Prace nad powstaniem najnowszego tomu „Historii Bydgoszczy 1945-1956” trwały ponad dziesięć lat. Z jego ukazaniem wiązano duże nadzieje i oczekiwania, efekt końcowy niestety rozczarowuje.
Monografia miasta powinna podsumowywać całą dotychczasową wiedzę na temat danej miejscowości i opisywać ją w przystępny sposób. Najczęściej twórcami takich prac są doświadczeni badacze, którzy nawet przez kilkadziesiąt lat badają prezentowane później w książce problemy.
W przypadku omawianej pracy część autorów prawdopodobnie nigdy wcześniej nie badała historii powojennej Bydgoszczy. Brak jakiegokolwiek doświadczenia w tym zakresie skutkuje nieznajomością podstawowych faktów, ale także literatury i źródeł na ich temat oraz niezrozumieniem specyfiki opisywanej przez siebie epoki. Część autorów (na szczęście nie wszyscy!) porusza się po temacie jak przysłowiowe dzieci we mgle. Zamiast kompleksowej, syntetycznej wiedzy otrzymujemy zbiór przypadkowo uchwyconych faktów.
A gdzie redaktor naukowy?
W odróżnieniu od innych książek tego typu, ale również od poprzednich tomów tej publikacji, najnowsza „Historia Bydgoszczy” nie posiada redaktora naukowego. To duży mankament, ponieważ redaktor to osoba, która koordynuje całość prac nad tomem, weryfikuje zamieszczane w nim informacje, planuje układ poszczególnych tekstów, a także dba o to, aby autorzy nie wchodzili sobie w paradę. Widać, że ze względu na brak takiej osoby prace prowadzone były chaotycznie, bez jakiejkolwiek koordynacji ze strony kogokolwiek.
Poniżej przytoczę kilka najważniejszych zarzutów (na więcej w gazecie, niestety, nie ma miejsca). Przede wszystkim w książce brak koncepcji na czytelne przedstawienie specyfiki epoki lat 1945-1956, której dotyczy publikacja.
Kultura ciekawsza od polityki?
Przypomnijmy, że był to okres, kiedy komuniści wspierani przez oddziały Armii Czerwonej/Radzieckiej, przejęli władzę w kraju i za pomocą brutalnych metod w kolejnych latach krwawo ją utrwalali. Tymczasem w pracy brak informacji na ten temat. Czytelnik nie ma do czynienia z opisem mrocznych czasów stalinizmu, ale z jeszcze jedną opowieścią o jakiejś tam mniej lub bardziej ciekawej historii.
Zastanawia brak jakichkolwiek proporcji. Na dokonany przez dwóch autorów, w dwóch odrębnych rozdziałach, opis dziejów politycznych miasta poświęcono zaledwie 37 stron w tomie, który liczy 687 stron! Tymczasem na sprawy poświęcone szeroko rozumianej kulturze stron jest prawie 150.
Problem nie leży jednak jedynie w marginalnym potraktowaniu spraw politycznych, ale przede wszystkim w tym, w jaki sposób zostały one opisane. Na potrzeby publikacji nie przeprowadzono praktycznie żadnych badań źródłowych, natomiast wykorzystana literatura pochodzi sprzed kilkudziesięciu lat, najczęściej jeszcze sprzed 1989 r. W wielu rozdziałach nie uwzględniono literatury, która ukazała się w ostatnich latach.
Terminologia rodem z poprzedniej epoki
Niedopuszczalne jest również bezrefleksyjne przejmowanie przez niektórych autorów języka źródeł. Czasami przejawia się to w całych obszernych fragmentach tekstu, innym razem tylko w zapożyczaniu terminologii używanej w poprzednim ustroju, czego przykładem chociażby używanie słowa „wyzwolenie” stosowane w odniesieniu do oswobodzenia miasta spod okupacji niemieckiej w styczniu 1945 r.
Trudno odgadnąć według jakiego klucza ułożono kolejność poszczególnych tekstów, a także zamieszczano informacje w obrębie poszczególnych rozdziałów. Przykładowo, w tekście o życiu politycznym opisywane są sprawy gospodarcze, pomimo, że zagadnieniu temu poświęcono osobny rozdział. W rozdziale dotyczącym spraw politycznych w latach 1949-1956 opisywane są wydarzenia dotyczące 1945 r., podczas gdy w rozdziale, który w swoim tytule deklaruje lata 1945-1948 narracja kończy się praktycznie na styczniu 1947 r. Część autorów opisuje w swoich rozdziałach te same problemy, multiplikując informacje na ich temat.
