę, czy i jakie działania mogą być podjęte ze strony powiatu poznańskiego. Wówczas też nasze stanowisko, w sprawie pomocy w finansowaniu poznańskich szkół, zaprezentujemy władzom miasta.
Sceptycznie do tematu już teraz nastawione są niektóre podmiejskie gminy.
- Nie widzimy powodu, dla którego mielibyśmy dopłacać do poznańskich szkół - mówi Tomasz Zwoliński, zastępca burmistrza Swarzędza.
Zaznacza, że gmina jest pod tym względem samowystarczalna. Jak przyznaje, zdarza się, że rodzice, którzy pracują w Poznaniu zapisują swoje dzieci do tamtejszych szkół. Zauważa jednak, że miasto na nich zyskuje.
Rozmowy w sprawie kosztów edukacji zamiejscowych dzieci władze Poznania zamierzają przeprowadzić w marcu.
-
Chcemy, aby umowy z sąsiednimi gminami zostały zawarte jeszcze przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego
- mówi M. Wiśniewski. - Będą to partnerskie rozmowy. Zdajemy sobie sprawy, że prawnie nie możemy nikogo do niczego zmusić. My też nie musimy jednak tworzyć w szkołach więcej oddziałów niż wynika to z potrzeb miasta. Nie musimy też przyjmować dzieci spoza obwodu.