Korzystanie z Biblioteki Miejskiej było płatne, mimo to ludzie czytali
Przed wojną Miejska Biblioteka Publiczna z siedzibą przy Rynku Kościuszki 1 miała dwóch znamienitych kierowników. Najpierw, w latach 1919-1926, był to Franciszek Gliński, ofiarny krzewiciel kultury polskiej jeszcze w czasach carskich, któremu należy właściwie przypisać największą zasługę przy powstawaniu tej placówki, a po nim Filip Echeński, nauczyciel i także społecznik, zarządzający książnicą od 1929 do 1939 r. W tej chronologii widać niewielką lukę. To lata 1927-28. W tym czasie księgozbiorem Biblioteki Miejskiej opiekował się Mikołaj Dzikowski, do niedawna asystent bibliotekarski na Uniwersytecie im. Stefana Batorego w Wilnie. Wygrał on konkurs na wakujące po śmierci F. Glińskiego (listopad 1926 r.) stanowisko, ogłoszony przez Radę Miejską. Jego konkurentką była m. in. Jadwiga Klimkiewiczowa, córka zmarłego bibliotekarza i właścicielka znanej w mieście księgarni przy ul. Kilińskiego.
Mikołaj Dzikowski powołany 1 lipca 1927 r. obowiązki objął 1 sierpnia. W lipcu zwyczajowo wypożyczanie zawieszano. Pierwszym staraniem nowego szefa było zdobycie dodatkowego metrażu dla Biblioteki. Uzyskał go, chociaż z trudem. W ten sposób, w lutym 1928 r., obok wypożyczalni pojawiły się dwie czytelnie: młodzieżowa, bardzo potrzebna dla licznej rzeszy uczniów i naukowa, pomocna przy głębszych, książkowych dociekaniach. Na półkach znalazły się encyklopedie, słowniki i prace monograficzne z różnych dziedzin. Wszystkie w języku polskim. Można było także sięgnąć po czasopisma. Prenumerata obejmowała 80 tytułów. Kilka w języku francuskim. Frekwencja w obu czytelniach dopisywała nad podziw. Według ogłaszanych w prasie statystyk regularnie korzystało z nich blisko 1 tys. osób. Przeważała młodzież, ale 20 proc. stanowiły gospodynie domowe. Najrzadziej pojawiali się kupcy i wojskowi. Cóż, interesy i służba były ważniejsze.
Dzikowski obejmując Bibliotekę Miejską zastał księgozbiór w granicach 9 tys. tomów. Od razu zaczął zabiegać o powiększenie zasobów. Starał się o dublety z innych bibliotek, zwłaszcza z rodzinnego Wilna. Nie omijał także stolicy, a zwłaszcza tamtejszej Biblioteki Publicznej przy ul. Koszykowej. Pozyskał w ramach depozytu kilkutysięczny księgozbiór miejscowej Biblioteki Pedagogicznej. Książki zostały porządnie skatalogowane - alfabetycznie i według działów. Na początku 1929 r. Biblioteka Miejska liczyła już blisko 12 tys. woluminów.
Pracując niezwykle intensywnie (ponoć nawet do 16 godzin na dobę) Mikołaj Dzikowski) zajmował się nie tylko pozyskiwaniem książek. Uregulował stały czas pracy. Wypożyczalnia czynna była od 12 do 14 i od 16 do 19. Poza niedzielami i świętami. Czytelnia udostępniała swoje zasoby od godz. 10 do 22. Usługi biblioteczne były płatne. Dorośli od wypożyczanych książek płacili 1 zł, zaś uczniacy połowę mniej. Ważną sprawą były też pieniądze na biblioteczne zakupy. Dzikowski musiał się mocno o nie dobijać. Zarówno w Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, jak też w magistracie. W roku 1928 w tym ostatnim zabiegał o sumę 8600 zł. Otrzymał mniej niż połowę. Interweniował, ale z mizernym skutkiem. Niektórzy rajcy uważali, że Biblioteka powinna sama zarabiać na siebie.
Rozczarowany mocno stanowiskiem władz miejskich wobec potrzeb prowadzonej przez niego placówki, Dzikowski w końcu skapitulował. Postanowił wrócić do Wilna, gdzie ciągle mieszkała jego rodzina. Zwłaszcza, że i tam miał co robić. 23 lutego 1929 r. w Dzienniku Białostockim ukazała się notatka pt. „Zmiany personalne w Bibliotece Miejskiej”. Brzmiała „Dotychczasowy kierownik Miejskiej Biblioteki Publicznej p. M. Dzikowski z dn. 15 II objął stanowisko bibliotekarza na Uniwersytecie im. S. Batorego w Wilnie. W Bibliotece białostockiej nastały czasy Filipa Echeńskiego.