Krzysztof Trojan spędził w więzieniu blisko pół roku. Jest niewinny

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Bartniak
Maciej Ciemny

Krzysztof Trojan spędził w więzieniu blisko pół roku. Jest niewinny

Maciej Ciemny

Krzysztof Trojan spędził w więzieniu blisko pół roku. Jest niewinny. Nie chce walczyć o odszkodowanie. Zależy mu tylko na odzyskaniu dobrego imienia. W Korytowie (powiat świecki), gdzie mieszka, ludzie się od niego odwrócili.

Z grudziądzkiego więzienia wyszedł w połowie lipca. Od tego czasu nigdzie nie może znaleźć pracy. Nikt mu nie pomoże, bo dla wielu stał się kryminalistą, którego musiał zabrać policyjny radiowóz.

W lutym minął rok od kiedy Krzysztof Trojan rozpoczął odpracowywanie godzin przyznanych przez sąd za niepłacone alimenty. Myślał, że ma to już dawno za sobą. Okazało się, że to dopiero początek „przygody” z wymiarem sprawiedliwości.

Pod dom, w którym mieszka w Korytowie (powiat świecki) zajechał radiowóz. Policjanci zaprosili go do środka. Przeczytali pismo, którego treści nie zrozumiał. - Wynikało z niego, że nie odpracowałem wskazanych przez sąd godzin i teraz trafię do więzienia - Trojan jeszcze dziś opowiada o tym z trudem.

- Tłumaczyłem, że to pomyłka, że trzeba to wyjaśnić, ale funkcjonariusze powiedzieli, że jedziemy do Świecia i tam będę opowiadał.

W komendzie powiatowej w Świeciu trafił do celi. Zostawili go w samych majtkach. Dali jedynie koc. Nikt nie chciał go słuchać. Podejrzewał już, co się szykuje, ale przez myśl nie przeszło mu, że świat zza krat będzie oglądał przez pół roku. - Nikt nie chciał zadzwonić do Zakładu Usług Komunalnych w Bukowcu, gdzie swoje godziny odpracowywałem.

Jeszcze tego samego dnia do Świecia przyjechali funkcjonariusze Służby Więziennej. - Oddano mi ciuchy, zakuto w kajdanki i zawieziono do Grudziądza. Wyszedł stamtąd dopiero 17 lipca. - Teraz wchodzę do sklepu, a ludzie wychodzą. Urywają się rozmowy. Zostałem odtrącony. Nie mam do kogo się odezwać. Nikt nie wierzy, że siedziałem niewinnie.

Wcześniej stracił pracę, nie mógł płacić alimentów na dobiegającego dwudziestki syna. Była żona zgłosiła się do pomocy społecznej. Dostawała pieniądze z funduszu alimentacyjnego. - Miałem tam do spłaty około 27 tys. złotych.

Gdy syn skończył 20 lat, przerwał naukę i poszedł do pracy. Świadczenia już mu się nie należały, ale trzeba było spłacić zaległe. Trojan wciąż nie pracował, nie miał odłożonych pieniędzy. W grudniu 2014 r. został za to skazany na rok tzw. nieodpłatnej kontrolowanej pracy po 30 godzin miesięcznie.

W lutym odbył rozmowę z kurator. Spytał, co ma zrobić, kiedy znajdzie pracę, bo wciąż jej intensywnie szukał. - Odpowiedziała, że nie będzie problemu z zawieszeniem kary, ale zaległe pieniądze będą mi wtedy zabierać z pensji.

Karę odpracowywał w Zakładzie Usług Komunalnych w Bukowcu. W lutym według dokumentacji pierwsze 32 godziny. Tyle samo w marcu i kwietniu.

Od maja rozpoczął pracę w tartaku. Dostał umowę na cały etat. Z zakładem rozstał się z końcem sierpnia. - Właściciel nie traktował ludzi jak należy. Wymagał wciąż więcej i więcej, a w trakcie upałów nawet nie kupił nam wody i nie pozwalał na najkrótsze chociaż przerwy - wzdycha Trojan.

Jeszcze w lipcu odebrał przysłane przez kurator ostrzeżenie, że jeżeli nie wróci do odrabiania godzin w ZUK-u, to może trafić za kratki.

Rok kurierów

- Pracowałem wtedy. Nie miałem kiedy podjechać do Świecia, żeby poinformować kurator, że tak sam z siebie to z tego nie zrezygnowałem. Miałem nadzieję, że będzie mogła to jakoś sama sprawdzić. W końcu wcześniej mówiła, że będzie mi ściągać pieniądze z pensji. To skoro obetnie mi wypłatę, to chyba powinna wiedzieć, że pracuję?

Teraz Trojan już wie, że jego rozumowanie było błędem, ale wciąż nie może pogodzić się z konsekwencjami, które go za to spotkały. We wrześniu wrócił do ZUK-u w Bukowcu. Przepracował 30 godzin, ale sprawy w sądzie w Świeciu szły już własnym tokiem.

Jeszcze w sierpniu kurator złożyła wniosek o zamianę pierwszej kary na więzienie. Nie miała odpowiedzi na wysłane w lipcu ostrzeżenie. Do Trojana wysłano zawiadomienie o wszczęciu postępowania.

- Nic takiego nigdy do mnie nie trafiło. Nie wiedziałem o żadnej rozprawie!

W sądowej teczce znajduje się nieodebrane pismo i dwa awiza. Dla sądu to wystarczy, żeby uznać, że z oskarżonym próbowano się skontaktować. Sprawa może toczyć się dalej.

Nie ma jednak pewności, że Trojan kłamie. W 2015 r. sądy obsługiwał InPost. „Gazeta Pomorska” pisała o przypadkach, gdy korespondencję znajdowano w rowach, a nie w skrzynkach. Szczególnie często zdarzało się to na wsiach, gdzie zatrudniani na śmieciowych umowach kurierzy nie mieli pojęcia o numeracji domów rozsianych bez ładu po okolicy. W dodatku pracownicy co chwila się zmieniali. Nie byli w stanie równać się z listonoszami.

164 dni

We wniosku do sądu kurator napisała, że Trojan odpracował tylko 32 godziny, tymczasem wiedziała, że było ich trzy razy więcej. Oprócz lutego, także w marcu i kwietniu oskarżony pracował dla ZUK-u z Bukowca.

- Kurator popełniła błąd - przyznaje Maria Ratkowska, prezes Sądu Rejonowego w Świeciu.

Rozprawa miała odbyć się 5 października. Do Trojana znowu wysłano pismo. Znowu nie doszło. Po dwóch awizowaniach wróciło do sądu. Sędzia zamienił mu 360 godzin prac społecznych na 164 dni więzienia. Trojan miał jeszcze miesiąc, żeby zareagować - tyle było czasu do uprawomocnienia się wyroku. Jednak wciąż nie wiedział, że jego sprawa jest już tak poważna. Pismo z wyrokiem też do niego nie trafiło.

Z grudziądzkiego więzienia wyszedł w połowie lipca. Od tego czasu nigdzie nie może znaleźć pracy. Nikt mu nie pomoże, bo dla wielu stał się kryminalistą,
W Sądzie Rejonowym w Świeciu w wyniku zaniedbań kurator stwierdzono, że Krzysztof Trojan ma spędzić blisko pół roku w więzieniu. O sprawie nawet nie wiedział. Wykonywał w tym czasie zasądzone prace społeczne.

Za to do kurator przyszła informacja, że we wrześniu Trojan znowu pracował dla Zakładu Usług Komunalnych w Bukowcu. Niestety, nie zainteresowała się, dlaczego wrócił do tej pracy i nie poinformowała o tym sądu.

Wyrok zapadł 5 października 2015 roku. Pismo z Bukowca wysłano dzień później. Na biurku kurator wylądowało 9 października. Długo przed uprawomocnieniem się wyroku. Urzędniczka mogła zadzwonić do Bukowca bądź do Krzysztofa Trojana i spytać, co się dzieje. Miała też czas, żeby zauważyć swój pierwszy błąd, kiedy przekazała, że oskarżony odpracował tylko 32 godziny, a nie 96.

Nie zrobiła nic.

- Sąd mógł albo uchylić swoje postanowienie o karze zastępczej, albo zmniejszyć wymiar zastępczej kary pozbawienia wolności - mówi Ratkowska. Oznacza to, że Trojan mógł w ogóle za kratki nie trafić, gdyby sprawę wyjaśniono na czas.

Ale on wciąż o niczym nie wiedział. A uczciwie odpracowywał godziny jeszcze w październiku, listopadzie i grudniu 2015 roku. - Tak naprawdę robiłem miesięcznie więcej niż 30 godzin. Chciałem z końcem roku z tym się uporać i spokojnie znowu szukać normalnej pracy. A w ZUK-u dopisywaliby mi odpowiednie godziny już w 2016 r.

Tymczasem w grudniu do policji trafił z sądu nakaz doprowadzenia oskarżonego do więzienia i 5 lutego 2016 roku pod dom Trojana w Korytowie zajechał radiowóz.

