Na lubuskich winnicach trwają zbiory, a na zielonogórskich ulicach Winobranie. Czy Zielona Góra ma prawo do takiego święta? Oczywiście, przecież mamy dowody, że winną latorośl uprawiano już w wieku XII
Dlaczego opowieść o lubuskim winie zaczynamy od pocysterskiego opactwa? Bo od niego powinniśmy rozpocząć.
Opactwo paradyskie było pośrednią filią opactwa w Marimond, a opactwem macierzystym był niemiecki Lehnin. Cystersów z położonego w Brandenburgii Lehnina sprowadził do Gościkowa, za zgodą księcia wielkopolskiego Władysława Odonica i biskupa poznańskiego Pawła, wojewoda poznański Bronisz z rodu Doliwów. 29 stycznia 1230 wystawiono dokument fundacyjny, w którym określono miejsce powstania przyszłego opactwa - wieś Gastecove. Jak chce tradycja, to właśnie cystersi przywieźli z sobą krzewy winnej latorośli i założyli w regionie pierwszą winnicę. Powód był więcej niż prozaiczny - chodziło o dostęp do mszalnego wina. Może nie miało smaku tego z Bordeaux, ale spełniało swoją rolę. We wnętrzu, na XIII-wiecznych malowidłach, wypatrzymy gałązki winnej latorośli. Często też w klasztornych zapiskach przy nazwiskach zakonników znajdziemy jako zawód - vinitor. Należy przypuszczać, że winnice posiadały także klasztory cysterskie w Gościkowie-Paradyżu, Bledzewie i Obrze. W końcu dlaczego Paradyż miał być wyjątkowy?
Przybyło z osadnikami
Dobrze, ale to tylko jedna wersja początków. Według niemieckiej tradycji Zielona Góra miała być przed cystersami. W literaturze można znaleźć taką informację: „Uprawa krzewu winnego na Śląsku dotarła w wieku XIII, ona miała brać początek nad Odrą i Nysą około roku 1154”.
Oto w 1150 roku do Zielonej Góry, w ramach kolonizacji prowadzonej przez Piastów Śląskich, mieli przybyć osadnicy z Frankonii, Flamandii, przywożąc sadzonki oraz know how uprawy winnej latorośli. Skąd to wiadomo? W 1850 i 1900 roku ówcześni zielonogórzanie obchodzili rocznice istnienia winnic. W 1154 roku założono winnicę na tzw. Górze Biskupiej w Krośnie Odrzańskim. Z początku XIII stulecia pochodzi wzmianka o klasztornych winnicach w łużyckich miejscowościach Belgern i Schlabrendorf koło Luckau. Z 1295 roku pochodzi wzmianka o winnicach w Solnikach pod Kożuchowem. W Krośnie Odrzańskim już w XII wieku mnisi założyli pierwsze uprawy, w rejonie dzisiejszego kościoła pw. św. Andrzeja.
Decydującą rolę dla powstania na terenie dzisiejszego województwa lubuskiego okręgu winiarskiego miało jednak powstanie w XIII i XIV wieku winnic mieszczańskich, które sprzedawały wyprodukowane przez siebie wino. Szczególne uznanie zyskały w średniowieczu wina gubińskie i krośnieńskie. Pierwsza wzmianka o zielonogórskim winiarstwie pochodzi z 1314 roku. Hugo Schmidt w książce „Geschichte der Stadt Grünberg” wspomniał o zielonogórzanach, którzy w tym roku schronili się na winnicy położonej na południe od miasta. Informację tę zaczerpnął najprawdopodobniej z zaginionej kroniki miasta autorstwa Johanna Nippego. W średniowieczu klimat był na ogół korzystny dla uprawy winorośli, a same winnice powstawały także na północ od Zielonej Góry, także w Gorzowie Wlkp. Dzięki łagodnym zimom oraz opiece panujących książąt znacznie zwiększył się obszar zajęty uprawą winnej latorośli. Pod koniec wieku XIV książę Henryk IX Starszy na wieść, że mróz zniszczył uprawy, sprowadził sadzonki z Zachodu...
