„Fake news” - zwrot rozpropagowany przez Donalda Trumpa - oznaczający fałszywe lub zwodnicze wiadomości, nie w pełni odzwierciedla obecny stan rzeczy, bo amerykańskie media głównego nurtu rzadko uciekają się do oczywistych kłamstw. Natomiast na porządku dziennym jest uwypuklanie pewnych zjawisk i wydarzeń połączone z całkowitym przemilczaniem faktów przeczących forsowanej przez media głównego nurtu narracji
George Floyd poniósł śmierć na skutek użycia przez policjantów nadmiernych środków przymusu. Winny tego morderstwa (bez premedytacji), Derek Chauvin, został słusznie skazany na karę 22 i pół roku więzienia. Cała sprawa uzyskała światowy rozgłos i stała się powodem do założenia wielkiej organizacji Black Lives Matter (BLM), bo zdaniem mediów tragiczna śmierć George’a Floyda ma świadczyć o panującym w amerykańskiej policji rasizmie.
Tymczasem, niecałe dwa miesiące wcześniej, w niemal takich samych okolicznościach w Los Angeles zmarł Edward Bronstein. Niemal dokładnie w pierwszą rocznicę śmierci Floyda ofiarą brutalnych policjantów stał się William Jennette. Niemniej media głównego nurtu o tych przypadkach nawet się nie zająknęły, bo ci dwaj ostatni byli biali i ich zabójstwa nie pasowały do przekazywanego obrazu.
Brutalność policji jest podstawową sprawą, a nie rzekomo w niej panujący rasizm. Przemoc ta jest wynikiem wielu czynników i jednym z bardziej istotnych jest to, że w USA posiadanie broni jest powszechne i obiektem zbrojnej napaści są także policjanci. Jak podało FBI, w zeszłym roku w trakcie pełnienia obowiązków służbowych zostało zastrzelonych 72 policjantów, zaś w pierwszych trzech miesiącach tego roku już 17. Ogólnie rzecz biorąc, poziom przestępczości z użyciem broni jest w USA dużo wyższy niż w innych wysoko rozwiniętych krajach i służba w policji do lekkich nie należy. Stąd przeciętny obywatel do pracy w policji się nie garnie i nie każdy do niej przyjęty jest nieskazitelnym osobnikiem.
Głębsza analiza zjawiska brutalności policji nie jest tematem, którym opanowane przez lewicę amerykańskie media byłyby skłonne się zajmować. Z punktu widzenia neomarksowskiej narracji konieczne jest sprowadzenie całego problemu do sprawy rasizmu. Albowiem dla neomarksistów, tak samo jak miało to miejsce w przypadku tradycyjnych marksistów, konieczne jest istnienie jakiejś „pokrzywdzonej klasy”. Skoro są „pokrzywdzeni”, to i muszą być „krzywdzący” i gwoli sprawiedliwości społecznej prawa tych ostatnich trzeba koniecznie ograniczyć. Oczywiście, o tym, kto jest tym „ciemiężycielem”, decydują lewicowe elity i podporządkowane im media.
Jedną z podstaw sprawnie funkcjonującego demokratycznego państwa są siły porządkowe i wymiar sprawiedliwości. Tak promowany przez media ruch BLM, który kategorycznie domaga się likwidacji policji, bezpośrednio godzi w ten filar.
Według malowanego przez media obrazu sytuacja istniejąca w policji jest wynikiem rasizmu rzekomo panującego w całym społeczeństwie. Każdy, kto podważa ten punkt widzenia, choćby wspominając, że czarnoskóry Barack Obama przez dwie kadencje pełnił najwyższy urząd w państwie, jest niezwłocznie nazywany rasistą i podlega niezwłocznemu wykluczeniu z grona osób, które mają prawo publicznie zabierać głos.
Kultura „cancel”
Na drodze ku lepszemu światu stoi nie tylko rasizm, ale i cały tradycyjny światopogląd. Od niepamiętnych czasów, bez względu na cywilizację, ludzkość uznawała istnienie dwu płci. Fakt ten niezbicie potwierdziła nauka. Z nielicznymi wyjątkami ludzie dzielą się na osobników posiadających w każdej komórce ciała chromosomy XX (kobiety) albo XY (mężczyźni) i dobrze ponad 99 proc. ludzi ma cechy zewnętrzne zgodne z posiadanymi genami. W ostatnich czasach ten stan rzeczy został wywrócony do góry nogami. Główną w tym zasługę mają media głównego nurtu.
Psychologia rozpoznaje takie zjawisko jak dysforia płciowa, do niedawna znane jako zaburzenie tożsamości płciowej. Występuje ono najczęściej u młodzieży w wieku dojrzewania. Dzięki mediom obecnie mamy do czynienia z istną epidemią dysforii płciowej i zjawisko to daleko wykracza poza poczucie związku z jedną z dwu „tradycyjnych” płci. Już w 2014 r. Facebook dał użytkownikom możliwość określenia swej płci przy pomocy jednej z 56 opcji.
Na ten stan rzeczy można by patrzeć ze zdziwieniem i pobłażaniem, gdyby nie to, że za słowami idą czyny. Tysiące młodych ludzi poddaje się „kuracjom”, czy to hormonalnym, czy też wręcz chirurgicznym, które często mają charakter nieodwracalny. Każdy, kto nawołuje do rozwagi i umiaru, spotyka się z natychmiastową bezwzględną krytyką. Tym sposobem słynna pisarka J. K. Rowling została z dnia na dzień „cancelled”. Tak to media, które rzekomo walczą z „wykluczeniem”, nie widzą niczego złego w wykluczaniu osób i całych grup społecznych, które nie podzielają ich poglądów.
Dziś mediami głównego nurtu rządzi lewica, zaś marksiści zawsze stosowali podwójną miarkę - wolność słowa należała się tylko tym, którzy podzielali ich poglądy, a wszelkie inne poglądy były bezwzględnie tępione.
Walka z pedofilią
Trudno o lepszy przykład stosowania podwójnej miarki przez media niż w przypadku sprawy pedofilii. Śledząc amerykańskie media głównego nurtu, można odnieść wrażenie, że jedyną instytucją, której przedstawiciele dokonywali tego typu ohydnych czynów, to są księża katoliccy.
Przypadki pedofilii wśród kleru, nie tylko katolickiego, są szczególnie odrażające, ponieważ ksiądz czy pastor to jest wyjątkowa osoba. Dla chrześcijan osoba duchowna to nie jest przedstawiciel jednego z setek zawodów, ale jest to osoba szczególnego zaufania. Kapłan jest pośrednikiem pomiędzy wiernym i Bogiem. Zatem dokonanie przez niego tak ohydnego czynu jak molestowanie jest szczególnie oburzające.
Natomiast z punktu widzenia osób niewierzących ksiądz takiego szczególnego statusu nie posiada, jest takim samym śmiertelnikiem jak każdy inny, stąd jego przestępstwa mają taki sam charakter jak przestępstwa dokonane przez każdego innego obywatela. Zatem świeckie media winny zwalczać pedofilię we wszystkich przypadkach z takim samym zapałem. Ale opanowane przez lewicę media wykazują nikłe chęci do zwalczania pedofilii w innych instytucjach, cała ich uwaga jest skupiona na Kościele katolickim.
Z tego powodu tylko półgębkiem mówi się o bez porównania większym skandalu pedofilskim, jaki dotknął amerykańskie społeczeństwo. W lutym 2020 r. męska gałąź skautingu (Boys Scouts of America - BSA) ogłosiła bankructwo z powodu pozwów sądowych wniesionych przez ofiary pedofilów działających w tej organizacji. Do tej pory złożono ponad 82 tysiące skarg. Dla porównania wobec księży katolickich wytoczono około 17 tys. takich spraw.
Dodajmy, że do niedawna przypadki pedofilii w BSA nie były zgłaszane policji, tylko organizacja ta załatwiała te sprawy we własnym zakresie. W BSA była utrzymywana tajna lista osób, które między innymi z powodu pedofilii zostały uznane za niegodne uczestniczenia w ich działalności. Do tej pory nie udało się uzyskać wglądu do spisu osób uznanych za takie po roku 1985, co oczywiście utrudnia dochodzenie. Dopiero w marcu tego roku rozpoczął się proces sądowy pierwszego wyżej postawionego członka BSA.
Brak nagłaśniania przypadków pedofilii w innych instytucjach ma całkiem wymierne skutki. Na przykład BSA w ramach zadośćuczynienia chce wypłacić wszystkim ofiarom $786 milionów, podczas gdy archidiecezja w Los Angeles w której znaleziono 500 ofiar księży pedofilów, w 2007 r. wypłaciła w ramach odszkodowań $660 milionów. Zatem między innymi z powodu małego zainteresowania pedofilią w BSA przez media głównego nurtu, w przeliczeniu na 1 poszkodowaną osobę, ofiarom BSA przyznano odszkodowanie sto kilkadziesiąt razy niższe niż ofiarom księży katolickich w Los Angeles.
Tylko mimochodem wspomina się o udziale kościoła mormonów w skandalu w BSA, mimo tego, że do niedawna kościół ten był największym sponsorem BSA. W ramach zadośćuczynienia ofiarom pedofilów ma on wypłacić tylko $200 milionów.
Media głównego nurtu winny były nagłośnić przypadki pedofilii w BSA już wiele lat temu. W 1991 r. niszowy dziennik „The Washington Times” opublikował serię artykułów na ten temat, ale sprawa nie została podjęta przez największe koncerny na czele z jego wielkim sąsiadem, dziennikiem „The Washington Post”.
Wykorzystanie seksualne w sporcie
W mediach głównego nurtu niewiele się mówi o, niestety, częstym wykorzystaniu seksualnym młodych, a często bywa nieletnich sportowców. Największym echem odbił się skandal w amerykańskim USA Gymnastics (USAG) - organizacji zarządzającej gimnastyką, która bezpośrednio podlega amerykańskiemu Komitetowi Olimpijskiemu. Naczelny lekarz USAG Larry Nassar przez ponad 14 lat molestował zawodniczki. Szacuje się, że jego ofiarami padło setki młodych kobiet i nieletnich, włącznie ze złotymi medalistkami olimpijskimi.
Ten skandal został ujawniony przez malutki lokalny dziennik „The Indianapolis Star” (siedziba USAG mieści się w Indianapolis). Media głównego nurtu oszczędnie omawiały ten skandal. Po kilku latach USAG wypłaciło $380 milionów w ramach odszkodowań.
Ten skandal ma także ten wymiar, że prawie dwa lata przed publikacją w „The Indianapolis Star” kilka zawodniczek zgłosiło skargi do lokalnego oddziału FBI, federalnej instytucji, której pierwszorzędnym zadaniem jest ściganie właśnie tego typu przestępstw. Ale agent, który miał się zająć śledztwem, jednocześnie starał się o pracę w amerykańskim Komitecie Olimpijskim i schował całą sprawę pod korzec. Jego przełożony, w ramach solidarności zawodowej, nie zawiadomił wyższych instancji.
Senator John Cornyn stwierdził, że FBI zawiodła na całej linii i wezwał do wyciągnięcia najostrzejszych konsekwencji w stosunku do osób odpowiedzialnych za bezczynność. Ale na słowach się skończyło, urzędnik bezpośrednio odpowiedzialny za ukrywanie sprawy przeszedł na emeryturę, zaś w stosunku do jego przełożonego, który tuszował sprawę, tylko wdrożono postępowanie administracyjne. Nikt w FBI nie stracił posady, zaś instytucja nie poczuła się w obowiązku do wypłacenia zadośćuczynienia. Media głównego nurtu całkowicie zignorowały to, że instytucja w całości utrzymywana z pieniędzy podatnika tak zaniedbuje swe statutowe obowiązki.
W zeszłym miesiącu 13 byłych gimnastyczek, które bezskutecznie szukały pomocy w FBI, złożyło cywilny pozew sądowy z żądaniem odszkodowań na łączną sumę $130 milionów. O postępowaniu karnym w ogóle się nie mówi.
Wierzchołek góry lodowej
Larry Nassar był jednocześnie naczelnym lekarzem w Michigan State University (MSU), gdzie także molestował podopieczne. MSU doszło do porozumienia z ofiarami i wypłaciło odszkodowania na łączną sumę $500 milionów. Z kolei inny zarządzany przez władze stanowe uniwersytet, University of Michigan, wypłacił odszkodowania w łącznej kwocie $490 milionów ponad tysiącowi ofiar byłego uniwersyteckiego lekarza Roberta Andersona. Inna znakomita uczelnia, University of Southern California, w zeszłym roku doszła do porozumienia z 700 kobietami, ofiarami uniwersyteckiego ginekologa, który seksualnie wykorzystywał pacjentki, i zapłaciła w sumie $875 milionów. Podobnie jak pedofilia w BSA są to przypadki przyćmiewające skandale gnębiące Kościół katolicki, ale media głównego nurtu tylko sporadycznie je omawiają.
Ponownie, dla katolika przestępstwa dokonywane przez kler są szczególnie odrażające, ale dla niewierzących winny być traktowany tak samo jak każdy inny tego typu przypadek. Tymczasem amerykańskie media skupiają się na jednej instytucji, tak jakby dobro młodych osób uczęszczających do szkół i uczelni publicznych było im obojętne.
W żadnym przypadku nie chodzi tu o rozgrzeszanie księży i biskupów, tylko o ochronę interesu każdej nieletniej osoby i każdego dorosłego, szczególnie kobiet.
Rodzime naśladownictwo?
Polskie media są pod przemożnym wpływem ich zachodnich odpowiedników. Do niedawna obce koncerny kontrolowały zdecydowaną większość codziennej prasy i zachodnie „standardy” w pewnym stopniu zostały przeniesione nad Wisłę.
Kilka lat temu niezależny dziennikarz ujawnił przypadek pedofilii. Znany artysta miał seksualnie wykorzystywać - podobno nawet gwałcić - nieletnie osoby. Do owego dziennikarza miało się zgłosić 21 ofiar, a potencjalne grono ofiar miało liczy setki osób. Prasa głównego nurtu tym przypadkiem się nie zajęła, natomiast sąd zakazał dziennikarzowi publikowania dalszych materiałów na ten temat.
W tym samym czasie media głównego nurtu na podstawie oskarżenia wysuniętego zaledwie przez jedną osobę zdołały uznać winnym pedofilii polskiego kardynała, zaś przypadek drugiego, który podobno miał kryć jednego pedofila, jest wałkowany bez ustanku. Jeśli jakiś przedstawiciel stanu duchownego, włącznie z kardynałem, jest winny pedofilii czy też jej krycia, to bezwzględnie winien ponieść karę, ale tą samą miarką należy mierzyć każdego innego obywatela. Temida jest przedstawiana z opaską na oczach nie dlatego, że ma być ślepa na przestępstwa, ale dlatego, że jej ręka ma dosięgać każdego, czy to kardynała, czy też luminarza świata artystycznego.
Skutki braku obiektywizmu
Zadaniem mediów jest przedstawianie świata takim, jakim on jest. Wiarygodność prasy zależy od tego, czy przekaz jest bezstronny, prawdziwy. Kryzys amerykańskich mediów jest właśnie spowodowany brakiem obiektywizmu - forsowaniem lewicowej narracji.
Koszty takiego stanu rzeczy są ogromne, ponieważ obywatel nie jest w stanie wyrobić sobie zdania o wielu sprawach. Ale ludzi łatwo omamić się nie da. Jeśli media głównego nurtu nie spełniają należycie swej roli, to ludzie zwracają się do innych źródeł informacji, niekoniecznie bardziej wiarygodnych. Jaskrawym przejawem tego zjawiska było wtargnięcie motłochu do budynku amerykańskiego Kongresu 6 stycznia 2021 r. Wydarzenie to winno stanowić przestrogę, ale ponad rok później nie widać żadnej zmiany w postawie mediów głównego nurtu.