Krakowski Oddział IPN i „DZIENNIK POLSKI” PRZYPOMINAJĄ: Prymas „Zuzelski” i Polski
Maj 1981. Kościół w Polsce został dotknięty dwoma bolesnymi wydarzeniami. W czasie gdy w rzymskiej klinice Gemelii ratowano postrzelonego Jana Pawła II, w Warszawie gasło życie kard. Stefana Wyszyńskiego.
Na wieść o zamachu na papieża, bardzo słaby już prymas zwrócił się do wiernych, aby wszystkie modlitwy podejmowane w jego intencji skierować w intencji następcy św. Piotra.
Jan Paweł II ocalał, kard. Wyszyński zmarł 28 maja nad ranem, o godz. 4.40. Odszedł w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, w czwartek, co odczytywano jako symboliczny znak. Z różnych środowisk płynęły kondolencje z wyrazami szacunku i uznania dla człowieka, który kierując Kościołem w bardzo trudnym okresie historii narodu, zyskał miano męża stanu i Prymasa Tysiąclecia. Ciało zmarłego złożono w kościele seminaryjnym na Krakowskim Przedmieściu, skąd 31 maja zostało przeniesione w uroczystym kondukcie na plac Zwycięstwa, a po Mszy św. złożone w podziemiach bazyliki archikatedralnej św. Jana Chrzciciela.
Syn organisty i „dr Zuzelski”
Urodził się 3 sierpnia 1901 r. w Zuzeli nad Bugiem, na pograniczu Podlasia i Mazowsza, jako syn organisty Stanisława i Julianny z domu Karp. Gdy miał dziewięć lat jego rodzice wraz z pięciorgiem dzieci przeprowadzili się do Andrzejewa, wówczas też zmarła matka. Powołanie kapłańskie młodego Stefana dojrzewało w atmosferze religijności domu, a także obserwacji głębokiej prostoty ludowej pobożności mieszkańców rodzinnej wsi, o których pisał później: „Zdumiewająca była ich spokojna, ufna wiara. Tego nie można nazwać żadną miarą niewiedzą religijną, bo z tym się łączy patrzenie w głąb. Ci ludzie widzą to, w co wierzą”. Jego cześć dla miejsca urodzenia wyrażał pseudonim „dr Zuzelski”, którym sygnował niektóre artykuły publikowane w prasie.
Kształcił się w gimnazjach w Warszawie i Łomży oraz w liceum we Włocławku. W 1920 r. wstąpił do tamtejszego seminarium. Święcenia kapłańskie przyjął 3 sierpnia 1924 r. w kaplicy Matki Bożej w katedrze włocławskiej. Mszę św. prymicyjną odprawił dwa dni później na Jasnej Górze przed cudownym obrazem Matki Bożej, a nie jak zaplanowano 6 lipca we Wrociszewie (tam od 1918 r. ojciec pracował jako organista). Na wydrukowanych wcześniej obrazkach poprawiał datę i miejsce prymicji. Z Jasną Górą i wizerunkiem Królowej Polski związał wszystkie ważne sprawy swojego życia oraz Kościoła, któremu posługiwał.
Ocalony dla Kościoła
Nie mógł przystąpić do święceń kapłańskich wraz z swoim rocznikiem, 29 czerwca 1924 r., z powodu choroby płuc i leczenia szpitalnego. Świecenia przyjął indywidualnie z rąk biskupa pomocniczego Wojciecha Owczar- ka. Po latach wspominał: „Byłem tak słaby, że wygodniej mi było leżeć krzyżem na ziemi, niż stać”. Katedralny zakrystian, widząc wątłość fizyczną pretendenta do kapłaństwa, miał rzec: „Proszę księdza, z takim zdrowiem to chyba raczej trzeba iść na cmentarz, a nie do święceń”. Istotnie, był tak słaby, że jak przyznał później: „Prawdziwą męką była pierwsza Msza święta”.
Po święceniach pełnił posługę wikariusza przy katedrze i redaktora dziennika „Słowo Kujawskie”. W kolejnych latach studiował prawo kanoniczne i nauki społeczno-ekonomiczne na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim (doktorat w 1929 r.), wykładał w seminarium włocławskim, był redaktorem, a od 1932 r. redaktorem naczelnym „Ateneum Kapłańskiego”, pracował w sądzie biskupim, prowadził Chrześcijański Uniwersytet Robotniczy. Po wybuchu wojny był poszukiwany przez gestapo, z uwagi na otwartą krytykę nazizmu. Na polecenie bp. Michała Kozala opuścił w październiku 1939 r. Włocławek, co też uchroniło go przed obozem. W czasie powstania warszawskiego był kapelanem zgrupowania Armii Krajowej „Kampinos”. W lutym 1945 r. powrócił do Włocławka, został rektorem seminarium, redaktorem kilku pism. Pełnił też funkcję proboszcza dwóch parafii, gdyż wskutek niemieckiej eksterminacji brakowało kapłanów. W marcu 1946 r. otrzymał nominację na biskupa lubelskiego, a dwa lata później został prymasem Polski.
Kapłaństwo w cieniu śmierci
W pamięci przyszłego prymasa zapadły głęboko zdania, które w trakcie jednego z wykładów seminaryjnych skierował do jego rocznika profesor liturgiki, ks. Antoni Bogdański: „Przyjdzie czas, gdy przejdziecie przez takie udręki, o jakich człowiek naszego wieku nawet
myśleć nie umie. Wielu kapłanom wbijać będą gwoździe w tonsury, wielu z nich przejdzie przez więzienie”. Słowa wypowiedziane w 1920 r. okazały się profetyczne.
