Ks. dr Wojciech Rzeszowski: Film Sekielskich może być pomocą dla Kościoła
Rozmawiamy z ks. dr Wojciechem Rzeszowskim, delegatem arcybiskupa gnieźnieńskiego ds. ochrony dzieci i młodzieży, stałym współpracownikiem Centrum Ochrony Dziecka przy Akademii Ignatianum w Krakowie.
Jak ksiądz zareagował na film braci Sekielskich pt. „Tylko nie mów nikomu”?
Z przygnębieniem i smutkiem, zwłaszcza z powodu cierpienia ofiar. Rozmawiałem już wcześniej z ludźmi zranionymi, jednak spotkanie z takimi dramatami, tym bardziej, że uczynionymi przez grzech ludzi Kościoła, budzi smutek i rozczarowanie.
Wiemy, że ksiądz prymas zatwierdził „Wytyczne dotyczące ochrony dzieci i młodzieży w archidiecezji gnieźnieńskiej”, które będą obowiązywać w parafiach od lipca. Co ten dokument zmienia?
Nasze “Wytyczne” odzwierciedlają prawo Kościoła, które już obowiązuje, a jednocześnie odnoszą je do codziennego życia. Dokument ustawia jasno nasz sposób myślenia, w którym odcinamy się i potępiamy jakiekolwiek formy przemocy. Każda osoba duchowna i świecka pracująca w Kościele zobowiązana została, by “zawsze i niezwłocznie” reagować na wszelkie formy napotkanej krzywdy. Ukazane są też procedury postępowania oraz forma ich zgłaszania odpowiednim władzom (świeckim i kościelnym).
„Wytyczne” zawierają też część praktyczną, ukazują to, co należy czynić w danej sytuacji, jak reagować, rozmawiać. Osoby pokrzywdzone są zranione i żeby nie pogłębiać ich traumy, trzeba do nich podejść z dużą roztropnością i empatią, a jednocześnie odpowiedzialnością. Pierwsza część „Wytycznych...” kończy deklaracja, zawierająca potwierdzenie przyjęcia wspomnianych zasad oraz zobowiązanie do ich stosowania w życiu osobistym i zawodowym. Podpisuje ją każdy, kto w swej posłudze ma styczność z dziećmi: począwszy od biskupów, przez kapłanów, katechetów i wszystkich pracowników świeckich Kościoła. Zawiera ona ponadto aktualne normy dotyczące ochrony małoletnich określone przez prawo polskie i kościelne.
Część osób może powiedzieć: „Ok, dobrze, że ten dokument powstał, ale czy nie za późno?”
To jest dokument diecezjalny, nad którym pracowaliśmy około roku, nie powstał więc w ostatniej chwili. Pamiętajmy też, że mamy wytyczne Konferencji Episkopatu Polski z 2014 roku i dokumenty watykańskie z 2001, 2010, 2011, 2016 roku oraz ten ostatni z 2019 roku, które podejmują tematykę ochrony dzieci. Nie jest więc tak, że dopiero teraz coś się dzieje, ale trzeba też przyznać, że stopień ich wprowadzania w codzienne życie jest różny.
Jest ksiądz delegatem ds. ochrony dzieci i młodzieży w Archidiecezji Gnieźnieńskiej. Co to za funkcja?
Jestem osobą pierwszego kontaktu. Zostałem do tych zadań przygotowany od strony psychologicznej i prawnej, mam też doświadczenie duszpasterskie i terapeutyczne w towarzyszeniu osobom zranionym. Moją działalność podzieliłbym na dwie części. Pierwsza związana jest z reagowaniem na problemy. To ja przyjmuję zgłoszenie od osoby pokrzywdzonej, robię wstępne rozeznanie i ocenę sytuacji, którą przedstawiam arcybiskupowi, on nadaje dalszy bieg sprawie. Każdy sygnał jest sprawdzany i weryfikowany.
Część druga to profilaktyka i działalność edukacyjno-szkoleniowa. Jako stały współpracownik Centrum Ochrony Dziecka w Krakowie prowadzę wiele szkoleń: dla księży, katechetów, szkół katolickich, pracowników „Caritas”, nauczycieli... . W ostatnich latach prowadziłem szkolenia dla ok. 2 tys. osób. Warto zauważyć, że pomimo różnych braków w tej materii, w Kościele podejmuje się też dobre inicjatywy.
Jak ciężkie są rozmowy z ofiarami księży pedofilów?
Zgłoszeń i rozmów na szczęście nie ma wiele. Zawsze jednak są poruszające i bardzo trudne. Najczęściej osoby te są głęboko i boleśnie zranione. Towarzysząc im trzeba dzielić ich ból, być uczestnikiem ich dramatu, a to nigdy nie jest łatwe. Jednak towarzysząc im w drodze mogę też uczestniczyć w procesie stopniowego zdrowienia, a to już rodzi nadzieję.
Dlaczego Kościół sam nie zgłaszał przypadków pedofilii wśród duchownych?
Problem jest złożony. Ile i jak wcześniej zgłaszał, trudno mi powiedzieć, bo nie mam takiej wiedzy. Nie było też takiego obowiązku prawnego, gdyż funkcjonuje on dopiero od połowy 2017 roku, a niektóre ofiary byłe już starsze wiekiem. Niestety, wiele ofiar żyje w ukryciu, a ciężar i dramatyczność zdarzeń pozostawiały ich problemy w cieniu. Brakło też właściwej wiedzy i kompetencji przełożonych w podejściu do problemu. Wcześniej nikt tego nie uczył. To oczywiście nie jest wytłumaczeniem, bo od ludzi Kościoła można i trzeba wymagać więcej. Na szczęście dziś wiele się zmienia.
