Kronika wypadków radnego Bogdana Dzakanowskiego
Był Świętym Mikołajem, chciał przykuć się do pomnika, a ostatnio zażądał zbadania trzeźwości prezydenta. Radny Bogdan Dzakanowski lubi być w centrum uwagi.
Jest środowe popołudnie. W bydgoskim ratuszu trwa właśnie kolejna godzina sesji rady miasta. Mimo późnej pory na sali niemal komplet radnych, jest też m.in. poseł Michał Stasiński z .Nowoczesnej, bo właśnie trwa dyskusja o finansowaniu in vitro z miejskiego budżetu, a poseł jest autorem projektu.
Dyskusja gorąca, z każdej strony sali padają argumenty za i przeciw. Radny niezależny - Bogdan Dzakanowski twierdzi na przykład, że to projekt partyjny, nie obywatelski. Prezydent Rafał Bruski zarzuca publicznie radnemu kłamstwo.
To, co uchwycą później kamery w telefonach radnych i dziennikarzy, będzie komentowane jeszcze długo. Radny Dzakanowski wychodzi na ratuszowy korytarz i dzwoni na policję. - Proszę o przybycie na sesję i zbadanie alkomatem prezydenta i radnych. Podejrzewam, że pewne osoby są pod wpływem alkoholu lub innych środków odurzających - oznajmia zdziwionym policjantom.
Mimo niecodziennego wezwania funkcjonariusze zjawiają się po pewnym czasie w urzędzie miasta. Radny Dzakanowski prowadzi ich ratuszowymi schodami niczym gospodarz, po czym jako pierwszy wchodzi do gabinetu prezydenta Rafała Bruskiego.
Zarówno prezydent, jak i szef rady miasta, Zbigniew Sobociński zostają zbadani alkomatem. Wyniki to 0,0 promila. Zarówno Bruski, jak i Sobociński zapowiadają podjęcie kroków prawnych wobec radnego. Jakich? Na razie nie wiadomo. W ratuszu informują tylko, że obecnie „analizują stan prawny”.
Po kilku dniach od tamtych wydarzeń Bogdan Dzakanowski, który zawsze wyjątkowo chętnie rozmawia z dziennikarzami, tym razem jest zadziwiająco oszczędny w słowach. - Do czasu zakończenia pewnych działań nie będę komentował sprawy - odpowiada krótko.
Koniec lat 90. ubiegłego wieku. Prezydentem Bydgoszczy był wtedy Roman Jasiakiewicz. Trwała dyskusja, co zrobić ze stojącym na Starym Rynku Pomnikiem Walki i Męczeństwa oraz stojącym za nim, składającym się z kamiennych bloków, szańcem. To hołd dla zamordowanych na bydgoskim rynku kilkudziesięciu Polaków. Pojawiały się jednak głosy, że Stary Rynek powinien żyć, że może należy pomnik i szaniec przenieść w inne miejsce.
Bogdan Dzakanowski, wtedy działacz Bydgoskiej Ligi Rodzin, zapowiada, że jeżeli ktokolwiek będzie chciał pomnik przenosić, to on na znak protestu się do niego... przykuje łańcuchem.
- Już wtedy widziałem, że Bogdanowi nie brakuje w jego działaniach emocji - komentuje dziś Roman Jasiakiewicz. - A ze Starym Rynkiem coś trzeba było zrobić, trwały dyskusje, co będzie najwłaściwsze.
W efekcie pomnik na Starym Rynku stoi do dziś, szaniec przeniesiono przed Kościół pw. Świętych Polskich Braci Męczenników na Wyżynach w 2007 roku. Były prezydent opowiada, że jakiś czas później spotkał Dzakanowskiego. - Proszę sobie wyobrazić, że miał do mnie pretensje o ten pomnik, że nic z nim nie robię. „Już się miałem przykuwać” - oznajmił mi - wspomina Roman Jaskiakiewicz. I dodaje: - To wiele mówi o działaniach radnego.
Grudzień 2013 roku. Po dwóch latach budowy w Bydgoszczy zostaje otwarta Trasa Uniwersytecka. Prezydent Bruski usiłuje przywitać mieszkańców, ale skutecznie utrudnia mu to Bogdan Dzakanowski. W przebraniu Świętego Mikołaja stoi za prezydentem i kiedy ten zbliża się do mikrofonu, potrząsa wielkim dzwonkiem, skutecznie zagłuszając słowa prezydenta.
Dziś radny Dzakanowski tłumaczy, że chciał w ten sposób zaprotestować. - Prezydent miał wtedy szansę pozyskać dodatkowe pieniądze na Trasę Uniwersytecką, a tego nie zrobił. Tym bardziej że rządziła wtedy Platforma Obywatelska - wyjaśnia.
