Krzysztof "Grabaż" Grabowski: Czasem uda mi się wstrzelić w dobry moment z piosenką

Czytaj dalej
Fot. Adam Polański
Natalia Popczyk

Krzysztof "Grabaż" Grabowski: Czasem uda mi się wstrzelić w dobry moment z piosenką

Natalia Popczyk

Pod koniec września ukazała się najnowsza płyta zespołu Stachy na Lachy "Przechodzień o wschodzie". O muzyce, życiu na walizkach i planach na przyszłość rozmawiamy z Krzysztofem "Grabażem" Grabowskim, wokalistą zespołu.

Spotykamy się miesiąc po premierze najnowszego albumu „Przechodzień o wschodzie”. Czy stres związany z odbiorem nowego materiału przez publikę już minął?
- Cały czas trwa, show must go on…

Nawet po przeczytaniu kilku pozytywnych recenzji?
- Tak się złożyło…Stres jest zawsze. Na szczęście docierają do nas opinie, które są bardzo pozytywne i bardzo się z tego cieszymy. Dawno nie mieliśmy takiego pozytywnego feedbacku od naszych odbiorców.

Płyta utrzymana jest w waszym charakterystycznym, rozpoznawalnym klimacie, ale pojawia się więcej elektroniki. Chciałeś odświeżyć brzmienie zespołu?
- Chciałem je bardziej uwstecznić i wrócić do tego, jak graliśmy wtedy, kiedy zakładaliśmy kapelę. Graliśmy wtedy lżej, przestrzenniej i bardziej akustycznie. Elektronika odciąża gitarę, daje jej taką fajną przestrzeń, której sama gitara nie osiągnie. Z klawiszem dźwięki zaczynają fruwać… jak motylki.

Czego Grabaż słucha pisząc swoje piosenki?
- Niczego. W moim przypadku nie ma to najmniejszego znaczenia. Słucham bardzo dużo muzyki i na dobrą sprawę, gdybym się inspirował wszystkim, to bym musiałbym robić sto płyt rocznie. Słucham, gdzieś to zostaje i może kiedyś w czymś się odezwie. Ale żeby coś konkretnego mnie uderzyło i żeby znalazło jakieś odzwierciedlenie w nowych piosenkach to nie sądzę.

Nowy singiel „Co się z nami stało” dobrze sobie radzi na listach przebojów, na YouTube teledysk obejrzało 1,5 mln osób… Sukces cieszy?
- Bardzo cieszy. Nie spodziewałem się, że taki będzie odbiór. Okazało się, że zarówno piosenka, jak i obrazek trafiły chyba idealnie na swój czas. Jest wiele osób, które utożsamiają się z tym co widzą i co słyszą, więc raz na jakiś czas się nawet mnie uda wstrzelić w dobry moment z piosenką.

Czytając recenzje najnowszego albumu trafiłam na stwierdzenie, że ta piosenka nadaje się bardziej do kampanii wyborczej partii politycznej niż na album. Jak reagujesz na takie zarzuty?
- Nie spotkałem się z taką opinią przyznam… ale no cóż… każdy ma prawo do własnego zdania, jeżeli ktoś widzi w przypadku tej piosenki taką rolę, to nic na to nie poradzę. My widzieliśmy to trochę inaczej, czemu daliśmy wyraz… przez "Z" na końcu.

Muzycy często słyszą zarzut, że wypowiadają się w kwestiach politycznych. Muniek w jednym z wywiadów powiedział, że ma prawo mówić o polityce, o tym co widzi, bo opisuje to również w swoich piosenkach. Też tak uważasz?
- Uważam, że mam prawo pisać o tym, co mi się żywnie podoba i nikomu nic do tego – tak bym to ujął. Jeżeli mam ochotę napisać piosenkę z jakimś wydźwiękiem politycznym, to ją po prostu piszę, a nie, że jakiś Rysiek zza płotu twierdzi, że nie mogę… to jakiś absurd.

Ciężko jest artystom w dzisiejszych czasach?
- Myślę, że artystom zawsze było ciężko, zwłaszcza tym, którzy nie są jak Freddie Mercury. Są artyści, którzy maja wszystko, bo na to pewnie zasługują, są wielkimi mistrzami. Są też ci mniej znani, którzy zawsze klepią biedę. Taki nasz los… Myślę, że w Polsce generalnie artyści mają przerąbane. Żyjemy w takich czasach, że ludzie mają wobec nas dokładnie takie same wymagania, jak wobec swojego sąsiada czy kolegi. Oni nie muszą nas słuchać, natomiast my musimy się zachowywać dokładnie tak, jakbyśmy byli sąsiadami. Ludzie nie potrzebują teraz artystów, myślę, że sobie doskonale bez nich radzą. Kiedyś było nam chyba łatwiej.