Specyfiki powojennych czasów szukamy z lupą
Z recenzowanej publikacji niestety nie dowiemy się na czym polegała specyfika czasów powojennych, dlaczego niektóre partie po zakończeniu okupacji, pomimo podejmowanych prób, nie mogły odrodzić się i normalnie funkcjonować, jakie były powody przejęcia przez komunistów władzy, jak wyglądały represje wymierzone w środowisko dawnych żołnierzy AK i wszelkich innych przeciwników komunistycznej dyktatury, a w końcu jak komuniści skuteczni zagarnęli władzę.
W wielu przypadkach mamy po prostu suchą chronologiczną wyliczankę faktów, bez ich jakiejkolwiek interpretacji czy też próby poddania dogłębnej analizie. Nawet informacje na temat referendum i wyborów do Sejmu Ustawodawczego są bardzo lakoniczne i nic nie wnoszące, podczas, gdy istnieje na ten temat literatura, z której niestety nie skorzystano.
Długa lista rozdziałów, których brakuje
Warto również wymienić katalog zagadnień, dla których w książce zabrakło odrębnego miejsca. Nie znajdziemy osobnego rozdziału na temat losów mniejszości narodowych (głównie ocalałych z wojny Żydów, ale również dominujących w jej trakcie Niemców, których sytuacja po 1945 r. diametralnie się zmieniła), służby zdrowia, sądownictwa, działalności podziemia niepodległościowego, ale również działań bezpieki zmierzających do jego zniszczenia. Nie ma również informacji na temat więziennictwa, adwokatury, milicji, a przecież mówimy o czasach stalinizmu. Zabrakło też rozdziałów o mediach, cenzurze, jak również wielu innych zagadnieniach.
Podpisy pod zdjęciami wprowadzają w błąd!
Ponadto wiele do myślenia dają wkładki zdjęciowe - zarówno dobór ilustracji, jak i podpisy. Zdjęcia zamieszczono bez żadnej czytelnej zasady.
W niektórych miejscach skorelowane są tematycznie z artykułem z którym sąsiadują, w innych trudno się takich relacji doszukać. W jednym miejscu wkładka zawiera tylko jedno zdjęcie, w innym ilustracji jest kilka lub kilkanaście.
Dobór ilościowy nie jest jedynym problemem. Nie wiadomo bowiem, czym kierowali się autorzy, dobierając zdjęcia. Czasami są one bowiem oderwane od zawartości tomu, jak w przypadku zamieszczenia zdjęć milicjantów, których w książce odrębnie nie opisano. Podobnie niezrozumiałe jest zamieszczenie zdjęcia gazet wydawanych w Bydgoszczy, podczas gdy również na ich temat w książce nie wygospodarowano osobnego miejsca.
Jeszcze większy problem jest z podpisami zdjęć. Do większości z nich można by się przyczepić. Ze względu na brak miejsca odniosę się tutaj tylko do jednego, który brzmi: „Uroczystości pogrzebowe ofiar Krwawej Niedzieli 1947”. Osoba zamieszczająca tę fotografię wykazała się wielką nieznajomością rzeczy, bowiem termin „krwawa niedziela” ukuty został przez niemiecką propagandę na zilustrowanie rzekomych zbrodni dokonanych w pierwszych dniach wojny przez Polaków na niemieckich mieszkańcach Bydgoszczy. W późniejszych dniach przekaz o „krwawej niedzieli” stanowił podstawę do represji wobec Polaków i usprawiedliwienie dla prowadzenia polityki terroru. Zamieszczone zdjęcie nie przedstawia więc pogrzebu ofiar „krwawej niedzieli”, lecz tych, którzy stracili życie w wyniku realizacji tejże propagandy.
W książce odnaleźć można plagiaty, a także sporo drobniejszych, co nie oznacza, że mniej ważnych, uchybień. Do publikacji niestety nie załączono ani bibliografii, ani indeksu osobowego. Poprzez to trudno jest zarówno wyszukiwać informacji na temat konkretnych osób, jak i przekonać się szybko, bez potrzeby wertowania poszczególnych artykułów, na podstawie jakiej literatury i źródeł autorzy oparli swoje ustalenia. W literaturze naukowej to standard.
Podsumowując: „Historia Bydgoszczy 1945-1956” to książka, która zamiast przynieść Bydgoszczy powód do dumy, przynosi jej wstyd i zażenowanie.
Od redakcji
O wadach najnowszego tomu „Historii Bydgoszczy” pisaliśmy w „Albumie” wiosną. Uznaliśmy jednak, że recenzja dr. Krzysztofa Osińskiego warta jest tego, by poznali ją bydgoszczanie. Na publikację znacznie obszerniejszej wersji, w „Kronice Bydgoskiej”, nie zgodził się prof. Włodzimierz Jastrzębski, przewodniczący Kolegium Redakcyjnego. Do sprawy wrócimy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.
Autor: Krzysztof Osiński