Kilka dni później na moście na Trasie pojawia się tablica z nazwą „Most im. Lecha Kaczyńskiego”. Wiesza ją... Bogdan Dzakanowski.
Problem polega jednak na tym, że zgodnie z prawem patronem już nie jest tragicznie zmarły prezydent. Co prawda w 2010 roku, niedługo po katastrofie smoleńskiej, bydgoska rada nadaje mostowi imię Lecha Kaczyńskiego, jednak w listopadzie 2013 roku, radni głosami głównie PO, decydują, że przeprawa będzie jednak nosić nazwę „Most Uniwersytecki”.
Tablica, jako nielegalna, zostaje zdjęta i zabrana przez drogowców do magazynu. Po raz kolejny zawiśnie w styczniu 2014 roku. Jak twierdził wtedy, Bogdan Dzakanowski, umieszczona tam przez „nieznanych sprawców”.
Zdarzeniem zajmowały się później również policja, prokuratura i sąd - Dzakanowski zgłosił kradzież tablicy. Sprawa została jednak umorzona, a Dzakanow ski zagrzewany przez swoich zwolenników hymnem państwowym i „Pieśnią o małym rycerzu” odbiera tablicę z Komisariatu Policji na bydgoskim Szwederowie.
Kiedy Sąd Rejonowy w Bydgoszczy utrzymał decyzję prokuratury o umorzeniu dochodzenia w sprawie kradzieży tablicy z napisem „Most im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego”, na sali sądowej pojawił się Dzakanowski oraz grupa jego zwolenników. Kiedy sędzia odczytywała wyrok, padały okrzyki „Hańba, hańba”oraz komentarze „To jest właśnie parodia sądu”.
Od początku swojej działalności wokół Dzakanowskiego zawsze widać grupę jego wyborców. - Wszystko, co robię, robię dla mieszkańców. A że za dużo pytam w ich imieniu? Nie wszystkim to się podoba - uważa radny.
- Nie jestem i nigdy nie byłem politykiem - zapewnia Bogdan Dzakanowski. - Jestem samorządowcem z krwi i kości.
Bydgoscy radni pytani o swojego kolegę, nie ukrywają, że aktywności i zaangażowania trudno Dzakanowskiemu odmówić, chociaż na ostatniej sesji „przegiął”.
„Zerem jest człowiek, który nie ma zasad w polityce i stosuje ciosy poniżej pasa” - to z kolei komentarz Michała Sztybla, prezydenckiego doradcy o bydgoskim radnym.
- Jestem zmęczony tym człowiekiem i jego działaniami - komentował Zbigniew Sobociński ostatnie zachowania Dzakanowskiego na sesji.
Nie po raz pierwszy słowa i działania radnego są, delikatnie mówiąc, dość kontrowersyjne.
Radny w 2016 roku oświadczył dziennikarzom, że prezydent Bruski z naruszeniem prawa kazał wyremontować drogę prowadzącą do działki swojego ówczesnego zastępcy Łukasza Niedźwieckiego.
Prezydent pozwał Dzakanowskiego za tamte słowa do sądu. Proces ruszył w lutym. Panowie już raz spotkali się w sądzie. Wtedy Bogdan Dzakanowski zarzucił prezydentowi, że ten nielegalnie zwolnił go z pracy w bydgoskim ratuszu.
- Mam taki temperament, a nie inny - komentuje Bogdan Dzakanowski.
Nie uważa się za osobę kontrowersyjną. Mówi też, że ocena jego działań należy do wyborców.
- W ślubowa- niu, które składa każdy radny, jest mowa o godności, rzetelności i uczciwości. O ile z dwiema ostatnimi nie mam co do radnego Dzakanowskiego zastrzeżeń, to z godnością jest problem. A to co stało się na ostatniej sesji, jest wręcz podeptaniem godności samorządu - stwierdza Roman Jasiakiewicz. Jest zdania, że w bydgoskiej radzie miasta mamy do czynienia z narastającym kryzysem.
Sam Bogdan Dzakanowski uważa, że w obecnym samorządzie polityki jest za dużo.
- Kiedyś potrafiliśmy się spierać, dyskutować, barwy partyjne nie były najważniejsze - przekonuje radny.
Jeszcze nie chce składać deklaracji, czy wystartuje w kolejnych wyborach.
- Czasem nachodzi mnie wątpliwość „A po co mi to wszystko” - przyznaje.
- Nie potępiałbym radnego w czambuł za wszystko co robi - mówi były prezydent Jasiakiewicz. - Mam tylko czasem ochotę powiedzieć „Bogdan, opamiętaj się”!