Z grupy siedemnastu kolegów rocznikowych tylko ks. Wyszyński oraz zmarły jeszcze w przed wojną ks. Konstanty Janic nie doświadczyli piekła niemieckich obozów koncentracyjnych. Pozostali trafili w 1940 i 1941 r. do KL Dachau. Spośród nich ośmiu poniosło śmierć w 1942 r.: pięciu w komorze gazowej na zamku Hartheim, trzech zmarło z głodu i wycieńczenia. Ocalało siedmiu, ale obozowe przeżycia, w tym pseudomedyczne eksperymenty, którym niektórzy byli poddawani, przyczyniły się do inwalidztwa i przedwczesnej śmierci. Ponadto jeden z nich zmarł wskutek więzienia przez władze komunistyczne, fałszywie oskarżony i pokazowo osądzony.
Trzyletni okres internowania uważał za łaskę świadectwa prawdzie, a także ofiarę za wolność Kościoła w Polsce
Udział w „zaszczycie”
Przed sakrą biskupią, przyjętą 12 maja 1946 r. na Jasnej Górze, Wyszyński odprawił rekolekcje. Ojciec Jerzy Tomziński, wtedy kustosz bazyliki jasnogórskiej, był zaskoczony, gdy usłyszał wówczas z ust doświadczonego nominata: „Dotychczas duszpasterzowałem piórem na papierze, to było łatwe, ale teraz… Módl się w mojej intencji”. Wspominając ten fakt po śmierci prymasa, paulin dodał: „Przez 35 lat nie mogłem zapomnieć tych słów”. Biskup nominat był świadom odpowiedzialności. Być może przygotowując się do sakry rozważał słowa ks. Bogdańskiego z okresu seminarium i wypowiedziane 19 lat później, gdy odwiedził go na łożu śmierci - jak zapisał prymas: „Kazał mi wtedy gotować się do ciężkiej i odpowiedzialnej drogi, która w życiu kapłańskim mnie czeka”.
Odpowiedzialność za Kościół w Polsce i tożsamość narodu pod rządami komunistów skłaniała prymasa do poszukiwania realnych kompromisowych rozwiązań dla obrony religii i funkcjonowania Kościoła w powojennej rzeczywistości, ale także do twardego sprzeciwu (Non possumus), gdy zakusy władz zagrażały istocie i suwerenności Kościoła. Z kolei taka nieustępliwa postawa sprawiła, że komuniści podjęli decyzję o jego uwięzieniu. Okres internowanie uważał za łaskę świadectwa prawdzie, a także ofiarę za wolność Kościoła w Polsce. Po aresztowaniu, 25 września 1953 r., skierował myśli do kapłanów z rocznika, wyrażając refleksję: „Lękałem się, że już nie będę miał udziału w tym zaszczycie, którego doznali wszyscy moi koledzy z ławy seminaryjnej”.
Zobowiązania narodu
Jan Paweł II nazwał kard. Wyszyńskiego „zwornikiem całego Kościoła w Polsce”. Te słowa wypowiedział w czasie pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny i powtórzył w orędziu do narodu przesłanym na uroczystość pogrzebową - jak napisał - „nieodżałowanego Prymasa Tysiąclecia”. Kardynał Wyszyński uchronił Kościół i chrześcijańską tożsamość narodu przed komunistyczną polityką ateizacji i przed nienawiścią społeczną. Poprzez postawę, uwięzienie, jak również śmiałe inicjatywy duszpasterskie przeprowadził naród przez czas zniewolenia i przygotował duchowo do zrzucenia jarzma komunistycznego.
W trakcie uroczystości pogrzebowych, 31 maja 1981 r., odczytano fragmenty jego testamentu, spisanego 15 sierpnia 1969 r. W kierunku tych, od których doświadczył cierpienia popłynęły słowa: „Świadom wyrządzonych mi krzywd przebaczam im z serca wszystkie oszczerstwa, którymi mnie zaszczycili”. W kierunku wiernych kierował przypomnienie o milenijnym programie odnowy życia religijnego wraz z apelem: „Gorąco pragnę, by Naród polski został wierny tym zobowiązaniom”. Chodziło o Wielką Nowennę, Śluby Jasnogórskie, Akt Oddania Narodu Bogurodzicy w macierzyńską niewolę miłości oraz społeczną krucjatę miłości.
Przesłanie szacunku
Szczególną troską prymasa były sprawy społeczne. Po wielokroć podkreślał znaczenie wzajemnego poszanowania godności ludzkiej. Wśród wielu apeli warto tu przypomnieć słowa wypowiedziane w miejscu martyrologii jego rocznikowych kolegów. W kaplicy pod wezwaniem „Konania Chrystusa” w byłym niemieckim obozie Dachau powiedział 24 września 1978 r.: „Doświadczenie tego miejsca i tylu innych, straszliwe doświadczenia ostatniej wojny i tylu wojen, które nadal się toczą, ujawniają ludzkości, że współżycie w pokoju i ładzie, we wzajemnym szacunku i współpracy jest większą wartością, aniżeli wszelkie inne osiągnięcia, jakie ludzie mogą sobie zamierzyć”.