Oczko w głowie
Nadodrzańskie winiarstwo i jego potencjał szybko dostrzegły władze i branża ta wkrótce stała się znaczącą gałęzią życia gospodarczego regionu. Marchia Brandenburska w 1572 roku określiła Sulechów, Krosno Odrzańskie i Lubsko miastami winnic. W dokumentach można znaleźć, że mieszkańcy Sulechowa w końcu XVIII wieku posiadali 420 ha ziemi uprawnej i aż 500 ha winnic. Zatem uprawa winnej latorośli stała się jedną z głównych upraw w okolicy. W miejscowych winiarniach powstawało ponad 150 tys. litrów wina. W roku 1788, w którym padł rekord, uzyskano około 163 tys. litrów wina. Gdy podzielimy tę ilość przez liczbę mieszkańców, wyjdzie, że na jednego mieszkańca Sulechowa statystycznie przypadło 30 litrów wina. Był więc czas, kiedy Sulechów stawał się winiarską potęgą nad środkową Odrą. W 1800 roku było w mieście i okolicach aż 80 winiarni. Dawały one rocznie 1800 wiader wina. Ciekawostką jest fakt, iż w tych latach, kiedy wina w mieście był nadmiar, spożywano go w lubuskich karczmach nie na miarę, lecz na czas - wnosząc odpowiednią opłatę, klient pił, ile chciał i mógł.
Nie tylko Sulechów. Na pochodzącej sprzed dwóch wieków grafice J. Gotheila, która znajduje się w krośnieńskim zamku, widać wyraźnie rozciągające się wokół winnice. To z nich i z eleganckich restauracji słynęło wówczas to miasto. Legendy głoszą, że Krosno w przeszłości odwiedzić miał sam Piotr Wielki. Car Rosji ogłosił konkurs picia wina, ba, zażyczył sobie nawet kąpieli w szlachetnym trunku. U szczytu popularności krośnieńskie wina były jednak nieco wcześniej, bo w wieku XVI. Potwierdzeniem tego jest opis Śląska dokonany przez absolwenta Uniwersytetu Jagiellońskiego i mieszczanina brzeskiego Bartłomieja Steina. W swym dziele „Descriptio totius Silasiae et civitatis regiae vratislaviensis” nadmienia, że na Śląsku nie produkuje się dobrego wina, a jedynie z okolic Krosna wywozi się je do krajów sąsiednich.
W Zielonej Górze winnice rozwijały się dynamicznie, mimo prób ograniczenia produkcji wina przez piwowarów. Obszar winnic stale się powiększał, prawdziwy boom nastąpił na przełomie XVIII i XIX wieku, a to za sprawą bardzo udanych zbiorów. W 1800 roku winnice zajmowały 715 ha. Ten areał utrzymywał się w zasadzie do początku XX wieku. Utrzymanie i eksploatację winnic regulowały specjalne przepisy. W XIX wieku obowiązywała zielonogórskich winiarzy ustawa z 1797 roku wydana przez najwyższe władze Prus. Regulowała ona zasady nauki i pracy w zawodzie winogrodnika. Winiarstwo było traktowane jak rzemiosło, stąd trzyletni okres nauki. Na zakończenie uczeń otrzymywał świadectwo dające mu uprawnienia majstra. Nauka opierała się na praktyce i obejmowała wiedzę na temat różnych gatunków krzewów winogron i umiejętność ich pielęgnacji.
Winiarz był majstrem
Czas pracy w winnicach podlegał również ścisłym przepisom. Prace prowadzone były w dwóch podokresach: pierwszym - od Zwiastowania (25.03) do Michała (22.09), w drugim - od Michała do Marcina (11.11). W pierwszym podokresie dzień pracy liczył 12 godzin, w drugim 10. Za najważniejsze prace przy krzewach uznano przycinanie, wkopywanie palików i okrywanie krzewów na zimę. Wynagrodzenie za pracę zostało określone na 6 srebrnych groszy dla mężczyzn i 5 srebrnych groszy dla kobiet dziennie w pierwszym podokresie oraz - odpowiednio - 5 i 4,5 srebrnych groszy w drugim. Młodociani otrzymywali o 1 grosz mniej od mężczyzn. Majstrom płacono po 7 groszy.
Zielonogórskie winnice nie stanowiły zwartego obszaru i podlegały podziałowi na rewiry. Ich liczba w XIX wieku była zmienna (71 rewirów w 1807 roku, 64 - w 1830 oraz 59 - w 1865). Każdy rewir miał swojego kierownika, wybranego spośród właścicieli winnic. Jego obowiązkiem było przekazywanie zarządzeń innym właścicielom winnic i czuwanie nad ich wykonaniem. Osobny paragraf stanowił, że z powodu rosnących kradzieży owoców i palików do winnych krzewów winnice muszą być przez cały rok strzeżone. Strażnicy mieli zachować szczególną czujność w okresie dojrzewania gron.
Termin winobrania ustalały władze miejskie. Osoba, która zdecydowałaby się na złamanie zarządzenia i rozpoczęła zbiór winogron przed ogłoszonym terminem, narażała się na karę od 1 do 5 talarów grzywny. Jako uzasadnienie takich obostrzeń podano konieczność dbałości o jakość wina. Część z bardziej niecierpliwych winiarzy zbierała winogrona zanim dojrzały i nabrały słodkości, żeby szybciej wyprodukować trunek i szybciej go sprzedać. Psuli tym samym opinię zielonogórskiemu winu... Święto winobrania obchodzone jest od 1842 roku.
Z jakością zielonogórskiego wina nie było wcale źle. Na wielkiej wystawie i próbie niemieckich win w 1876 roku w Reichstagu zielonogórskie zebrały świetne oceny i cieszyły się uznaniem publiczności. Berlińska prasa pisała: „Były tu wina zielonogórskie, które musiały smakować nawet gościom znad Renu”.
Zielona Góra może pochwalić się również własnym szampanem, a raczej winem musującym. Nawiasem mówiąc, po dziś dzień trwa spór o pierwszeństwo produkcji niemieckich szampanów. Rywalizują dwie firmy: G. C. Kessler & Compagnie i Grempler & Co. Nawet w XX wieku, w dokumentach firmowych, a także na materiałach reklamowych, obie stosowały dodatkowe określenia „najstarsza niemiecka wytwórnia win musujących”. We wspomnieniach Carla Samuela Häuslera opisano, jak doszło do kontaktów z Zieloną Górą. W 1824 roku nadzorował on zbiór winogron. Dwa lata później powstała spółka firmowana przez Häuslera oraz Friedricha Gottloba Förstera i jego szwagra Augusta Gremplera. Ten ostatni dysponował niewielką najpierw wytwórnią przy winnicy, gdzie od roku 1818 produkował wino pod własną marką. Początkowo w Zielonej Górze trunki jedynie wytwarzano, a główny skład handlowy mieścił się w Jeleniej Górze, z której pochodził Häusler. Od 1818 zaczął dodawać właśnie winogrona z Zielonej Góry. W 1829 zbudowano już wielkie piwnice do leżakowania win musujących, mieszczące trzy tysiące okseftów wina w wielkich beczkach z węgierskiego dębu. W latach 20. wytwarzano 250 tys. butelek, ale w latach 30. już 800 tys. Był czas, że Grempler dostarczał wina do kasyn Wehrmachtu.
Kryzys już przed wojną
Na początku XX wieku rozpoczął się powolny upadek zielonogórskiego winiarstwa. Z jednej strony decydował o tym brak nawozów i niskie ceny, z drugiej rozwój przemysłu, który podebrał pracowników. W 1925 roku obszar winnic w mieście i powiecie wynosił tylko 153 ha, a zbiory osiągnęły 136 000 kg.
I jeszcze jedno. Również przed 1939 rokiem zielonogórskie wino miało polski posmak, i to nie tylko za sprawą pracowników przybywających z II Rzeczpospolitej. Polacy byli też właścicielami winnic. Najbardziej znani byli Wilhelm Kulas, który w 1920 roku kupił winiarnię Frankego, i Theodor Kulczyński, który w 1882 roku założył hurtownię win i wytwórnię winiaków.
Po roku 1945 winiarstwo stopniowo podupadało. Zdawało się, że rok 1999 ostatecznie położył kres wielowiekowej tradycji. Na szczęście, znaleźli się zapaleńcy, którzy potrafili ją ocalić...
