Kresowa Atlantyda. 12 tomów niekończącej się opowieści o Kresach Wschodnich
„Kresowa Atlantyda” stała się faktem kulturowym. Zgromadzono w niej blisko cztery tysiące unikatowych zdjęć z opisami. Na prawie 3500 stronach bohaterami są Kresowianie i ich potomkowie. Moi czytelnicy wciąż pytają o nowe tomy. Staram się sprostać tym oczekiwaniom – mówi prof. Stanisław Nicieja.
9 stycznia 2018 roku w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Opolu przy okazji promocji dwunastego tomu „Kresowej Atlantydy” zostanie otwarta wystawa plakatów z pana spotkań autorskich związanych z Kresami. Będzie nosić tytuł „12 tomów niekończącej się opowieści”. Dużo ma pan tych plakatów?
Na pewno kilkaset. Gromadzę je od trzydziestu lat. Pierwszy mam z grudnia 1988 roku, który zapowiadał moje spotkanie w warszawskim klubie studenckim „Hybrydy” tuż po ukazaniu się „Cmentarza Łyczakowskiego we Lwowie”. Była to wówczas Książka Roku. Wyszła w nakładzie 250 tys. egzemplarzy i miała ponad 100 recenzji (m.in. prof. Janusza Tazbira i Ryszarda Kapuścińskiego). Doczekała się miana „literatury pierestrojkowej” (tak ją nazwał warszawski krytyk Leszek Żuliński), bo przełamałem nią tamę milczenia wokół Lwowa i Kresów. Od tego czasu miałem takich spotkań około pięciuset. Zbieram związane z nimi plakaty. Zapowiadają spotkania autorskie w całej Polsce – od Sanoka po Szczecin, od Zgorzelca po Ostrołękę, ale też w Europie – m.in. Londynie, Paryżu, Berlinie (na Uniwersytecie Humboldta), w Rapperswilu, Lwowie, Stanisławowie, Żytomierzu, Pińsku, a nawet w Perth w Australii i Tajpej na chińskiej Formozie. Ale najbardziej cieszą mnie plakaty ze spotkań w maleńkich miejscowościach. Szczególnie zapamiętałem te w Lipnikach Łużyckich przy niemieckiej granicy, w Patorówce pod Lubaczowem (przy ukraińskiej granicy), ale też w Bielawie, moim Strzegomiu i Świdnicy, gdzie na sali siedzieli moi licealni nauczyciele.
12 tomów „Atlantydy” powstało zaledwie w ciągu ośmiu lat.
Zaczęło się dość niewinnie. Po książce o Cmentarzu Łyczakowskim, kiedy odblokowano cenzuralnie temat lwowski, zapanowała moda na Lwów i na jego temat pisało dziesiątki osób – historyków, publicystów itp. Gdy usunięto kleszcze cenzury, o tym mieście opublikowano około 500 książek. Nie lubię ścisku, więc zaniechałem pisania o Lwowie i zająłem się tzw. prowincją galicyjską.
Historię należy oglądać z perspektywy konkretnego ludzkiego losu. I staram się to czynić w moich kresowych opowieściach - mówi prof. Stanisław Nicieja.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień