Krebane w rozjazdach. Działo się
Kontynuujemy wspomnieniowy cykl o zespole „Krebane”, który ma już 35 lat i zaczyna kolejny etap działalności. Oby równie owocnej...
Krebane w dniach od 19-27 sierpnia1985 roku po raz pierwszy wyjechali do Czerkas - zaprzyjaźnionego miasta na Ukrainie. Na każdy wyjazd zagraniczny władze przyznawały do wymiany kieszonkowe na drobne wydatki. Każdy oczywiście planował sobie coś przywieźć, coś takiego, czego nie można było uświadczyć w Polsce. Najchętniej nabywano złote obrączki i pierścionki, ponieważ w kraju można je było kupić tylko za dolary lub marki w sklepach „Pewex” i oczywiście były bardzo drogie.
Podróż była atrakcyjna z wielu powodów. Na granicy członkowie zespołu zostali poddani szczegółowej kontroli, aby nikt nie mógł zabrać ze sobą niedozwolonej ilości pieniędzy, dewocjonaliów i innej tzw. „kontrabandy”. Celnicy i wojsko sprawdzali nawet, czy w rębach prześcieradeł nie wszyto czegoś. - Okien nie można było otworzyć. Były przykręcone na stałe do ram okien - wspomina Władysław Czarnowski. - Może ówczesne komunistyczne władze obawiały się, że można by było przez okno wyrzucić czy przyjąć jakieś towary?
Na dworcu w Czerkasach przywitali zespół przedstawiciele władz. Od wszystkich witających było czuć intensywny zapach czosnku, najlepszego znanego od starożytności antybiotyku. Po kilku dniach tej woni już nikt nie wyczuwał, ponieważ wszyscy jedli potrawy z czosnkiem. W hotelu na każdym piętrze przy stoliku siedziała pewna pani. Podobno prawie każda z nich była informatorką służb policyjnych.
W Związku Radzieckim wówczas obowiązywała „prohibicja”. W hotelu, w którym mieszkali bruszanie, odbywały się uroczystości weselne. Na zakup alkoholu weselnicy musieli uzyskać zezwolenie. Po jednym z koncertów na obiedzie gościł zespół, który poprzednio w ramach wymiany zaprzyjaźnionych miast przebywał w Bydgoszczy, pragnął się zrewanżować i przy nakryciach stołowych postawiono kieliszki. Od opiekunów z Czerkas padło tylko jedno krótkie określenie i kieliszki ze stołu znikły. - Przy wyjeździe członkowie zespołu podarowali nam zrolowany plakat. W środku była butelka, tak aby opiekunowie tego nie widzieli. Nasi starsi panowie z kapeli bardzo się ucieszyli - śmieje się Czarnowski.