W naszej diecezji w ostatnich latach wszystkie zgłoszone przypadki, o których mam wiedzę, a które nosiły znamiona przestępstwa, były przekazywane do prokuratury. Niektóre były umarzane, a w innych było prowadzone śledztwo. Trzeba uważać na krzywdzące uogólnienia, bo teza, że Kościół wszystko ukrywa nie jest prawdziwa. Jednak z pokorą trzeba też uznać, że Kościół nie zawsze sobie radził z problemami i film braci Sekielskich to ukazuje. Musimy szybko odrobić zaległą lekcję i ufam, że tak się stanie.
Czy powinien powstać kościelny fundusz dla ofiar wykorzystania seksualnego wśród księży?
– Tak, nie tylko powien, ale z tego, co wiem, to już podjęto pewne przygotowania w tej materii. Wiem też, że w wielu miejscach już dyskretnie się pomaga. Tak jest i w naszej diecezji, gdzie wspieramy finansowo osoby, które takiej pomocy potrzebują. Sam proces terapii jest długi i zazwyczaj kosztowny.
Jarosław Kaczyński powiedział, że „ręka podniesiona na Kościół jest ręką podniesioną na Polskę”. Czy autorzy „Tylko nie mów nikomu” podnoszą rękę na Kościół?
Bałbym się takiej oceny. Warto pamiętać, że historia naszego narodu jest organicznie spleciona z Kościołem, ale trzeba też rozróżniać poszczególne płaszczyzny. Piętnowanie zła w danej wspólnocie nie musi być atakiem na nią samą. W kontekście filmu trzeba mówić raczej o ataku na zło. Paradoksalnie, ten film, choć bolesny, może być dla Kościoła pomocą w jego oczyszczeniu i bardziej konkretnym działaniu.
Spotkałem jednak opinię, że projekcja przed wyborami i zaangażowanie niektórych polityków jest zastanawiające. Warto też zwrócić uwagę na jednostronne ujęcie filmu. Mówi on tylko o tym, co złe w Kościele, a to może prowokować myślenie, że wszystko i wszyscy są źli. Taka generalizacja byłaby krzywdząca. Znam osobiście kilku księży pedofilów, a jednocześnie znam też osobiście ponad tysiąc księży, którzy uczciwie pracują. Film słusznie potępia i demaskuje tych, którzy są przestępcami w Kościele, ale cieszyłbym się, gdyby poza krytyką Kościoła (często słuszną) uruchamiał szerszy proces, obejmujący wszystkie środowiska, bo pedofilia nie jest problemem kościelnym lecz społecznym.
Czy jest ksiądz za zniesieniem celibatu wśród księży katolickich?
To pytanie dość często pada w kontekście pedofilii. Celibat ma swój głęboki sens teologiczny i jest związany z kapłańską duchowością. Warto ją poznać, by rozumieć. Łączenie pedofilii i celibatu jest niepoważne. Wystarczy spojrzeć na protestantów, gdzie duchowni mają rodziny, a też pojawiają się problemy. Tym bardziej, że statystyki ukazują, iż około 80 proc. zdarzeń dokonuje się w kręgu bliższej lub dalszej rodziny. Nie kwestionujemy przecież instytucji małżeństwa tylko dlatego, że zdarzają się rozwody. Występowanie pedofilii nie zależy od stanu życia. Pedofilia to nie problem celibatu, a ludzkiej niedojrzałości.
Wciąż jeszcze pamiętam słowa jednego z księży-pedofilów z filmu, który tłumaczył się tym, że odezwały się „męskie sprawy”.
Męskie sprawy, czyli natura. Ona zawsze będzie się odzywać, sama w sobie jest zresztą dobra. Pytanie, czy człowiek, niezależnie od profesji, potrafi swoją naturę “zagospodarować” i właściwie ją przeżywać. U każdego zdrowego mężczyzny będzie ona obecna, nie problem w tym, że się odzywa, ale jak my ją przeżywamy, co my z nią lub co ona robi z nami.
Czy powinna powstać niezależna świecka komisja do zbadania przypadków pedofilii w Kościele?
Myślę, że Kościół do tego będzie zmierzał. Nie wiem, czy będzie zupełnie świecka czy też mieszana. Problem jest złożony, ale sądzę, że otwarty.
Czy przez ostatnie dziesięciolecia pedofile wśród osób świeckich byli surowiej traktowani niż pedofile-duchowni? Często najwyższą formą kary u księdza-pedofila było przeniesienie do innej parafii.
Czy często? Nie wiem. W sądach państwowych sądzę, że byli traktowani podobnie, jak świeccy. Trzeba rozróżnić procedury państwowe i kościelne. Kościół nie ma takiego aparatu restrykcyjnego jak państwo, nie ma więzień, stąd ma inne możliwości. Z tego, co wiem, dziś w Kościele częstą karą jest ekskomunika i wydalenie ze stanu duchownego, one są poważne. Niestety, film braci Sekielskich pokazał, że procedury kościelne nie zawsze działały właściwie.
Czy w naszej archidiecezji są nowe przypadki pedofilii wśród księży?
Do końca 2018 roku poznaliśmy pięć ofiarach i czterech sprawców. W tym roku miałem jedno zgłoszenie, które zostało przebadane i skierowane do prokuratury, ale zostało tam umorzone. Mam też sprawy, które badam, materia jest delikatna i czasem potrzeba więcej czasu dla właściwego rozeznania.
Co mogą zrobić dziś ewentualne osoby pokrzywdzone?
Zachęcam, by się zgłaszały. Zapewniam, że jako Kościół jesteśmy gotowi pokornie i życzliwie je przyjąć oraz zrobić to, co możliwe, by im pomóc.