Książę? Nie przywiązuję wagi do tytułów. Ważny jest człowiek
Długoletni prezes Kongresu Polonii Kanadyjskiej - książę Jerzy Czartoryski, mówi nam o życiu współczesnego arystokraty, portalach społecznościowych, przodkach i zasadach, które warto mieć
Błękitna krew, nienaganne maniery, laseczka i fajka. Czas spędzany na polowaniach i balach. Taki wizerunek arystokraty panował powszechnie jeszcze przed I wojną światową. Jerzy, książę Czartoryski, z tych atrybutów ma tylko laskę. Ale to nie arystokratyczna maniera, tylko konsekwencja kontuzji podczas jazdy na nartach. Fajkę palił kiedyś, ale teraz czasem sięga po papierosy. Postawny (190 cm wzrostu). Mimo słusznego wieku, bez problemu obsługuje internet (pamięta, jak tajniki komputera zgłębiał jeszcze na typie commodore), ma nawet konto na Facebooku. Ale przyznaje, że po prostu tylko ma. Za to namiętnie ogląda filmy na youtube. Słynnego serialu o arystokracji „Downton Abby” nie kojarzy. A herbatka o 17? To dobre dla starych Angielek.
Hrabia czy książę? Przodków warto znać. Ale co znaczy tytuł
Pytany, czy zwracać się do niego per „książę” , a może „wasza wysokość”, od razu zaprzecza.
- Po pierwsze, to już niemodne i snobistyczne. Po drugie, niektórych drażni taka tytułomania, zatem ogólnie niesie ze sobą więcej minusów niż plusów - mówi.
Chociaż przyznaje, że czasem zdarzają się sytuacje, w których ktoś go tytułuje w ten sposób. A jeszcze częściej ten tytuł pojawia się w korespondencji. Przy okazji przytacza anegdotę. - Ojciec mojej matki był z domu Stadnicki. Ród Stadnickich dobrze zapisał się w historii nowosądeckiego. Jak się chłopu spaliła chałupa, dziadek Stadnicki dawał drzewo na nową. Jak ktoś chorował, wysyłał pomoc. Taki był.
Kiedyś poznałem pewnego ojca redemptorystę, który pochodził z gminy Nawojowa, właśnie w powiecie nowosądeckim. Od pierwszej chwili, zawsze mnie tytułował per „hrabia”. Na moje zdziwienie, wyjaśnił : „ja wiem, że hrabiowie stoją niżej niż książęta, ale dla mnie to najważniejszy tytuł. Ważniejszy nawet niż król czy cesarz, ze względu na znanego hrabiego Stadnickiego z Nawojowej” - śmieje się Jerzy Czartoryski.
Czy czuje się w takim razie chociaż trochę celebrytą? Najpierw zaprzecza, a potem dodaje szczerze: - Nie wiem w zasadzie co to znaczy być celebrytą.
Nie zmienia to faktu, że znajomość przodków jest dla niego ważna. I jest z nich dumny. - Mieszkam poza Polską od 50 lat. Kiedy moje dzieci zaczęły dorastać i odwiedzać rodzinny kraj, zrobiłem im listę najbliższych kuzynów, wujów i cioć. Potem zacząłem to powiększać, systematycznie dopisywać i przez 30 lat lista rozrosła się do ponad 150 tysięcy osób. Te nazwiska zostały nawet wykorzystane przez pana Minakowskiego z Krakowa (Marek Jerzy Minakowski - polski filozof, historyk i genealog. Doktor nauk humanistycznych z zakresu filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego - przyp. red.), który ma największą w Polsce bazę danych genealogicznych. Chyba około pół miliona. Jak on tę bazę zakładał, to ponad połowę to były informacje właśnie ode mnie. Ale teraz ma ich więcej oczywiście. Ja już natomiast nie mam czasu na genealogię, jest tyle różnych obowiązków i zajęć - mówi.
Konto na Facebooku i filmy w internecie. Tak, znam
Współczesny świat to także współczesna arystokracja. Także ta, która nie pochodzi z najmłodszego pokolenia. Czy książę ma konto na Facebooku, robił sobie selfie?
