Kraków bez huty, wszystko drożeje, Andrzej Duda przegra. Czy Polki i Polacy uwierzą, że "PiS już rozdał, a teraz będzie zabierać"?
Wiem, kto może pokonać Andrzeja Dudę w majowych wyborach prezydenckich. Ujawnię to jednak w dalszej części tekstu. Na razie zastanówmy się wespół, co jest śmiertelnym zagrożeniem dla PiS.
Zgadzam się w stu procentach z Markiem Migalskim, że „elektorat PiS to nie jest ciemna masa”. To są zwykli ludzie, którzy racjonalnie głosują na partię, która im najwięcej oferuje. W 2015 r. PO przegrała nie dlatego, że większość narodu odczuła potrzebę „wstania z kolan”. Przegrała, bo wedle mas utraciła zdolność dostarczania „ciepłej wody w kranie”; drugi rząd Tuska, a potem Kopacz kojarzony był z niskimi płacami i plagą śmieciówek. PiS obiecał z tym skończyć i przywrócić ludziom godność. I po czterech latach mógł twierdzić, że obietnicę spełnił. Dlatego znów wygrał. Niezależnie, albo raczej mimo całej reszty.
W dawaniu Polakom, czego chcą, nie chodzi tylko o 500 plus – a może nawet najmniej o 500 plus. Chodzi o ogólną poprawę sytuacji materialnej. Każdy ekonomista wścieka się słysząc, że 500 plus uratowało koniunkturę w Polsce, bo wie, że w 90 procentach nakręciły ją podwyżki płac dawane pracownikom przez przedsiębiorców. Te płace solidnie rosły, bo w okresie prosperity (wzrostu zamówień napływających do polskich firm) lawinowo ubywało nad Wisłą ludzi w wieku produkcyjnym (w 2019 roku zniknie kolejne 300 tys.!). Ot, banalna zasada popytu i podaży, a nie żaden PiS. Racjonalne egzegezy nie mają jednak znaczenia. Liczą się emocje. A te przełożyły się na przekonanie większości wyborców, że „PiS też kradnie, ale przynajmniej dzieli się owocami wzrostu”.
Dziś wielką karierę robi mem z urzędnikami skarbówki przetrząsającymi mieszkanie Kowalskich. Podpis: „Rząd szuka oszczędności”. PiS przegra w momencie, gdy takie emocje udzielą się większości wyborców. Gdy uwierzą oni, że „Kaczyński już rozdał, a teraz chce zabierać”.
Prezes PiS doskonale to wie. Dlatego zrobi wszystko, by rząd ludziom dał – a zarazem, by wyborca nie zorientował się, że pieniądze wyciągane są z jego kieszeni. W narracji PiS będzie to kieszeń bogaczy, dużych firm, obcych korporacji, starych kast i elit. Ale w trwającej już kampanii prezydenckiej partia rządząca będzie musiała się zmierzyć z wieloma trudnymi tematami. Np. wyjaśnić wyborcom, dlaczego tak szybko rosną przeróżne opłaty i ceny (zwłaszcza żywności), skąd się wzięła skokowa podwyżka akcyzy na papierosy i alkohol, z jakiego powodu kontrolowane przez rząd spółki energetyczne chcą podnieść ceny prądu nawet o połowę, czemu importowany węgiel można kupić w porcie w Gdyni dwa razy taniej niż ten fedrowany przez państwowe kopalnie. Albo jak to się stało, że po 72 latach zamykana jest huta w Krakowie – mieście prezydenta Dudy?
Dotąd PiS nie bawił się w żadne objaśnienia. Wszystko, co złe, było „winą Tuska”. Przez winę Tuska Bronisław Komorowski przegrał z Andrzejem Dudą. To był krytyczny moment dla PO. W 2020 r. Duda może przegrać, jeśli wyborcy uwierzą, iż „wszystko jest winą Kaczyńskiego”. To może być krytyczny moment dla PiS. Owszem, najpierw Duda musi mieć z kim przegrać. Na razie nie ma.
Dokładnie tak, jak Bronisław Komorowski wiosną 2015.