Kraków przy Okrągłym Stole

Czytaj dalej
Fot. Anna Bohdziewicz/zbiory ECS
Włodzimierz Knap

Kraków przy Okrągłym Stole

Włodzimierz Knap

6 lutego 1989. Rozpoczynają się obrady Okrągłego Stołu. Potrwają do 5 kwietnia. W sumie uczestniczyło w nich ponad 700 osób, w tym 58 w dniu inauguracji. Krakowska reprezentacja nie była zbyt silna i liczna

Ostatnia dekada PRL-u przypomina falę, która niekiedy miała w sobie siłę tsunami, głównie w czasie tzw. I „Solidarności” i w pierwszych miesiącach stanu wojennego.

Czasami była to fala sztormowa, zwłaszcza podczas pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny czy w niespokojnym okresie od wiosny do lata 1988 r., zakończonym jesienną debatą Wałęsa - Miodowicz.

Przez sporą część dziesięciolecia płynęła jednak w miarę leniwie. Ale i wtedy istniało podskórne przeczucie, że to stan przejściowy. I tak było, bo też od 1987 r. lawinowo zaczęły zmieniać się nastroje społeczne. Władza o tym wiedziała, bo prowadzone były badania opinii publicznej, do których dostęp miała jedynie wąska elita władzy.

W konsekwencji „fala historii” zaczęła przybierać na sile. Rosła do tego stopnia, że doprowadziła do powodzi. Ten ostatni okres zapoczątkowały obrady Okrągłego Stołu, a kulminacja nastąpiła 4 czerwca 1989 r.

- Jeśli ktoś ma wątpliwości co do ważności roku 1989 w dziejach Polski, to niech pamięta, że w ciągu kilku miesięcy z kraju podległego Związkowi Sowieckiemu, znajdującego się pod butem jednej partii, staliśmy się wolnym krajem, choć niewolnym od mnóstwa problemów - mówi prof. Antoni Dudek, jak się zdaje najwybitniejszy znawca okresu rozkładu dyktatury komunistycznej w Polsce.

Krakowska fala

Porównania do fali można użyć w stosunku do ostatniej dekady dziejów Krakowa pod rządami „władzy ludowej”. Najpierw na krakowskich Błoniach 10 czerwca 1979 r. papież Karol Wojtyła dokonał bierzmowania „wszystkich moich rodaków”. To było wielkie kazanie.

Kiedy jednak nieco ponad rok później kraj zalewała fala strajków, długo trzeba było czekać, by dotarła pod Wawel. Dopiero w ostatniej dekadzie sierpnia 1980 r. powstał komitet strajkowy w Hucie im. Lenina, a następnie w innych zakładach przemysłowych miasta.

Ani „Solidarność”, ani PZPR nie miały w Krakowie charyzmatycznych, czy choćby znaczących w skali kraju przywódców. W przypadku „Solidarności” nie brakowało w Krakowie mnóstwa świetnych działaczy, którzy jednak jedynie w stopniu znikomym zaistnieli na ogólnopolskim forum.

Najmocniej za to z Krakowa na cały kraj płynęła „fala medialna”. „Gazeta Krakowska” w okresie I „Solidarności” i „Tygodnik Powszechny” w latach 80. były najważniejszymi pismami w Polsce.

Krakowski NZS (Niezależne Zrzeszenie Studentów) nie miał sobie równych. KPN w Krakowie należał do najsilniejszych. Ruch Wolność i Pokój miał swój „silnik” pod Wawelem. Po 13 grudnia’81 podziemna „Solidarność” i inne organizacje niepodległościowe działające w Krakowie były bardzo aktywne.

W 1988 r. w Hucie im. Lenina wybuchł strajk, który na początku maja został brutalnie stłumiony. Szczególnie aktywni byli studenci czy szerzej - młodzi ludzie, którzy niemal do końca istnienia PRL urządzali burzliwe manifestacje na ulicach Krakowa. - Gdyby nie to, że od jesieni 1988 r. do opozycji przystąpili na sporą skalę młodzi Polacy, głównie ze środowisk robotniczych i studenckich, to najpewniej władze nie byłyby skore do ustępstw, zwlekałyby z rozpoczęciem obrad Okrągłego Stołu - uważa prof. Dudek.

W formie fali można przedstawić również czas od obrad Okrągłego Stołu do wyborów czerwcowych. Przy Okrągłym Stole krakowianie odgrywali niewielką rolę. 4 czerwca sytuacja odwróciła się. W województwie krakowskim kandydaci „Solidarności” na posłów zwyciężyli największym w skali kraju stosunkiem głosów. Średnio 83 proc. wyborców oddało na nich głos. Przywódca nowohuckich robotników, Mieczysław Gil, otrzymał 89-procentowe poparcie, najwyższe spośród wszystkich kandydatów w Polsce.

4 czerwca 1989 r. Kraków wykazał się również większą odpowiedzialnością obywatelską mieszkańców. Do urn w tym dniu poszło 62 proc. dorosłych Polaków. Frekwencja w Krakowie przekroczyła 83 proc., wyraźnie więcej niż w innych miastach.

Stół z Henrykowa

Przy słynnym okrągłym stole, wykonanym specjalnie na tę okazję w Zakładzie Wytwórczych Mebli Artystycznych w Henrykowie, debatowano tylko dwukrotnie: z okazji inauguracji (6 lutego 1989 r.) i zakończenia rozmów (5 kwietnia). Sam stół był dziełem kilkunastu stolarzy. Pracowali nad nim od 3 do 24 października 1988 r., a drewno pochodziło z Hajnówki. Rząd zapłacił za mebel 3,8 mln zł; dziś kosztowałby kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Rzeczywiste obrady toczyły się przy stołach o prostokątnym kształcie, w ramach zespołów, podzespołów i w grupach roboczych. W sumie w obradach wzięło udział ponad 700 osób (uczestników, ekspertów i obserwatorów).

Wśród nich było m.in. trzech późniejszych prezydentów (Wałęsa, Kwaśniewski, Kaczyński), pięciu przyszłych premierów, kilkunastu wicepremierów, marszałków, wicemarszałków Sejmu i Senatu, blisko 80 późniejszych ministrów i wiceministrów, stu kilkudziesięciu przyszłych posłów i senatorów, niemała ekipa prezesów sądów i trybunałów, ambasadorów czy redaktorów naczelnych gazet.

Tak wielka grupa wymuszała, by decyzje zapadały w znacznie węższym gronie. Szczuplejsze reprezentacje spotykały się m.in. w ośrodkach MSW w Warszawie i Magdalence lub w wilanowskiej parafii. W toczonych tam rozmowach uczestniczyły w sumie 44 osoby, choć faktycznie liczyło się tylko kilkanaście z nich. Po stronie rządowej: Czesław Kiszczak, Janusz Reykowski, Stanisław Ciosek, Andrzej Gdula, Aleksander Kwaśniewski i Wojciech Jaruzelski, który choć w Magdalence nie był, to telefonicznie konsultowano z nim decyzje i to on je podejmował. W drużynie „Solidarności” najważniejszy był Lech Wałęsa, a obok niego: Bronisław Geremek, Jacek Kuroń, Adam Michnik, Tadeusz Mazowiecki, Władysław Frasyniuk i Zbigniew Bujak. Istotną rolę odegrali też dwaj przedstawiciele Kościoła: bp. Tadeusz Gocłowski i ks. Alojzy Orszulik.

Okrągły Stół i czerwcowe wybory
6lutego 1989 r. przypadł w poniedziałek. W Pałacu Namiestnikowskim, zwanym dziś Prezydenckim, przy okrągłym stole zasiadło 58 osób. Można powiedzieć, że istniała niemal idealna równowaga, z niewielką przewagą po stronie... obozu solidarnościowo-niepodległościowego. Dlaczego? Bo należy do niego zaliczyć także trzech przedstawicieli Kościoła, a także niektórych członków formalnie tylko należących do obozu władzy. Wśród nich był np. prof. Aleksander Gieysztor, historyk, ówczesny dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie, czy Władysław Siła-Nowicki, adwokat, słynny obrońca w procesach politycznych od czasów stalinowskich.

Według prof. Antoniego Dudka Okrągły Stół to najważniejszy symbol III Rzeczpospolitej. Dla jednych jest to budzący szacunek wzór politycznego dialogu, dla innych symbol zdrady i zmowy złowrogich sił. - Od lat spotykam zwolenników jednej i drugiej opcji - mówi prof. Dudek. - I od lat mam poczucie, że opowiadają mi część tej samej historii. Ci pierwsi przekonują, że zapoczątkowany rozmowami przy Okrągłym Stole proces demokratyzacji Polski stanowił optymalne rozwiązanie z punktu widzenia silnie podzielonego społeczeństwa, a w szczególności umożliwił bezkrwawą i ewolucyjną likwidację komunistycznej dyktatury.

Późniejszy prezydent RP Aleksander Kwaśniewski napisał kiedyś: „Jesień Ludów rozpoczęła się 6 lutego 1989 r. w Polsce. Okrągły Stół zmienił nie tylko nasz kraj. Był punktem zwrotnym w najnowszej historii Europy i świata. Narodziła się wtedy nowa szkoła politycznego myślenia. Ściana nieufności została zastąpiona dialogiem; miejsce konfrontacji zajęła rozmowa; niedawny wróg stawał się politycznym partnerem”.

Jeden do trzech

Z 58 osób, które zasiadły wokół okrągłego stołu, po stronie władzy był tylko jeden człowiek z Krakowa: prof. Jan Janowski, przedstawiciel Stronnictwa Demokratycznego, rektor AGH, który od 1976 r. był posłem na Sejm. W 1982 r. znajdował się wśród pięciu posłów SD, którzy powiedzieli „nie” prawu zakładającemu likwidację „Solidarności”. Swego rodzaju formą rewanżu ze strony „S” było to, że prof. Janowski został posłem na Sejm kontraktowy z listy SD, ale z poparciem związku. W rządzie Tadeusza Mazowieckiego został wicepremierem.

Na krzesłach przewidzianych dla obozu opozycyjno-solidarnościowego Kraków miał trzech reprezentantów: Mieczysława Gila, Jana Józefa Szczepańskiego, prezesa Związku Pisarzy Polskich, rozwiązanego przez władze po wprowadzeniu stanu wojennego. Trzecim był szef „Tygodnika Powszechnego” Jerzy Turowicz. Dla ówczesnych elit opozycyjnych Turowicz był autorytetem. Tak wielkim, że Gustaw Herling-Grudziński wspomina, iż kiedy z Jerzym Giedroyciem pod koniec lat 80. zastanawiali się, kto mógłby zostać prezydentem Polski, obaj równocześnie wykrzyknęli nazwisko Turowicza jako idealnego kandydata. Kiedy więc w czasie inauguracji obrad Okrągłego Stołu przemawiał jako przedstawiciel obozu opozycyjno-solidarnościowego, chyba dla wszystkich wydawało się oczywiste, że to on reprezentuje nurt inteligencki.

W zespołach też licho

Jak już wspominaliśmy, poza „58” w obradach Okrągłego Stołu na różnych szczeblach brało udział jeszcze około 650 osób. Wśród nich byli i krakowianie, lecz faktem jest, że tylko bardzo nieliczni z nich odegrali istotną rolę.

W zespole ds. reform politycznych po stronie opozycyjnej zasiadał Krzysztof Kozłowski, zastępca Jerzego Turowicza w „Tygodniku Powszechnym”. Dla Kozłowskiego odzyskanie niepodległości przez Polskę było dobrodziejstwem również dlatego, że nie musiał być „przyspawany” do pisania. Kiedyś przyznał „Dziennikowi Polskiemu”: -To wyjątkowa ironia losu, że przez ponad pół wieku byłem na etacie dziennikarza. Dlaczego? - Ponieważ wykonywałem zawód, do którego się nie nadawałem. Nie cierpiałem bowiem pisać. Wstręt budzi we mnie chwycenie pióra do ręki; nie lubię stuku klawiatury. Ale widać, pokarało mnie. Kozłowski radził sobie jednak ze złośliwym losem. Był nie tylko wicenaczelnym, lecz redagował najlepszą w PRL rubrykę wiadomości „Obraz tygodnia”. Od niej lub od felietonu Kisiela z reguły zaczynano lekturę „Tygodnika Powszechnego”.

W ekipie rządowej w zespole politycznym zasiadał prof. Hieronim Kubiak, socjolog z UJ, były członek Biura Politycznego KC PZPR. Kubiak w 1989 r. okres aktywności w polityce miał za sobą. W połowie lat 80. został wyeliminowany przez Wojciecha Jaruzelskiego w ramach tzw. cięcia po skrzydłach. Krakowski socjolog uchodził za jednego z liderów tzw. odłamu liberalnego w partii. Słabością prof. Kubiaka jako polityka było to, że nie miał temperamentu i przynajmniej publicznie zawsze podporządkowywał się „woli partii”, czyli był posłuszny aktualnej władzy.

Obóz władzy w zespole politycznym, a zwłaszcza w podzespole ds. reformy prawa i sądów, wspomagał prof. Kazimierz Buchała, karnista z UJ. Buchała znany był z wierności PZPR, lecz jednocześnie musiał być dobrym karnistą, bo zapewne innego na asystenta nie wybrałby prof. Władysław Wolter, znakomitość w dziedzinie prawa karnego. Jednak Buchała na decyzje polityczne przy Okrągłym Stole nie miał żadnego wpływu.

Gil i Zieliński

W zespole ds. gospodarki i polityki społecznej z krakowian uczestniczył tylko Mieczysław Gil, jeden z filarów małopolskiej Solidarności przez całe lata 80. Przez rok - od listopada 1990 r. - stał na czele Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, dzięki czemu uchodził wtedy za jednego z kluczowych polityków, tym bardziej że był blisko związany z prezydentem Lechem Wałęsą i cieszył się jego poparciem.

Niewielki był też udział osób związanych z Krakowem w zespole ds. pluralizmu związkowego. Tylko prof. Tadeusz Zieliński, prawnik z UJ, nazywany przez kolegów po fachu „papieżem prawa pracy”, uczestniczył w nim w ekipie opozycyjno-solidarnościowej. Kilka lat później prof. Zieliński został rzecznikiem praw obywatelskich, a następnie ministrem pracy w gabinecie Włodzimierza Cimoszewicza.

Tylko bracia Kozłowscy

Nieliczna była też reprezentacja krakowian czy szerzej Małopolan w kierowniczych gremiach 13 podzespołów i grup roboczych przy Okrągłym Stole.

Honoru naszego miasta i regionu bronili tylko bracia Kozłowscy. Wicenaczelny „Tygodnika Powszechnego”, Krzysztof, stał na czele podzespołu ds. środków masowego przekazu. Prof. Stefan Kozłowski przewodniczył ekipie solidarnościowej w podzespole ds. ekologii. Ale jego właściwie należałoby liczyć za pół-krakowianina, bo jako 35-latek zostawił królewskie miasto na rzecz Warszawy.

Wybory czerwcowe

4 czerwca 1989 r. w wyborach w Krakowie triumfowali przedstawiciele Małopolskiego Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”. Senatorami zostali: Roman Ciesielski (412 tys. głosów) i Krzysztof Kozłowski (364 tys.). Do Sejmu dostali się: Józefa Hennelowa, Mieczysław Gil, Edward Nowak, Jan Rokita i Jerzy Zdrada.

Ale nawet dla nich wynik wyborów był szokiem. Nim należy tłumaczyć telefon Jana Rokity do Krzysztofa Kozłowskiego w nocy z 4 na 5 czerwca. - Odnieśliśmy takie zwycięstwo, że jeśli oni mają odrobinę oleju w głowie, to powinni nas zaraz zgarnąć - miał Rokita przestrzegać Kozłowskiego.

Władza była przerażona rozmiarami porażki. Jej symbolem mogą być wyniki z polskiej ambasady w Ułan Bator, gdzie głosowali sami podwładni gen. Czesława Kiszczaka, szefa MSW, a on nie dostał ani jednego głosu.

Dr Paweł Kowal, autor „Końca systemu władzy”, wskazuje na przykład Jerzego Urbana: - Z jednej strony był przez wielu znienawidzonym rzecznikiem rządu, z drugiej miał wcale niemałe grono wielbicieli. Z pewnością do głowy mu nie przychodziło, że nie dostanie mandatu. Praktycznie nikt nie brał pod uwagę, że wybory będą miały charakter plebiscytu - za „Solidarnością”, a przeciw PZPR - mówi dr Kowal. Zwraca przy tym uwagę, że obie strony nie zdawały sobie sprawy z konsekwencji wyborów według ordynacji większościowej.

Włodzimierz Knap

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.