- W całej sprawie dziwi postawa skazanego. Nie próbował dochodzić swoich racji, nawet gdy trafił już do więzienia. Wcześniej nie informował, że znalazł pracę, chociaż był pouczony o obowiązkach i uprawnieniach wynikających z orzeczonej kary - komentuje Maria Ratkowska. - Nie odbierał awizowanych przesyłek, które wracały do sądu.

- Bo do mnie nic nigdy nie doszło oprócz tego ostrzeżenia, które niepotrzebnie zignorowałem - odcina się Trojan. - W więzieniu nie było żadnego kontaktu z prawnikiem, a wychowawca mówił tylko o tym, kto może mnie odwiedzać. O tym, że jestem niewinny, nawet nie chciał słuchać.

Co miesiąc pojawiał się syn. - To dobry chłopak. Zawsze przygotował ojcu jakąś paczkę.

Trojan nie ma pretensji do żony. - Choruje, rozumiem, że alimenty były jej potrzebne do utrzymania syna, a ja nie miałem ich skąd wziąć. Logiczne, że skorzystała z funduszu alimentacyjnego.

Pięciu towarzyszy

W więzieniu najpierw przebywał krótko w dwuosobowej celi, potem cztero-, a większość czasu spędził z pięcioma towarzyszami. - Sześciu chłopa w ciasnym pomieszczeniu? To nie ma siły, trzeba stale wietrzyć. Od przewiewów ciągle chorowałem. Nawet koledzy ostrzegali mnie, żeby tu ducha nie wyzionął.

Zgłaszał się do lekarza. Dostawał antybiotyk. - Ale to pomagało na dwa tygodnie. W dodatku słabiej słyszę teraz na jedno ucho. To pewnie też od wiatru hulającego w celi.

Trojan wzbrania się jednak przed ubieganiem się o odszkodowanie. - Musiałbym znaleźć prawnika, walczyć z sądem. Nie mam na to sił ani ochoty - deklaruje.

Najbardziej zależy mu na tym, żeby ludzie przekonali się, że nie jest kryminalistą, który trafił za kratki za ciężkie przestępstwa. - Przecież tak się nie da żyć. Idę ulicą, a ludzie traktują mnie jak powietrze. Nikt nie chce się zatrzymać i pogadać. W sklepie ludzie ostentacyjnie wychodzą, gdy przekraczampróg. W towarzystwie milkną rozmowy, gdy tylko pojawiam się na horyzoncie. Nie mam teraz życia u siebie na wsi. Teraz jestem tym, którego radiowóz zabrał na pół roku.

Brak współczucia

- Krzysztof Trojan nie powinien spędzić w więzieniu 164 dni - podsumowuje Ratkowska. Jako prezes sądu upomniała podległą kurator. Cięższej kary nie wymierzyła. Urzędniczka zasłaniała się trudną sytuacją osobistą w czasie, gdy prowadziła sprawę Trojana. Z „Gazetą Pomorską” nie chciała się spotkać.

- Ona miała trudną sytuację, a ja trafiłem do więzienia. Jak to w ogóle można porównywać?! - denerwuje się Trojan.

Kierownik kuratorów w Świeciu ma sprawdzić, czy nie dochodziło do takich samych zaniedbań w podobnych sprawach. Nieoficjalnie wiemy, że problemem zajął się także kurator okręgowy. Oznacza to, że weryfikacja takich przypadków ma zostać przeprowadzona we wszystkich sądach rejonowych w województwie.

- W związku z tą sprawą kuratorzy sądowi będą rzetelniej wykonywać swoje obowiązki i nie dojdzie w przyszłości do podobnej sytuacji - przekonuje Maria Ratkowska.

- Żeby tylko ludzie w Korytowie to przeczytali i znów mnie normalnie traktowali - wzdycha Trojan, który od wyjścia z więzienia nie może znaleźć pracy.

Podobne sprawy prowadził radca prawny Mateusz Sieńko z Lublina. - Pan Trojan przez większość czasu wykonywał nałożony na niego obowiązek. Nie robił tego, gdy nie mógł. Z jednej strony brak było podstaw do skierowania przez kuratora wniosku o zamianę kary na więzienie, z drugiej strony sąd powinien wziąć pod uwagę okres faktycznego odbycia kary - wylicza prawnik. - Krzysztof Trojan może ubiegać się o odszkodowanie. Dodatkowo, może on dochodzić zadośćuczynienia za doznane krzywdy, choćby pozbawienie wolności i utratę dobrego imienia w społeczności lokalnej - przekonuje Sieńko.

Maciej Ciemny

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.