KSSSE AZS PWSZ bez szans ze Ślęzą. Dlaczego?
Co się dzieje z akademiczkami?! - pytają zmartwieni gorzowscy kibice po kolejnej porażce naszych koszykarek. KSSSE AZS PWSZ przegrał w niedzielę już siódmy raz.
W niedzielę 28 listopada zespół z Gorzowa uległ u siebie Ślęzie Wrocław 43:72. Ten mecz boleśnie zweryfikował ocenę naszego zespołu, który co prawda nadal ma szansę na grę w play offie, ale wykonanie przedsezonowego celu może być dużo trudniejsze niż się wydawało dwa miesiące temu.
Nie ma co ukrywać, że odmłodzenie drużyny, przy jednoczesnym wzmocnieniu się rywali, na razie wychodzi nam bokiem. Zaskoczenie? Absolutnie nie, bo przy najniższym budżecie w ekstraklasie nie było szans na mocniejszą kadrę. Działacze i trenerzy nie mieli bowiem żadnej alternatywy i chwała im za to, że podjęli walkę o czołową ósemkę zawodniczkami, które większość kariery spędziły na zapleczu elity. Pamiętajmy, że skroili zespół na miarę, ponieważ nadal spłacają zobowiązania sprzed kilku lat. Zgoda, kibice nie są przyzwyczajeni do łomotów, zwłaszcza z ekipami, które do tej pory KSSSE AZS PWSZ spokojnie ogrywał, ale innego wyjścia nie było. Chyba, że kogoś interesuje podium lub środek tabeli kosztem upadku klubu...
Najważniejsze jednak, że po 10 kolejkach w Gorzowie mają świadomość, że trzeba nieco zmodyfikować przedsezonowe plany. - Nasze zawodniczki muszą się uczyć. Odmłodziliśmy zespół bardzo mocno, nie wiem, czy jednak nie za mocno. Ale kiedyś te dziewczyny muszą grać. Nie tylko na poziomie pierwszej ligi, ale także ekstraklasy. Czasami muszą się zderzyć z taką ścianą jak dziś w postaci takiego zespołu jak Ślęza, który ma walczyć o medal. My musimy koniecznie utrzymać się w ekstraklasie. Będzie o to bardzo trudno, bo wciąż kontuzjowana jest Kelley Cain i nie mamy szans na jakiekolwiek wzmocnienia - otwarcie przyznał Dariusz Maciejewski, szkoleniowiec KSSSE AZS PWSZ.
Terminarz kolejnych spotkań nie nastraja optymistycznie, bo niewykluczone, że następne, czwarte zwycięstwo gorzowianki odniosą dopiero w połowie stycznia, gdy zmierzą się u siebie z MUKS-em Poznań. Po drodze mamy bowiem drużyny z czołówki oraz już w sobotę odradzającą się Energę Toruń. Jeśli za cztery dni rzeczywiście przegramy z tym ostatnim klubem, to za chwilę możemy wylądować na ostatnim miejscu...
Terminarz kolejnych spotkań nie nastraja optymistycznie, bo niewykluczone, że następne, czwarte zwycięstwo gorzowianki odniosą dopiero w połowie stycznia, gdy zmierzą się u siebie z MUKS-em Poznań
Trudno oprzeć się wrażeniu, że w akademickim zespole brakuje nie tylko strzelców. - Dziś nasza była rozgrywająca Sharnee Zoll pokazała bardzo dobrą grę i kierowanie zespołem. To jest to, z czym mamy problem. Doświadczenie było zdecydowanie po stronie rywalek, a oprócz niego także przewaga fizyczności i bardzo dobre przygotowanie na niedzielne spotkanie. Te wszystkie trzy elementy zneutralizowały nasze działania w ataku. Kiedy kończyła się taktyka, nie potrafiliśmy wygrać jeden na jeden. To był nasz największy problem w pojedynku ze Ślęzą - dodał Maciejewski.
Wspomniana Zoll przyznała po meczu, że stęskniła się za Gorzowem. - Jeżeli chodzi natomiast o mecz, to w drugiej połowie nasza obrona była lepsza. Jestem bardzo dumna ze swojej drużyny - mówiła Amerykanka. Z kolei nasza skrzydłowa Beata Jaworska przyznała, że mimo tylu porażek zespół nie traci wiary. - Musimy patrzeć z optymizmem w przyszłość, choć jesteśmy na dorobku - stwierdziła koszykarka.