Dla Przemysława Karwowskiego, znawcy historii lubuskiego winiarstwa, postacią symboliczną dla powojennych początków jest Grzegorz Zarugiewicz. Urodzony w Kutach absolwent gimnazjum w Brzeżanach, zdobywał wiedzę i doświadczenie w Rumunii i Mołdawii. W Wierzchniakowcach, w okolicy Borszczowa, gospodarował na 10,5 ha ziemi, z czego 6 ha stanowiła okazała winnica z 25 000 krzewów. W samych Zaleszczykach był instruktorem winiarstwa Lwowskiej Izby Rolniczej, pisał podręczniki uprawy...
W 1945 roku, jak wielu mieszkańców Podola, trafił do Zielonej Góry. 13 września Państwowy Urząd Repatriacyjny przyznał mu, w zamian za pozostawione na Wschodzie mienie, winnicę przy ul. Wrocławskiej. 6 marca 1946 dokonano korekty i mógł ostatecznie gospodarować na 5,7 ha plantacji poniemieckich winorośli. Do tego w latach 1946-1954 kierował winnicami Lubuskiej Wytwórni Win i uczył adeptów winiarstwa w Państwowym Liceum Sadowniczo-Winiarskim w Zielonej Górze (1947-1952). Tak naprawdę to właśnie jemu, specowi z Zaleszczyk, Zielona Góra zawdzięcza odtworzenie miejscowych winnic.
Powojenna historia rozpoczyna się w byłych zakładach Gremplera, przemianowanych na Państwową Wytwórnię Win Musujących, dawniej Grempler&Co., w Zielonej Górze. Początkowo pracowali tutaj głównie Niemcy. Polska załoga próbowała opanować technologię produkcji win musujących, co nie zawsze kończyło się sukcesem. Z relacji byłego księgowego zakładu wynika, że wskutek błędów technologicznych, głównie zbyt wysokiej temperatury w piwnicach, znaczna część butelek eksplodowała. Powstało także sporo małych, prywatnych wytwórni, które w wyniku ogólnopolskiej akcji wymierzonej przeciw prywatnym przedsiębiorstwom zostały znacjonalizowane do 1952 roku.
Winobranie pozostało
Pierwsze powojenne winobranie odbyło się już w 1945 roku. Można więc powiedzieć, że przynajmniej w świętowaniu jest to tradycja nieprzerwana. W 1948 roku zapasy moszczów bowiem się skończyły i produkcja wina musującego przestała mieć rację bytu. Rozpoczęto produkcję win owocowych, w niewielkiej części gronowych. Do 1977 roku, gdy istniały winnice - z własnych owoców, później z importowanych. W latach 70. i następnych zakład zdobywał duże uznanie u blisko 700 odbiorców krajowych i zagranicznych. Eksport zapoczątkowany już w połowie lat 60. docierał do odległych zakątków świata: Australii, Wysp Dziewiczych, Japonii, Stanów Zjednoczonych. Co ciekawe, odbiorcami zielonogórskiego wina były także kraje znane z tradycji winiarskich, między innymi Węgry i byłe republiki ZSRR. W roku 1999 zakład ogłosił upadłość i uległ likwidacji. Od tego momentu nie produkuje się w Zielonej Górze wina na skalę przemysłową. Tradycja funkcjonowała, chociaż nie do końca istniało uzasadnienie.
Na szczęście, na tym dzieje lubuskiego, zielonogórskiego winiarstwa się nie kończą. Pionierami odrodzenia byli Halina i Wojciech Kowalewscy - swoją Winnicę Kinga założyli już w 1985 roku. Dziś prowadzi ją ich córka Kinga Kowalewska-Koziarska wraz z mężem Robertem. W regionie mamy kilkadziesiąt winnic, lubuskie wina, ale to już inna historia...
(Korzystałem m.in. z publikacji Tomasza Czyżniewskiego „Zielona Góra przełomu wieków XIX/XX”, Zbigniewa Bujkiewicza „Uprawa winorośli i winiarstwo w Zielonej Górze w XIX i I poł. XX wieku”).