Zmęczenie wojną narasta. Dotyczy to jednak nie tylko ukraińskich i rosyjskich żołnierzy, ale także światowej opinii publicznej. Po dwóch miesiącach od rosyjskiej agresji na Ukrainę szukamy innych bodźców informacyjnych. Z pomocą przychodzi nam Majówka, nieoficjalne święto narodowe. Choć prognozy pogody nie są bardzo łaskawe, wielu Czytelników spotka dziś w sklepach tłumy rodaków polujących na karkówkę i węgiel drzewny. Już za chwilę jak kraj długi i szeroki zapłoną grille, a Polskę zaleją hektolitry piwa i innych procentowych trunków.
Można oczywiście szukać wysublimowanych określeń napojów mocy, ale w gruncie rzeczy ten tekst będzie po prostu o wódzie (uwaga – pod tym słowem będę tu rozumieć każdy alkohol – „piwerka”, „łyskacze”, i wszystko, co ma procenty). Zdaje sobie sprawę, że pisanie o wódzie z perspektywy abstynenta może rodzić pytania o wiarygodność. Ale nawet mnie, choć alkoholu nie kupuje, internet i media społecznościowe zalewają reklamą wódy. Z młodości pamiętam jeszcze nieraz całkiem zabawne próby przemycania promocji wódy czy to Wypoczynkową Turystyką Konną (WuTeKa), czy to „łódką” o nazwie tożsamej z marką producenta wódy. Albo mrugania do piwa, hm, bezalkoholowego. Dziś to już jednak przeszłość. Wszelkiej maści celebryci – aktorzy, sportowcy, dziennikarze, ba, nawet politycy, bez większej żenady występują w materiałach promujących wódę wprost, bez mrugnięcia okiem.
Skoro mowa o politykach, szczególne wrażenie robi na mnie jeden były polityk z Lublina, który wrócił do swojego macierzystego biznesu i produkuje dziś wódę pod Krakowem. Nie mogę wyjść z podziwu, co można zrobić, aby ordynarną wódę ubrać w złote szaty. Gotowanie na ekranie. Innowacyjny produkt inwestycyjny o pewnej stopie zwrotu. Odwołania do romantycznej poezji. Ody do wolności. Rozmowy z byłymi prezydentami. Świąteczna debata z filozofem o Jezusie. Wszystko tylko po to, aby ludzie kupili więcej wódy.
Rozumiem intencje tego polityka i jego wspólników – chcą po prostu sprzedać więcej wódy. Jak słusznie uwagę zwrócił mi jeden z pijących kolegów, wóda jako produkt tani zasadniczo nie powinna mieć walorów smakowych czy zapachowych, dlatego aby odróżnić się od konkurencji, trzeba wykorzystywać inne zabiegi marketingowe.
Nie rozumiem jednak, dlaczego na to pozwalamy. Według szacunków Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych mamy w Polsce około trzech milionów osób, które albo są uzależnione od alkoholu, albo piją w sposób ryzykowny. Z kolei jak podaje OECD, w naszym kraju co najmniej raz w miesiącu upija się 35% dorosłych.
Ponadto, statystyczny Polak albo Polka spożywają rocznie 11,7 litra czystego alkoholu, co daje prawie 60 butelek wódki albo 240 butelek piwa. W tej statystyce ujmowane jest też kilka milionów dzieci, trzeba więc założyć, że realnie liczba ta jest istotnie wyższa. Choć o tych dzieciach nie wolno zapominać, bo trauma spowodowana doświadczeniem pijanego rodzica ciągnie się latami.
Wóda rozwala życie milionów polskich rodzin. Nie nawołuję do zakazu sprzedaży alkoholu. Ale naprawdę zróbmy coś z tym ubieraniem wódy w złote szaty. Zwłaszcza przez społeczne autorytety. Zobaczmy, że za tym pięknym opakowaniem mamy schowane miliony ludzkich tragedii.