Polska nie jest krajem, w którym się kocha artystów. Polacy najbardziej lubią chodzić na koncerty zagranicznych gwiazd, wtedy przybywają tłumnie

Zespoły Hey i T. Love zawieszają działalność. Nastały takie czasy, że muzyk musi odpocząć od branży?
- Polska nie jest krajem, w którym się kocha artystów. Polacy najbardziej lubią chodzić na koncerty zagranicznych gwiazd, wtedy przybywają tłumnie. Jak jeszcze artysta im powie, że są wspaniali i że przed lepszą publicznością nigdy w życiu nigdy nie występował, to są w stanie posikać się w gacie. Tak było oczywiście też w przypadku znanych obrazów, malarzy, filmowców czy filmów. W Polsce zawsze wyżej cenimy to, co nie jest nasze. Tak jest. Ja się z tym pogodziłem. Natomiast nie chcę komentować decyzji zarówno Kasi jak i Zygmunta, bo nie rozmawiałem z nimi na ten temat i nie wiem, co było bezpośrednim powodem takiej decyzji. Myślę, że to dojrzewało w nich od dłuższego czasu i nie ma jednego powodu takiej, a nie innej decyzji. Bycie ze sobą tyle czasu, tyle lat, życie praktycznie cały czas na walizkach i w trasie - to bywa męczące. Wiem, co mówię, bo sam jeżdżę i wiem, ile to nerwów i sił mnie kosztuje. Ja mam jeszcze ten dodatek, że jestem managerem, więc na barki dochodzi mi jeszcze finansowo-organizacyjna strona tego przedsięwzięcia. Nie ukrywam, że jest to dosyć ciężki do niesienia krzyż.

Wrócę jeszcze do nowego albumu. Na płycie słychać piękne damskie głosy. Jak doszło do współpracy z dziewczynami?
- Lena Romul, która śpiewa w „Motylkach”, przebywała akurat w AS One Studio w Warszawie, gdzie ta piosenka była obrabiana. Świetnie, że się tam znalazła i świetnie, że nam pomogła. To jedna z najlepszych saksofonistek w Polsce, a nawet w Europie. Genialny muzyk, który chyba jeszcze w Polsce nie został odkryty na tyle, na ile zasługuje. Na płycie jest Karolina Supron, której głos słyszymy w „Matce Boskiej”, to jest córka realizatora naszej płyty. Nagrywaliśmy ślady w Rock Sounds Studio w Pleszewie i Sergiusz Supron wbijał ślady i to właśnie jego córka nam podłożyła wokal. Kasię Golomską, którą słyszymy w „Obłąkanym obłoku” zaprosiłem sam. Kasia gra w duecie z moim kolegą, który kiedyś ze swoją kapelą Living on Vensus z Mogilna poprzedzał nasze koncerty. A Mogilno z Poznaniem zawsze muzycznie trzymają się mocno. Jak usłyszałem jak Kasia śpiewa, pomyślałem, że w tym kawałku wypadła by fajnie i nie pomyliłem się. Wypadła bardziej niż fajnie.

A „Madzia” - bohaterka piosenki „Krótki sznur” - miała swój pierwowzór w rzeczywistości?
- W każdej piosence mieści się trochę prawdy, fałszu, wyobraźni oraz trochę talentu literackiego. I myślę, że „Krótki sznur” ma po troszku wszystkiego.

Rozmawiamy o nowym albumie Strachów, ale Twoi fani czekają również na nowe wydawnictwo pod szyldem Pidżama Porno…
- Niech czekają. Tyle lat czekają… ale faktycznie jest coś na rzeczy, mam kilka piosenek w przygotowaniu, z trzy-cztery napisane, ale najpierw muszę odpocząć od tej płyty.

Czego na koniec rozmowy mam życzyć Grabażowi?
- Zdrowia, tylko zdrowia.

Natalia Popczyk

W Nowej Trybunie Opolskiej pracuję od 2009 roku. Jestem wydawcą serwisów internetowych nto.pl i opole.naszemiasto.pl. Najczęściej poruszam tematy związane z Opolem oraz wydarzeniami kulturalnymi w naszym regionie. Nie jest mi obojętny los zwierzaków i często piszę o nich na naszych stronach. Zajmuję się także fotografią. Wśród moich materiałów znajdziecie często relacje z największych imprez oraz koncertów w Opolu. Jeśli masz ciekawy temat, organizujesz wydarzenie w regionie, wiesz o interesującej sprawie - napisz do mnie.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.