Krzysztof Łapiński: Opozycja przegrzała kwestie światopoglądowe i przegrała
Wygrana w eurowyborach była możliwa dzięki mobilizacji, a rolę osoby, która mobilizowała wyborców PiS, wziął na siebie Jarosław Kaczyński. Ale znaczenia premiera Morawieckiego nie można nie doceniać - mówi Krzysztof Łapiński, były rzecznik PiS i prezydenta Andrzeja Dudy.
W pana gabinecie wiszą na ścianie historyczne okładki starych gazet. Powiesi pan obok nich poniedziałkową „Wyborczą” z tytułem „PiS wygrywa o włos”?
Tak, mam to wydanie, chyba rzeczywiście ją powieszę. To kolejny przykład na to, jak zaangażowanie po jednej ze stron w spór polityczny może przesłonić chłodną ocenę faktów. Żyjemy w wolnym kraju, każdy może popierać, kogo chce - także gazety. Tylko konsekwencją tego może być narażenie się na śmieszność.
Tak wysoki wynik PiS-u należy chyba rozpatrywać w kategoriach eurocudu?
W polityce trzeba mieć też szczęście, PiS-owi wyraźnie ono pomogło - i udało się przekroczyć magiczny próg 40 proc.
Nawet w partii nikt nie spodziewał się aż tak wysokiego zwycięstwa.
W wyborach sejmowych w 2015 r. PiS miał niemal 38 proc., od tamtego czasu jest liderem sondaży. Widać było, że przekroczenie 40 proc. w tych wyborach jest możliwe, ale oczywiście nie było pewne.
Możliwe? Po tylu latach mówienia, że PiS tkwi pod szklanym sufitem? Przecież przez całą serię wyborów partia nie mogła przekroczyć progu 32-33 proc. Aż tu nagle 45 proc.
Wszystkie mity o szklanych sufitach obalił rok 2015, gdy najpierw Andrzej Duda, a potem PiS wygrali wybory. Oddzielna sprawa, że nie podejrzewam, by politycy obozu rządzącego spodziewali się tak wysokiego wyniku. Na pewno chcieli taki osiągnąć, ale pewnie do końca nie sądzili, że jest on realny. Pewnie byli mile zaskoczeni.
Beata Szydło otwarcie powiedziała, że ją skala zwycięstwa całkowicie zaskoczyła, nie spodziewała się go.
Te wybory obaliły mit, że w eurowyborach bierze udział głównie elektorat proeuropejski - i że im wyższa frekwencja, tym bardziej zyskują takie ugrupowania, jak Koalicja Europejska.
W tych wyborach o wyniku przesądziły mniejsze ośrodki.
W poprzednich wyborach do Parlamentu Europejskiego PiS-owi trudno było zmobilizować swoich wyborców, zwłaszcza tych z mniejszych miejscowości i terenów wiejskich. Tym razem się udało.
Kto miał największy wpływ na świetny wynik PiS? Czyją on jest zasługą?
Wygrana była możliwa dzięki mobilizacji - a rolę osoby, która mobilizowała wyborców PiS, wziął na siebie Jarosław Kaczyński.
W 2015 r. chowaliście Kaczyńskiego za plecami Andrzeja Dudy i Beaty Szydło.
To ulubiona fraza publicystów. Bez przesady. Przecież kandydatem na prezydenta był Andrzej Duda, więc oczywiste, że to on musiał walczyć o prezydenturę. Być może w ostatnich latach wielu Polaków uznało, że prezes Kaczyński nie jest taki straszny, straszenie Jarosławem Kaczyńskim nie jest tak skuteczne. Poza tym Polacy patrzą, co mają z rządów PiS. Wielu dostrzega, że dziś otrzymują wsparcie od państwa, którego za rządów poprzedników nie było.
Teraz pan mówi o „500 plus” i kolejnych programach?
Tak, choć nie tylko - dla wielu osób, zwłaszcza z mniejszych ośrodków, to realne wsparcie pozwalające im rozwiązać wiele problemów. Nawet jeśli nie przepadają za Jarosławem Kaczyńskim, to - gdy przychodzi do wyborów - racjonalizują sobie, patrząc, co i ile zyskali w czasie rządów PiS. Myślą sobie, co z tego, że politycy poprzedniej ekipy rządzącej chodzą w droższych garniturach, ładniej się uśmiechają, znają się z celebrytami, skoro z tego nic dla nas nie wynikało. A za tych rządów poprawił się poziom naszego życia. Taka może być kalkulacja.
Akurat przed tymi wyborami mieliśmy kolejny szturm celebrycki wspierający opozycję.
