Ks. prymas Stefan Wyszyński był silny nie swoją siłą. Rozmowa z reżyserem filmu "Prorok" Michałem Kondratem
Rozmowa z Michałem Kondratem, reżyserem filmu fabularnego o Prymasie Tysiąclecia „Prorok”. Reżyser gościł niedawno w rzeszowskim kinie Zorza, gdzie spotkał się z widzami swojego filmu.
Czy to temat filmu pana znalazł, czy też na odwrót?
Chciałem nakręcić film o Prymasie Tysiąclecia i napisanie scenariusza zleciłem trzem scenarzystkom. Przez pół roku go później poprawiałem, żeby dostosować tekst do swojego wyobrażenia o filmie. Z założenia postanowiłem, że w „Proroku” opowiem historię Prymasa, który musi skonfrontować się z Władysławem Gomułką, dlatego główna akcja toczy się w latach 1956 - 1970, kiedy Gomułka sprawował władzę I sekretarza PZPR. Film zaczyna się uwolnieniem Prymasa po trzech latach internowania, a kończy wydarzeniami w Trójmieście w grudniu 1970 roku. Moje poprzednie filmy były głównie dokumentami fabularnymi dotyczącymi tematyki chrześcijańskiej. „Prorok” różni się od nich tym, że jest moim pełnym debiutem fabularnym i jest filmem historycznym - dramatem z elementami sensacyjnymi. Z założenia dedykuję ten film młodzieży ze względu na jego nowoczesną formę. Zależało mi, by w atrakcyjny sposób opowiedzieć o ważnym okresie stosunkowo współczesnej historii Polski.
Stąd wątki młodzieżowe w filmie?
Wątki fikcyjnych bohaterów: Kazi, Janka i Magdy są kompilacjami wielu rzeczywistych postaci. Są one głównie po to, żeby ukazać Prymasa nie tylko jako stratega i polityka, ale także jako człowieka, który był blisko ludzi, a zwłaszcza młodzieży.
Był tak wspaniałomyślny i bezinteresowny?
Był osobą, która zawsze znajdowała czas dla innych. Np. raz w tygodniu pełnił dyżur i przyjmował każdego, kto chciał się z nim spotkać. Tych dyżurów akurat nie pokazuję w filmie, natomiast pokazuję inne momenty, gdy był blisko drugiego człowieka.
Na jakiej podstawie powstał scenariusz?
Na podstawie różnych materiałów historycznych, m.in. wspomnień Prymasa, również na podstawie rozmów z osobami, które go znały, m.in. z ks. Bronisławem Piaseckim, osobistym sekretarzem Prymasa i na podstawie rozmów z „Ósemkami” [zespół konsekrowanych kobiet, które wzorując się na Matce Bożej, chciały zmieniać Polskę i świat - ps]. Poprawiając scenariusz rozmawiałem też z prof. Pawłem Skibińskim, który przez wiele lat studiował wspomnienia Prymasa i został konsultantem naszego gilmu.
Czy podczas pracy nad filmem wyszły na jaw jakieś nieznane fakty z biografii Prymasa?
Na pewno ważne są rozmowy gabinetowe. Sięgnęliśmy do stenogramów z podsłuchów, które były zainstalowane w gabinetach I sekretarza partii komunistycznej Władysława Gomułki, premiera Cyrankiewicza i prymasa Wyszyńskiego. Z tych stenogramów archiwizowanych w IPN wybrałem najciekawsze fragmenty. Cieszę się, że zostały one odtajnione, bo gdy Prymas chodził na rozmowy i negocjował ważne dla Kościoła i narodu polskiego sprawy, wiele osób zarzucało mu, że spotyka się z komunistami. Wielu posądzało go nawet, że kolaboruje z nimi. Odtajnienie tych rozmów obala te wszystkie oskarżenia i ukazuje Prymasa jako męża stanu, niesamowicie odważnego człowieka, który nie tylko negocjuje z władzami komunistycznymi, ale także stawia im warunki.
W pana filmie widać, że prymas dużo ryzykował.
Prymas był 3 lata internowany w różnych miejscach. Miał świadomość tego, że w każdej chwili może wrócić do więzienia, a nawet być torturowany, jak inni przedstawiciele Kościoła, np. bp Baraniak i bp Kaczmarek. Tym bardziej zasługuje na wielki szacunek. Komunistom trudno było zrozumieć postawę Prymasa. Byli przekonani, że go złamią, choćby długością toczonych rozmów (jedna trwała kilkanaście godzin). Oni nie wiedzieli, skąd Prymas czerpie tyle sił, mężnie stawia im warunki i niejednokrotnie te negocjacje wygrywa. Dzięki filmowi „Prorok" możemy poznać zasługi Stefana Wyszyńskiego jako prawdziwego męża stanu, który przyczynił się do tego, że dzisiaj żyjemy w wolnej Polsce.
Czy Prymas miał trudne chwile?
Zasadniczo, dramaturgicznie był stały, nie było po nim widać kryzysów. Zdarzało się jednak, że miał trudniejsze momenty, gdy wiedział, że w danej sprawie niewiele może już zrobić. Wówczas wchodził do swojej kaplicy, wystawiał Najświętszy Sakrament i adorował Pana Jezusa. Zawsze po takiej adoracji był silniejszy. Tak naprawdę to był sekret jego siły. Dzięki temu był silny nie swoją siłą, tylko siłą czerpaną z adoracji.