Krakowski Oddział IPN i „Dziennik Polski” przypominają. Szpiegowska gra w Krakowie

Czytaj dalej
Fot. Archiwum IPN
Monika Komaniecka-Łyp historyk, pracownik IPN Oddział w Krakowie

Krakowski Oddział IPN i „Dziennik Polski” przypominają. Szpiegowska gra w Krakowie

Monika Komaniecka-Łyp historyk, pracownik IPN Oddział w Krakowie

Lata 60. W pierwszej połowie dekady krakowska SB trafiła na trop szpiega, który w listach wysyłanych pocztą do RFN przemycał tajnopisy z informacjami o obiektach wojskowych w Krakowie i okolicach

Pomimo zaangażowania ogromnych sił i środków Służby Bezpieczeństwa nigdy nie zdołała ustalić autora tych meldunków.

Tajnopis w liście

Na początku listopada 1963 r. Biuro „W” w Warszawie zajmujące się perlustracją korespondencji zagranicznej, przejęło list wysłany z Krakowa do RFN. W liście znajdował się niewidoczny gołym okiem tajnopis informujący o położeniu radiostacji wojskowej w Mydlnikach koło Krakowa. Jego treść wskazywała, że był to już kolejny tajny meldunek przekazywany za granicę przez agenta obcego wywiadu.

Żeby ustalić jego autora Wydział II SB w Krakowie wszczął 16 listopada 1963 r. sprawę operacyjnego rozpracowania o krypt. „Autor”. Szybko ustalono, że list został wysłany z Poczty Głównej w Krakowie, a adres zwrotny umieszczony na kopercie był fikcyjny. Aby nie spłoszyć agenta oryginalny list wysłano do adresata, czyli niejakiej Sonii Hoffman. Funkcjonariusze Wydziału II początkowo zakładali, że autorem listu mogła być osoba, która miała możliwość dotarcia do radiostacji znajdującej się na terenie Zakładu Doświadczalnego Wyższej Szkoły Rolniczej w Mydlnikach. Pobrano próbki pisma od pracowników zakładu oraz studentów, aby porównać je z listem. Nie przyniosły one pozytywnych wyników, ani nawet poszlak wskazujących, kto mógłby wysyłać meldunki wywiadowcze.

W 1964 r. okazało się, że ktoś nadal wysyła meldunki szpiegowskie z Krakowa do RFN. 11 kwietnia 1964 r. został nadany następny list zawierający meldunek wywiadowczy (nr 6) w formie tajnopisu, dotyczący jednostki wojsk chemicznych w Krakowie przy ul. Montelupich. Po analizie pisma Wydział „W” stwierdził, że list został napisany przez tę samą osobę, co poprzednio. W kolejnych przejętych meldunkach z 26 września i 12 października 1964 r. pojawiła się informacja o zorganizowaniu martwej skrzynki (czyli schowka do przekazywania materiałów konspiracyjnych) w Żuradzie koło Olkusza oraz punktu sygnalizacyjnego (służącego do obserwacji) w budce telefonicznej w pobliżu AGH w Krakowie.

Szpieg (i)gra z SB

Jesienią 1964 r. SB podjęła swoistą grę operacyjną z autorem meldunków wywiadowczych. Dzięki informacjom niemieckiej Stasi ustalono, że Sonia Hoffman faktycznie mieszkała pod adresem, na jaki wysyłane były listy, ale 1 września 1964 r. wyprowadziła się. Mimo to na jej stary adres wysłano jeszcze cztery listy, co mogło oznaczać, że były przejmowane przez ośrodek wywiadowczy. SB uznała, że adresatka nie wiedziała o wykorzystywaniu jej dawnego miejsca zamieszkania jako skrzynki kontaktowej.

W martwej skrzynce w Żuradzie SB znalazła film fotograficzny. Po wywołaniu okazało się, że na zdjęciach znajdował się fragment pomnika Lilli Wenedy, z widokiem na stojącą w pobliżu ławkę. SB rozpoczęła kilkudniową obserwację krakowskich Plant koło pomnika.

Sprawdzono również budkę telefoniczną znajdującą się w pobliżu AGH i znaleziono na aparacie telefonicznym podłużną kreskę w lewym dolnym rogu, która mogła być znakiem sygnalizacyjnym. 22 października 1964 r. funkcjonariusze dokonali wymiany aparatu z budki telefonicznej. Dzień później stwierdzono, ze została wykonana nowa kreska.

Aby wprowadzić pewną dezorganizację punktu sygnalizacyjnego dostawiono 25 listopada 1964 r. drugą budkę telefoniczną, obok już istniejącej. Zlecono również Wydziałowi „B” obserwację osób „podejrzanie się zachowujących w trakcie dzwonienia”, jednak żadna z nich, jak się okazało po sprawdzeniu, nie była autorem listu.

Od 14 października 1964 do 27 stycznia 1965 r. funkcjonariusze Wydziału II oraz Wydziałów „B” i „T” nadzorowali martwą skrytkę w Żuradzie koło Olkusza. W jej pobliżu zorganizowano bunkier, punkty zakryte dla Wydziału „B” oraz zainstalowano podsłuch. W listopadzie 1964 r. bunkier został zdekonspirowany przez właściciela pola, na którym go wybudowano. W maju 1965 r. dekonspiracji uległ również podsłuch, ponieważ rosnące w pobliżu skrytki drzewo przewróciło się w czasie burzy i uszkodziło linię telefoniczną. Monterzy, którzy przybyli naprawić uszkodzenie linii telefonicznej, zdekonspirowali instalację techniczną, znajdując przewody i mikrofon.

Jednym z zasadniczych działań SB w tej sprawie było nadzorowanie skrzynki pocztowej w holu Poczty Głównej w Krakowie. Badania koperty i stempli pocztowych wykazały, że osoba pisząca meldunki wywiadowcze wrzucała je do skrzynki pocztowej tylko w soboty, o tych samych godzinach. Wydział II wspólnie z Wydziałami „B” i „W” rozpoczął obserwację polegającą na wykonywaniu zdjęć wszystkim osobom wrzucającym listy we wszystkie soboty w maju oraz wrześniu 1964 r. i ustalaniu ich tożsamości. Następnie kontynuowano obserwację skrzynki we wszystkie soboty i niedziele marca, kwietnia, września, października oraz listopada 1965 r.

10 kwietnia 1965 r. Wydział „W” przejął kolejny meldunek wywiadowczy dotyczący budynku Wojskowej Komendy Rejonowej w Krakowie przy ul. Straszewskiego. Ostatni meldunek został wysłany w kwietniu 1965 r. Sprawa w zasadzie utknęła w martwym punkcie. Funkcjonariuszom nie udało się znaleźć żadnego śladu agenta. SB przypuszczała, że autor meldunków mógł otrzymać nowy adres skrzynki albo przerwał pracę wywiadowczą.

Dlaczego się nie udało?

W 1972 r. funkcjonariusz Departamentu II oceniający zaangażowanie pracowników krakowskiej SB w sprawie „Autor” zastanawiał się nad przyczynami porażki. Jedna z jego hipotez sugerowała, że forma i treść meldunków agenta mogła być prowokacyjna i wynikać z chęci sprawdzenia, czy SB go kontroluje: „Zmusił nas do wybudowania bunkra na terenie otwartym, co po trzech tygodniach zostało zdekonspirowane. Być może zorganizowanie punktu sygnalizacyjnego, którym była budka telefoniczna naprzeciw AGH miała również na celu upewnienie się przez figuranta, jak bardzo jest przez nas kontrolowany”.

Analizując zarówno meldunki wywiadowcze, jak i jawną treść listów stwierdzał, że agenta pozyskano „podczas pobytu za granicą, względnie przez cudzoziemca na terenie naszego kraju. Ocena środków łączności raczej typowych dla wywiadu USA (tajnopis, martwa skrzynka, punkt sygnalizacyjny) wskazuje na to, że figurant mógł zostać zwerbowany do pracy na rzecz wywiadu USA”.

Bezsilność i nieskuteczność działań bezpieki funkcjonariusz tłumaczył tym, że autor meldunków mógł pracować dla służb bezpieczeństwa ZSRS, CSRS lub NRD, które na terenie Polski prowadziły grę z obcym wywiadem.

Ostatnia z hipotez zakładała, że była to zaplanowana operacja dezinformacyjna obcego wywiadu mająca na celu skierowanie na nią maksimum środków Służby Bezpieczeństwa i odwrócenie uwagi od innych działań podjętych przez ten wywiad, jakkolwiek bliżej nieznanych.

Z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że koszt włożony przez bezpiekę w akcję ustalenia tożsamości autora meldunków wywiadowczych był niezmiernie duży. Zaangażowana została większość funkcjonariuszy z wydziałów operacyjnych oraz techniczno-operacyjnych w Krakowie. Trudno stwierdzić, czy przyczyną porażki była nieskuteczność i nieudolność na etapie koncepcji działań operacyjnych, czy też, co bardziej prawdopodobne, talent agenta.

Cykl powstaje we współpracy z krakowskim oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej. Autorzy są historykami, pracownikami IPN.

Monika Komaniecka-Łyp historyk, pracownik IPN Oddział w Krakowie

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.