Kto jest ofiarą, a kto katem, czyli oprawcy się nie zapomina
– Tylko dlatego, że oni opowiadali, że tam byłem, to mam się przyznać? Tak? Tylko dlatego, że byłem funkcjonariuszem Służby Bezpieczeństwa? – wita mnie esbek w drzwiach.
Niemożliwe. To była pierwsza myśl Tomasza Bickiego, gdy się dowiedział, że jest oskarżony. Skandal. To pomyślał
Kazimierz Sokołowski. W Ruchu Młodzieży Niezależnej wydawali za komuny opozycyjne pismo „Szaniec”.
– Regularnie, przez kilka lat. To był ewenement na skalę krajową – wspomina Soko- łowski. Członkowie ruchu malowali hasła niepodległościowe na murach, nosili patriotyczne transparenty na pielgrzymkach, protestowali przeciwko składowaniu odpadów radioaktywnych w poniemieckich bunkrach Międzyrzecza i budowie elektrowni atomowej w Klempiczu. Dość, żeby sobie za komuny nagrabić.
700 metrów od Szańca jest aleja Ruchu Młodzieży Niezależnej. 350 m, dwie jezdnie, zieleń pośrodku, czerwony mostek nad. Okolica zwyczajna, ale w nazwach niczym fajerwerki wybucha Polska różnych epok, dzieje gorzowskie miksują się z lands-berskimi. Aleja łączy ronda: Ofiar Katynia i marszałka Piłsudskiego. Tnie asfaltem park Kopernika. Za Niemca to był cmentarz. Peerel przerobił go na park w czynie społecznym załogi Stilonu. Z Piłsudskiego wyjedziesz na Andrzejewskiego, z Ofiar Katynia – na Walczaka. Witold Andrzejewski był kapelanem gorzowskiej Solidarności. Franciszek Walczak – milicjantem. Zabili go Ruscy, gdy przerabiał Landsberg na Gorzów w imieniu władzy ludowej. Teraz nasi chcą go dekomunizować w imieniu prawa i sprawiedliwości.
Czytaj więcej:
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień