„Ksiądz-pedofil” spod Krakowa
Zbitka ksiądz-pedofil staje się silniejsza niż Polak-katolik - rzucił smutno wikary z kościółka w podkrakowskim obwarzanku. Niby jest jak dawniej. Świątynia pełna. Na sumie brak miejsc siedzących i Nowakowa musi zaglądać młodym w oczy, żeby jej ustąpili. „Ale ludzie patrzą na mnie jakoś inaczej. I gadają” - mówi wikary.
Gadają w spożywczym i na stacji. We wtorek nauczycielka polskiego, kierowniczka zajazdu i zaopatrzeniowiec stali przy ladzie w BP i zamaszyście rozprawiali ze sprzedawczynią tylko o jednym. Gadają w urzędach. W ten sam poniedziałek na korytarzach w gminie i biurach nie mówili o niczym innym. Wikary sam słyszał i od ludzi też wie.
Gadają na targu. W środę przy co drugim kramie, oprócz spraw handlowych, tylko ten temat. Gadają u fryzjera. W środę wieczorem, tuż przed zamknięciem lokalu, wikary poszedł się ostrzyc - i jak tylko otworzył drzwi, ożywiona dotąd debata nienaturalnie zamarła; w powietrzu zawisły jakieś półsłówka, półzdania, półprawdy, półoskarżenia… Albo nawet całe. Odruchowo spuścił wzrok.
Chodzą tak teraz ze spuszczonymi oczyma, on i proboszcz. Choć przecież sami nie mają niczego na sumieniu! Niczego, ale to niczego! A już zwłaszcza… No wiecie, czego. W żadnym razie. Nigdy! Ale wzrok opuszcza się sam. U biskupów jakby też. Widać to wyraźnie w telewizji. Widać na spotkaniach z hierarchami.
I ta bezradność! Bo nie bardzo wiadomo, co robić. Prawda leży tam, gdzie leży, co gorsza, wszyscy o niej mówią. A jeszcze ludzkie języki mają moc wyolbrzymiania wszystkiego, co nośne. Przekręcania, dopowiadania, oskarżania niekoniecznie winnych. Stąd ta zbitka: ksiądz-pedofil, medialna, można by rzec, ale teraz to już… ludzka. Przylepiło się i już się chyba nie odlepi. Więc najbardziej zawstydzeni są, jak zawsze, niewinni...
Niesprawiedliwe. I groźne. Kościół lepi przecież tę naszą wspólnotę. A teraz... dzieli? I cóż mam począć? - pyta wikary. Episkopat nie wydał żadnych instrukcji. Sojusz z PiS nie pomaga. Pójście na świętą wojnę z tymi, którzy nagłośnili prawdę? Nie po Chrystusowemu. I samobójstwo. PiS rzucił wszystkie ręce na pokład. Nie dziwne: dotąd to uśmiechnięty prezes na konwencjach podrzucał tematy kampanii. Teraz temat narzucił się sam. Narzucał się od dawna, ale tym razem - za sprawą nastrojów społecznych i uczciwej dziennikarskiej roboty - skutecznie. I to nie inni muszą reagować, tylko PiS. Telewizyjni propagandyści biją rekordy ściemy i manipulacji. Politycy strzelają szpagaty, piruety i podwójne aksle. Partyjne trolle w internecie w szaleńczym tempie produkują niedorzeczności, próbując skierować uwagę odbiorców w innym, bardziej bezpiecznym, kierunku (wszystkiemu winne dzieci i Polański). Ale nabrać się na to mogą już tylko misie o bardzo małym rozumku.
Bo wszystko to żałosne. Żałosne wobec - prawdy. Ukazanej prosto i szczerze. Bez retuszu i publicystycznej ekwilibrystyki. Z tą prawdą każdy musi się zmierzyć, nawet, jeśli w pierwszym odruchu uznał ją, jak zawsze, za „byle co”.
Najbardziej - musi się z nią zmierzyć polski Kościół hierarchiczny. Jeśli zrobi to źle, jeśli zamiast prawdy wybierze aksle i szpagaty, w głowach Polaków zostanie smutna i niesprawiedliwa zbitka: ksiądz-pedofil. Rozciągana na wszystkich kapłanów i pustosząca świątynie, jak wcześniej w innych krajach. A wtedy - amen.