- Selfie? Nie, z tym się nie spotkałem, a jeśli nawet, to nie mogę sobie w tej chwili przypomnieć, co to jest - przyznaje. Co do Facebooka, o to już inna sprawa. - Mam tam konto, chociaż osobiście go nie prowadzę. Mój syn pracuje po parę miesięcy w roku w Indiach i stamtąd przysyła mi via Facebook zdjęcia. I taka jest moja wiedza i łączność z tym portalem - przyznaje. Za to dość często zagląda na youtube. - Oglądam tam różne filmy - zdradza.
Czy dobrze się żyje we współczesnym świecie potomkowi rodu arystokratycznego? Korzenie przeszkadzają, czy pomagają?
- Mnie to zawsze pomagało. Po wojnie, przez trzy lata ojciec nie mógł znaleźć pracy. Ale ludzie nas wspierali. Otwieraliśmy rano drzwi, a tam leżał worek mąki, kosz ziemniaków. Nie wiadomo od kogo - wspomina.
Przyznaje, że prawdziwa arystokracja zawsze dbała o innych. I ludzie to pamiętali. Potem wspierali w trudnych czasach. - W ostatnich pięciu generacjach nie miałem łobuzów w moim drzewie genealogicznym - żartuje. - Ojciec był odznaczony krzyżem walecznych, walczył nad Bzurą, był szefem AK. Nie był na żadnej liście ubeckiej czy innej - podkreśla. Obaj dziadkowie mieli duże majątki. Dziadek Czartoryski, po pierwszej wojnie światowej wrócił do swoich majętności nad Sanem koło Jarosławia i jedną z pierwszych rzeczy, którą się zajął , była odbudowa 28 obiektów użyteczności społecznej. Przedszkola, szkoły, kościoły.
- Musiał sprzedać różne rodzinne pamiątki, precjoza, własności, m.in. posesję w Wiedniu - opowiada książę Jerzy. O dziadku Stadnickim już wspominał. Wreszcie i ojciec Jerzego dobrze zapisał się w pamięci wielu osób. - W czasie wojny mieszkaliśmy w Szczawnicy nad Dunajcem. Mój ojciec nadzorował lasy lokalne. Wydał kilkadziesiąt fałszywych dowodów zaświadczeń o pracy. Dzięki temu, wiele osób uniknęło wywózki na roboty do Niemiec - mówi. To, jego zdaniem, było cechą prawdziwej, uczciwej arystokracji. Życie rodzinne, prywatne często stawiali na drugim planie, przed obowiązkami społecznymi. I to przechodziło też z pokolenia na pokolenie.
- Po wojnie żyliśmy w nędzy, o sileniu się na fanaberie nie było mowy. Natomiast oczywiście rodzice starali się nas, dzieci, wychować tak, żeby zachowywały się przyzwoicie, miały i przestrzegały zasad moralno- etyczno-towarzyskich. I tak myślę, że dzięki temu, w życiu codziennym rzadko popełniam gafy. Jeżeli człowiek jest uczciwy w stosunku do siebie i ma te zasady, o których wspomniałem, wpojone w dzieciństwie, to wszystko jedno z jakiego środowiska się wywodzi, czy ma korzenie arystokratyczne czy nie, zawsze się odnajdzie. Mimo zmian wokół nas. Mimo Facebooka i selfie.
Książę Jerzy Czartoryski wyemigrował w latach 60. najpierw do Stanów Zjednoczonych, potem do Kanady. Myślał o powrocie, ale w Kanadzie poznał przyszłą żonę i założył rodzinę
Długoletni prezes i wiceprezes Kongresu Polonii Kanadyjskiej w Ottawie. To federacja, która skupia około 50 polskich emigracji. Chociaż książę oficjalnych funkcji już tam nie pełni, nadal działa społecznie. Ostatnio zaangażował się w projekt dotyczący promocji i przypomnienia Stanisława Szukalskiego, artysty rzeźbiarza, który od 1939 roku przebywał na emigracji. Jedna z jego rzeźb znajduje się w zbiorach Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu