Kto się znęca nad biednymi matkami z NBP?
Cuda są możliwe. Rzeczniczka PiS Beata Mazurek oznajmiła, że PiS z pewnością poprze projekt PO ws. jawności wynagrodzeń, który zakłada między innymi składanie oświadczeń majątkowych przez kierownictwo Narodowego Banku Polskiego. Poprze, o ile nie pojawią się przeszkody formalnoprawne.
A mogą się pojawić, bo PiS też zapowiada projekt ustawy o jawności wynagrodzeń w NBP. A jeśli będzie to lepszy projekt, to przecież bez sensu byłoby popierać dwa projekty naraz. A już dziś wiadomo, że projekt PiS będzie lepszy, gdyż miałby objąć także poprzednie zarządy NBP, te z czasów PO-PSL...
Wszystko zaczęło się od publikacji „Gazety Wyborczej”, że dwie wysokie urzędniczki NBP zarabiają po 65 tysięcy złotych miesięcznie albo i więcej. Bank zaprzeczył, ale to sprawy nie zamknęło. Adam Glapiński, prezes NBP, zwołał więc konferencję prasową, ale udało mu się jeszcze sytuację zaognić. Zdaniem pana prezesa komentarze o zarobkach urzędniczek to „haniebne, brutalne, prymitywne, seksistowskie pastwienie się nad dwoma matkami, nad ich dziećmi, które chodzą do szkoły i przedszkola, nad ich mężami, nad ich rodzicami”.
Znam parę matek, które za kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie zgodziłyby się, aby ktoś się nad nimi tak haniebnie, brutalnie, prymitywnie i seksistowsko popastwił, tak jak teraz pastwią się nad matkami z Narodowego Banku Polskiego.
A z tym seksizmem to w ogóle jest jeszcze inaczej. Ze słów prezesa Glapińskiego wynika, że właściwie to NBP świeci przykładem w drodze do równouprawnienia: połowa dyrektorów to kobiety i mogą zarabiać tyle co mężczyźni. Taki postępowiec.
Tylko skąd pieniądze na ten postęp? To wyjaśnia Ewa Raczko, zastępca dyrektora departamentu kadr NBP, która stwierdziła, że środki na wynagrodzenia w NBP stanowią część ogółu środków NBP i nie pochodzą z budżetu państwa. Czyli, że jak nie pochodzą z budżetu państwa, to nie ma się czego czepiać? Bo NBP nikomu nie zabrał, tylko ma i już, a jak ma, to może płacić?
Jeśli tak, to po co cała dyskusja i pomysł PiS, aby wprowadzić górną granicę zarobków osób zajmujących funkcje kierownicze w NBP?
Na to ostatnie pytanie da się odpowiedzieć dość prosto: bo idą wybory. Kiedy rok temu ujawniono, jakimi nagrodami obdarzyli się w rządzie, natychmiast przełożyło się to na sondaże. Był to rok wyborów samorządowych, ministrów zmuszono do oddania pieniędzy lub przekazania na czele społeczne. Dodatkowo prezes PiS zarządził obniżenie o 20 procent uposażeń parlamentarzystów i samorządowców.
- Jest oczekiwanie daleko idącej skromności w życiu publicznym - mówił wtedy Jarosław Kaczyński.
Tyle że nie każdy to oczekiwanie podziela. A podziały partyjne nie mają tu nic do rzeczy. Jak ktoś już posmakuje życia publicznego - obojętnie czy jest z PiS, PO czy PSL, to ma oczekiwanie wręcz przeciwne - żeby mu za to ten udział porządnie zapłacić i najlepiej publicznie o tym nie mówić.