„Lokal exclusive” mówiono o agencji na bydgoskich Jarach. Właścicielka Agnieszka L. to główna podejrzana w sprawie... poszkodowanych klientów.
W Bydgoszczy krążą plotki o tym, kto odwiedzał lokal przy Tuwima. Jednorodzinny niepozorny z zewnątrz dom przez lata zyskał renomę lokalu nocnego z wyższej półki. Choć inni mówili o nim bez ogródek: bajzel. Tak, czy inaczej, kiedy w marcu 2015 roku do tego znanego powszechnie zamtuza weszli policjanci Centralnego Biura Śledczego, zastali bałagan, który potwierdzał wcześniejsze operacyjne ustalenia śledczych.
W środku od kokainy było aż biało. Na domiar tego, akurat w czasie, kiedy funkcjonariusze CBŚP przeszukiwali pokoiki rozkoszy, rozglądali się po barze i schodzili do piwnicy - w samym środku akcji ktoś zadzwonił do drzwi. Oto przyjechali dwaj taksówkarze. Zaskoczenie wymalowało się na twarzach zarówno gości, jak i niespodziewanych gospodarzy przybytku. W taryfach policjanci znaleźli jeszcze więcej kokainy. Z wyliczeń, które policja przedstawiła prokuraturze, wynikało, że do czasu nalotu na interes na Jarach przez ten przybytek przewinęło się (a raczej przesypało) prawie 25 kg kokainy!
Mało tego, mógłby ktoś powiedzieć, że narkotyki w agencji towarzyskiej to nic niezwykłego, ale w sprawie jest inny, bulwersujący wątek. Wątek, który zelektryzował wszystkich dawnych i całkiem świeżych klientów, którzy zarywali noce w pałacu rozkoszy przy Tuwima.
- W mieście huczy - mówi informator „Pomorskiej”. Kiedy jesienią ubiegłego roku media pierwszy raz poinformowały o sprawie, strach obleciał przede wszystkim biznesmenów.
- Szefowie dużych i poważanych firm zaczęli się niepokoić, że ktoś, a przede wszystkim policja dowie się o ich wizytach w agencji - informator nazwiska zaniepokojonych zostawia dla siebie.
Ten strach wyniknął z tego, że w ręce śledczych wpadły twarde dyski z kilkudziesięcioma godzinami nagrań z agencji. Okazało się, że Agnieszka L. wraz z pracownicami nagrywała gości. Te zapisy były przez ostatnie miesiące dokładnie analizowane.
To najważniejszy dowód w kolejnym wątku śledztwa. Chodzi o rzekome kradzieże na panach odwiedzających lokal. Mieli być oni odurzani przy pomocy tabletek gwałtu, a w tym czasie z ich kart kredytowych znikały pokaźne kwoty.
Teraz śledczy z Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy są bliscy zamknięcia tego postępowania. Liczba podejrzanych, którzy byli umoczeni w ten interes zwiększyła się z zatrzymanych i aresztowanych pierwotnie trzech osób - Agnieszki L. i dwóch taksówkarzy - do dwunastu osób z postawionymi zarzutami.
- Treść zarzutów w większości dotyczy czerpania korzyści z nierządu oraz posiadania narkotyków - mówi prok. Cezary Nawrocki, z Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy. Co działo się z tymi narkotykami na miejscu? Jeden ze śledczych, którzy rozpracowywali tę sprawę przyznaje cedząc słowa: - To był lokal z wyższej półki, taki można powiedzieć... full wypas. Zabawa w nim kosztowała i to sporo.
Znamienne, że w tej sprawie w charakterze narkotykowych kurierów występują bydgoscy taksówkarze. Nie pierwszy raz zresztą to właśnie kierowcy jeżdżący „taryfami” słyszą zarzuty związane z działalnością agencji.
- Teraz to zaraz wielka afera z tego się robi. Jeszcze parę lat temu nikogo nie dziwiło, że taksówki kursują od klubu do klubu - mówi jeden z kierowców. Rozmawiamy „na słupku” w centrum Bydgoszczy. - Taksiarz to trochę jak hotelarz, wiadomo musi mieć też na uwadze potrzeby klienta - opowiada. Na pytanie, gdzie najczęściej każą się wozić klienci szukający płatnego seksu, wymienia jednym tchem nazwy ulic: - Rycerska, Nakielska, Szubińska, Podolska.
W Bydgoszczy śledztwo z taksówkarzami w roli głównej jest pierwszym takim od dawna. Dwa lata temu podobna afera wybuchła w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie aresztowano 18 osób. Barmani, szefowie i szefowe agencji towarzyskich i kierowcy usłyszeli zarzuty sutenerstwa i handlu ludźmi. Wszystko zaczęło się od jednego zgłoszenia. Białorusinka, jedna z pokrzywdzonych kobiet, została uprowadzona do wsi pod Gorzowem, gdzie miała zarabiać swoim ciałem. Trop doprowadził śledczych do sześciu innych kobiet zmuszanych do prostytucji. Siatka osób wspólnie zarabiających na nierządzie funkcjonowała od lat 90. Tylko dochody z ostatnich miesięcy sięgały prawie 150 tys. zł.