O Krzysztofie Brejzie mówi się, że umie zadawać pytania i cierpliwie czekać na odpowiedź. Do czasu.
Tę historię można byłoby rozpocząć w roku 1989. Teatr Letni w Inowrocławiu. Najpierw kandydaci do Sejmu z ramienia Komitetu Obywatelskiego przedstawiają swoje programy, a później pytania zadaje publiczność.
Ryszard Brejza dyskutuje ze znajomymi i nie zauważa nawet, że 6-letni Krzysio gdzieś się zapodział. W pewnym momencie słyszy z głośników: „Czy jeśli zostaniecie wybrani, będzie można kupić w sklepie czekoladę?”.
Anegdotę o rezolutnym maluchu przytoczył nawet Ilustrowany Kurier Polski. To było pierwsze polityczne wystąpienie posła Krzysztofa Brejzy.
Brejzowie mieszkali wówczas w niewielkim mieszkaniu dziadków przy ul. Jagiełły. Dopiero rok później przenieśli się do 3-pokojowego mieszkania na osiedlu Rąbin w Inowrocławiu.
Szare bloki przypominały jeszcze te filmu „Alternatywy 4”.
Wózek trzeba było wnosić na czwarte piętro
- Rąbin stanął w szczerym polu, nie było tutaj sklepów, więc po chleb jeździło się do centrum - wspomina Krzysztof. - Szarzyzna, błoto, brud. Dzisiaj to jest inny świat.
Ale dla dziecka wyjście w dzikość tego sąsiedniego pola było przygodą. - Sadzawki, górki. Rechot żab, kijanki w stawie. Zimą te górki służyły nam do zjazdów.
Ojciec pracował jako nauczyciel i wizytator. Transformacja ustrojowa sprawiła, że ten były działacz Niezależnego Zrzeszenia Studentów nabrał nagle wiatru w żagle.
Już w 1992, jako inowrocławski radny został przewodniczącym bydgoskiego sejmiku samorządowego.
Krzysztof: - Rytm w rodzinie narzucały wyjazdy służbowe taty. Gdy pojawił się na świecie mój brat, byłem bardzo zaangażowany w pomoc rodzicom. Trzeba było wnosić wózek na czwarte piętro i opiekować się Piotrem.
Motyw grzecznego, dobrze ułożonego Krzysia pojawia się w niemal wszystkich rozmowach ze znajomymi Brejzy. Zarówno tymi ze szkoły, jak i ze studiów.
Na próżno szukać pikantnych anegdotek i barwnych opowieści. Ten typ tak ma. - Nie ma co ukrywać - śmieje się Karolina Lach, która z Krzysztofem chodziła do jednej klasy. - Byliśmy taką w zamyśle elitarna klasą, a Krzysztof był bardzo poukładanym chłopakiem z jasno sprecyzowanymi planami.
Europejczycy
- Bez przesady! - prostuje Krzysztof Brejza. - Miałem okres buntu. W 4 klasie szkoły podstawowej. Pojawiło się nie najlepsze towarzystwo, parę razy zaliczyłem wagary. Ale szybko zostałem wyprostowany przez rodziców, za co jestem im wdzięczny. Mam w sobie jakąś ostrożność. Nie ciągnie mnie do papierosów, nie mówiąc o mocniejszych używkach. Nawet nie miałem nigdy papierosa w ustach. I nie pociągały mnie żadne ekstremalne formy rozrywki, ale kujonem nie byłem! Moją słabą stroną była matematyka, biologia i chemia. Nie to, co WOS i historia.
Kariera polityczna ojca (mandat poselski, stanowisko prezydenta Inowrocławia) pomagały w rozwijaniu zainteresowań. Jeszcze w ogólniaku Ryszard Brejza wyrobił synowi legitymacje społecznego asystenta posła.
Klasa w liceum (im. Konopnickiej, tego samego, które skończyła Anna Bańkowska i Tomasz Lenz) była sprofilowana „europejsko”. Młodzi prowadzili Klub Integracji Europejskiej, a dzięki wychowawcy zaliczyli wyjazdy do Francji, Wielkiej Brytanii i Włoch.
Z perspektywy kształtowania się poglądów Krzysztofa, kluczowy był początek lat 2000. Wówczas powstawały PC i PO. Brejza senior był posłem AWS, którego politycy zasilili obie formacje.
Z ojca na syna
- Ryszard Brejza i Krzysztof Schreiber mocno się zwalczali wewnątrz AWS - wspomina Zbigniew Girzyński, który w 2002 roku został przewodniczącym regionalnych struktur PiS. - Schreiber dość skutecznie zablokował Brejzie wejście do PiS, a ten jako odrzucony, znalazł miejsce w Platformie. Zresztą bardzo szybko się tam odnalazł i poczuł dobrze.
Według Girzyńskiego obaj panowie mogą dziś mówić o pełnym sukcesie: - Spełnili się zawodowo. Schreiber pełni bardzo ważną funkcję w Warszawie, a Brejza odniósł spektakularny sukces w samorządzie. No i najważniejsze - przygotowali do polityki synów.
Krzysztof Brejza dobrze zapamiętał schyłek władzy AWS: - W czasach licealnych widziałem słabość tej formacji. Ojciec wracał z posiedzeń klubu parlamentarnego i sam przyznawał, że AWS, która przecież przeprowadziła trzy duże reformy, nie potrafi sobie poradzić z rzeczywistością i własnym wizerunkiem. W tamtym czasie wiązałem spore nadzieje z Maciejem Płażyńskim - przyznaje. I zastrzega:
PIS nigdy mnie nie pociągał. W Jarosławie Kaczyńskim widziałem pierwiastek destrukcji polegający na budowie polityki w oparciu o teorie spiskowe.
W 2002 roku, w wieku 18 lat, Krzysztof wystartował do Sejmiku z poparciem komitetu PO-PiS. Nie został wybrany. PO-PiS wprowadził z okręgu jednego radnego - Macieja Świątkowskiego. Ponieważ jednak uzyskał drugi wynik, gdy Świątkowski dostał się w wyborach parlamentarnych do Sejmu, junior na 2 lata wskoczył na jego miejsce.
- Dziwne wrażenie wyniosłem z tego Sejmiku. Wnętrza urzędu tchnęły jeszcze latami 70. To była końcówka rządów SLD. Marszałek Achramowicza prowadził obrady w dość twardy sposób.
Starając się o ponowny wybór do Sejmiku, w 2006 roku, Krzysztof po raz pierwszy poczuł na własnej skórze, że polityka potrafi zaboleć. Nie wystarczyło głosów. Odpuścił, ale tylko na rok, a potem spróbował zawalczyć o wyższą stawkę.
Byle nie z Bydgoszczy
W Platformie mówi się, że młody Brejza był pomysłem Tomasza Lenza z Torunia. Rozdający wówczas karty w regionie Lenz szukał kogoś, kto byłby przeciwwagą dla posłów z Bydgoszczy.
- Zważywszy na jego wynik w Sejmiku, to była dobrze rokująca inwestycja - wspomina toruński poseł. Nie mogłem zaproponować mu miejsca w pierwszej piątce, ale zaproponowałem startowanie z ostatniej pozycji.
- Zbieraliśmy wyniki z lokali wyborczych - zapamiętał Ryszard Brejza. - Krzysztof bardzo liczył na Bydgoszcz. Okazało się, że przedwcześnie, bo wyniki w mieście były słabe. Poszedł spać w bardzo złym nastroju, ale z samego rana zadzwonił kolega z gratulacjami. Nie zapomnę nigdy tamtego wzruszenia.
Był jednym z najmłodszych posłów w historii. Wyz naczono mu miejsce w przedostatnim rzędzie. W Sejmie było sporo znajomych ojca, zarówno w PO, jak i w PiS.
Szybko trafił na głęboką wodę partyjnego bajora: - Niektórzy bardzo dbali, żeby nie podskoczył zbyt wysoko - mówi Tomasz Lenz. -Pamiętam, że wyciągnęli mu wówczas sprawę jakiejś działki koło Inowrocławia. Ktoś tę działkę zgłosił do Julii Pitery, która odpowiadała w tamtym czasie za kontrolowanie spraw majątkowych. No i nie bardzo wiadomo czemu, sprawa tej działki długo się ciągnęła, chociaż żadnej afery w tym nie było.
Już jako poseł, Krzysztof Brejza odbierał ministerialną nagrodę za swoją pracę magis terską. Jego promotorem był sam prof. Kulesza, współtwórca odrodzonego samorządu. Student Brejza porównywał funkcjonowanie miasta na prawach powiatu (Grudziądz) z miastem bez tych praw (Inowrocław). Nagrodę w Warszawie wręczył mu Grzegorz Schetyna. Dopiero ściskając dłoń laureata rozpoznał w nim swojego posła.
Uniwersytet Warszawski, który kończył Krzysztof był idealną trampoliną do kariery politycznej, a jednocześnie miejscem, w którym syn prezydenta Inowrocławia nie czuł na sobie presji ojcowskiego urzędu.
- Wiedzieliśmy kim jest Brejza senior - mówi Adam, kolega z roku (- Proszę zachować moje nazwisko dla siebie, bo kancelaria prawna, w której pracuję woli unikać skojarzeń politycznych). - Ale na UW, a szczególnie na wydziale prawa, studiują dzieci różnych znanych osób, więc koligacje rodzinne Krzysztofa raczej nie robiły tam wrażenia.
Poszukiwanie barwnych opowieści o studenckim życiu młodego inowrocławianina również skazane jest na porażkę. Nuda.
Adam: - Prowadził życie studenckie, jak my wszyscy, bywał na imprezach, ale rzeczywiście, gdy dziś o tym myślę, miał w tym umiar. Pewny swego, ale jednocześnie koncyliacyjny nie był typem człowieka, który dla wykazania swoich racji gotów jest urazić innych. I jeszcze jedno: bardzo precyzyjne plany na przyszłość.
Jeśli czymś Brejza zaskoczył grono przyjaciół, to szybkim wejściem w dorosłość. - Ślub w wieku 23 lat to nie jest w naszym pokoleniu coś zwyczajnego - podkreśla Adam. - Śluby pojawiają się dziś około trzydziestki.
Wybranką serca była Dorota, koleżanka ze studiów międzywydziałowych rodem z Gdańska. Dziś Dorota prowadzi własną kancelarię w Inowrocławiu i opiekuje się trójką dzieci, gdy Krzysztof jest poza domem.
Koza
Młody Brejza dość szybko zaczął pracować na własne nazwisko, ale też szybko przekonał się o twardych regułach rządzących partyjnym życiem. Gdy do Warszawy zjechali protestujący w sprawie obwodnicy mieszkańcy Inowrocławia, za namową ojca, pojawił się na pikiecie przed kancelarią premiera. Inowrocławianie przywieźli wówczas ze sobą kozę. Donald Tusk był wściekły.
- Ta koza w kontekście jeszcze długo się pojawiała, bo Tusk dobrze ją sobie zapamiętał, a i byli tacy, którzy nie dali mu o tym zapomnieć - mówi Lenz.
Według Ryszarda Brejzy - wszystko przez nieporozumienie: - To prawda, że namówiłem syna do tego spotkania, bo przecież jako poseł z Inowrocławia nie mógł go zignorować. Ale Donald źle odczytał tamtą sytuację z kozą. Nie chodziło o wykpiwanie. Pochody z koza są elementem naszego inowrocławskiego folkloru.
Czas Tuska minął, o kozie zapomniano, a Brejza zdążył sobie zapracować na własne nazwisko.
- Do Sejmu wszedł ewidentnie na nazwisko ojca, ale szybko wyszedł z cienia ojca - przyznaje były poseł PiS Zbigniew Girzyński. - Nie podzielam jego poglądów, ale nie mogę odmówić mu pracowitości. Dlatego, gdy wybieraliśmy kandydata do Krajowej Rady Prokuratury, poparłem jego kandydaturę.
Według Girzyńskiego, Brejza reprezentuje w Sejmie zupełnie nowe pokolenie posłów: - To są aparatczycy, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. To samo mogę zresztą powiedzieć o Łukaszu Schreiberze. Takich aparatczyków po transformacji ustrojowej miało SLD. Kwaśniewski, Borowski, Miller to była bardzo sprawna grupa polityków, której stronie solidarnościowej brakowało. Dobrze przygotowani, sprawni w grach partyjnych, precyzyjnie planujący. Dziś jeszcze rządzi w Sejmie pokolenie Jarosława Kaczyńskiego, ale za chwilę aparatczycy przejmą władzę
Jak wysoko dotrze Brejza?
W rządzie cieni PO Brejza junior jest ministrem sprawiedliwości.
Girzyński - W polityce dwa czynniki odgrywają ważną rolę - nieprzewidywalność i brutalność. W 1997 roku jedna z gazet zastanawiała się jak daleko zajdzie bardzo zdolny sekretarz premiera Buzka - Krzysztof Kwiatkowski. Jeden fałszywy krok potrafi zburzyć całą karierę. Zauważyłem, że ostatnio Krzysztof Brejza przyjął dość wojowniczą postawę i konfrontacyjny język. To błąd.
Jan Wyrowiński, były wicemarszałek Senatu, który niedawno wybrał polityczną emeryturę, niechętnie wypowiada się o kolegach pokolenia Brejzy juniora: - Ten rodzaj aktywności, zwłaszcza w internecie, jest dla mnie trudny do zaakceptowania.
- Czasem mu mówię, że balansuje na granicy - przyznaje Ryszard Brejza. - Ale jednocześnie cieszę się, że ma w sobie hamulec i do tej pory tej granicy nie przekroczył.
Inaczej patrzy na to Tomasz Lenz: - Jest dla mnie przykładem znakomicie zaprojektowanej kariery. Nie ma takiej zdolności do intryg jak niektórzy, ale wyrabia sobie pozycję pracowitością. Można powiedzieć, że jest politykiem, który sam się zbudował. Wstrzelił się idealnie w niuanse prawa konstytucyjnego i czuje się w tym jak ryba w wodzie. Okazało się też, że jest całkiem niezłym mówcą. Poza tym ma komfort robienia tego, do czego jest przekonany. w każdej chwili może odejść, bo ma niezły zawód i jako poseł zrobił doktorat.
Ryszard Brejza: - Muszę przyznać, że czasami jego uwagi dotyczące moich poczynań bardzo mnie denerwowały. Ale nauczyłem się je przemilczać, bo po czasie dochodziłem do wniosku, że jednak często ma rację.