A jednocześnie już po wyborach pokaz pogardy dla zwykłych Polaków. Widać, że kolejne przegrane niczego tych państwa nie uczą. Zachowują się tak, jakby nie dostrzegali, że szydzeniem z ludzi mniej zamożnych czy słabiej wykształconych nie zdobędą ich poparcia dla partii, z którymi sympatyzują. Kolejne przykłady pogardy nie sprawią, że ci, których obrażają, zaczną nagle głosować na Koalicję Europejską. Wracając do wygranej PiS, trzeba pamiętać, że w kampanii prezes nie był sam. Owszem, to Jarosław Kaczyński rzucał kluczowe pomysły, choćby swoją „piątkę”, ale to premier Mateusz Morawiecki odpowiadał za ich realizację. I roli premiera nie można nie doceniać. Widać, że Polacy mają do niego zaufanie, wiedzą, że tak będzie prowadził kwestię finansów, by znaleźć pieniądze na nowe projekty.
Zwycięstwo PiS to zasługa duetu Kaczyński - Morawiecki, czy też należy jeszcze rozdać kilka medali?
Na pewno pomogli w nim politycy, którzy osiągnęli bardzo dobre wyniki w tych wyborach, choćby Beata Szydło, która zdobyła ponad pół miliona głosów. Także Patryk Jaki zrobił świetny rezultat, choć miał dopiero trzecie miejsce na liście.
Opowiada pan, dlaczego PiS wygrał - ale też partia się zbytnio nie zmieniła przez ostatnie lata, a jednak do 2015 r. tylko przegrywała. Od tamtej pory tylko wygrywa.
Wygląda na to, że PiS znalazł klucz do polskiej duszy. Umiejętnie odczytuje emocje i potrzeby Polaków. Oczywiście każde wybory będą to weryfikować. Manifesty celebrytów mogą być bardzo głośne, mogą przyciągać uwagę mediów, ale przy urnie każdy głos jest równy, czy to będzie znana aktorka, popularny muzyk czy rolnik z Podkarpacia, lub matka trójki dzieci z mazowieckiego miasteczka.
To jest odpowiedź ogólna, bardziej pasująca do wyborów do Sejmu. Ale mówimy o eurowyborach - tych, których PiS nie miał szans wygrać.
Tak było do tej pory. Ale nigdy wcześniej nie było tak małego dystansu czasowego pomiędzy wyborami europejskimi i krajowymi. Ponieważ przerwa między nimi wynosi tylko pięć miesięcy, to eurowybory zostały de facto potraktowane jako pierwsza tura wyborów do Sejmu. Z tego powodu wszystkie partie podniosły ich znaczenie. To przełożyło się na frekwencję.
Które wydarzenie kampanii tak zmobilizowało Polaków?
W znacznym stopniu zapewne „piątka Kaczyńskiego”, połączona z reakcją opozycji na nią. Wielu wyborców nie wiedziało, jakie jest stanowisko opozycji do tych propozycji. Wynikało to z niespójnego przekazu w łonie samej KE. A z drugiej strony był spójny przekaz na poziomie obietnic i sukcesywna ich realizacja. Np. padła deklaracja tzw. 13. emerytury i na przełomie kwietnia i maja została wypłacona.
I ta kwestia przeważyła?
Propozycje składające się na „piątkę Kaczyńskiego” były jednym z ważnych czynników, które dały PiS zwycięstwo. Inne to np. kwestie światopoglądowe, które politycy wciągnęli do kampanii, w pewnym momencie przegrzewając ten temat.
Tylko jak mogli go przegrzać? Nawet najwierniejsi wyborcy PiS byli zbulwersowani informacjami o przypadkach pedofilii wśród duchownych. Nie ma tu czego bronić.
Katolicy - nawet ci najbardziej wierzący - są w stanie zaakceptować krytykę swojego proboszcza, czy biskupa. Sami często na nich psioczą.
Jeden z najczęściej powracających tematów przy rodzinnym stole - obgadywanie księży.
Właśnie. Polacy potrafią być katolikami i antyklerykałami w jednym. Ale są w tej krytyce granice, których w ich poczuciu przekroczyć nie można. Film o pedofilii wywołał wstrząs także wśród osób wierzących. Ale sytuacja się odwróciła, kiedy niektórzy politycy, zamiast krytykować instytucje Kościoła, zaatakowali symbole religijne. Jeśli działacze Wiosny Roberta Biedronia zaczęli z rzutników wyświetlać film braci Sekielskich na elewacjach plebanii, jeśli zdarzały się przypadki profanowania wizerunku Matki Boskiej, parada środowisk LGBT w Gdańsku, na której parodiowano precesję, to wielu Polaków odebrało to jednoznacznie.
Jak?
Uznało, że to jest przegięcie. Forma obrazy ich uczuć religijnych.
Kiedy Polacy przestali traktować tę sytuację jako krytykę nadużyć księży-pedofilów, a zaczęli traktować jako frontalny atak na Kościół?
Nie było jednego momentu, to był proces. Efektem było przekonanie wielu Polaków, że ich uczucia religijne, ich wiara, ich święte symbole są wyszydzane i profanowane. Co więcej, te odczucia nie dotyczyły tylko osób często praktykujących. Polityk musi brać pod uwagę takie sytuacje, uwzględniać emocje wyborców. Bo one mogą mieć konsekwencje w ich decyzjach wyborczych.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień