Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji rodem z komuny
Polska rzeczywistość polityczna jest tak głupia, że chyba nie ma już rzeczy, która mogłaby wywołać moje zdziwienie. Kiedy więc dowiedziałem się o karze niemal 1,5 mln zł dla TVN24 za rolę, jaką stacja odegrała w protestach pod Sejmem przed rokiem, puls nie przyspieszył mi nawet o jedno uderzenie.
Choć zapewne ta sama informacja trzy, pięć czy dziesięć lat temu raczej nie zmieściłaby się w mojej głowie. Nie mam tu zamiaru udowadniać, że TVN jest telewizją obiektywną i że jej relacje nie wzbudzały - jak twierdzi KRRiTV - napięcia społecznego.
Wzbudzały. Stacja jest wyrazista, jej dziennikarze mają na temat obecnej władzy jak najgorsze zdanie, zdarzają się jej również niesprawiedliwe oceny. Tylko co z tego? Czy inne media są lepsze? Może telewizja publiczna? Albo zbratane z rządem pisma i portale, gdzie niektórzy dziennikarze cieszą się z kary?
Są wśród nich i tacy, którzy dziś klaszczą krajowej radzie i domagają się „repolonizacji” mediów, ale sami w CV mają długie okresy pracy dla niemieckich wydawców, a nawet samego wrażego TVN, który płacił im sowite honoraria. Cóż, widocznie posiadają perfekcyjną umiejętność gumkowania własnych życiorysów.
Poziom, jaki obecnie prezentuje KRRiTV (a także SDP), jest tak zatrważająco niski, że zaczyna przypominać mi czasy PRL-u. Mam też wrażenie, że pragnienie zadowolenia władzy jest tam tak wielkie, iż może wywoływać zażenowanie nawet samego Jarosława Kaczyńskiego.
Szkoda, że przy okazji znowu o nas głośno. Nikt nie ma wątpliwości, że Donald Trump nie lubi liberalnych mediów, ale nawet dla jego administracji akcja przeciwko TVN to już za wiele, by zmilczeć sprawę.