Kradzież dowodów z USC. Nowe fakty
Wiadomo już, że na 10 osób brano kredyty w różnej formie. Łączna kwota wyłudzonych kredytów to kilkadziesiąt tysięcy
Wracamy do sprawy kradzieży dokumentów tożsamości z Urzędu Stanu Cywilnego. Jak poinformował na prokurator rejonowy Krzysztof Pieniek, na początku lutego sprawa została przekazana do dalszego prowadzenia Prokuraturze Okręgowej w Zielonej Górze.
Postępowanie prowadzi Wydział Śledczy. - W toku postępowania ustalono, że z USC w Świebodznie skradziono 21 dowodów osobistych. Osoby, na które wystawione były dowody osobiste z USC, sukcesywnie są przesłuchiwane - informuje Zbigniew Fąfera, rzecznik prokuratury okręgowej.
Dotychczas udało się także ustalić, że na 10 osób, których dokumenty skradziono, brane były kredyty w różnej formie. A w niektórych przypadkach, na jedną osobę, czyli na jeden skradziony dowód, brano kilka kredytów w różnych kwotach.
- Łącznie obecnie wyłudzono kredyty na kwotę kilkudziesięciu tysięcy złotych. Codziennie do prokuratora prowadzącego sprawę nadsyłane są materiały, w tym dokumentacja bankowa, i kwota wyłudzonych kredytów ulega w związku z tym zmianom - dodał Z. Fąfera.
Przypomnijmy, że sprawa wyszła na jaw po kilku miesiącach. Bo do kradzieży dowodów z USC doszło w kwietniu 2016. W niektórych przypadkach, na właściciela dowodu, który nigdy nie został przez niego odebrany - zaciągnięto pożyczkę bądź pożyczki. A po kradzieży dokumentów, żadnej z 21 osób nie powiadomiono o kradzieży. Pierwsze dowiedziały się o niej przypadkiem, gdy zostały obciążone zobowiązaniami, kolejne zgłosiły się do prokuratury po informacjach pojawiających się w mediach.
Policja prowadziła postępowanie pod kątem kradzieży dokumentu. Ale postępowanie umorzono, z powodu niewykrycia sprawców. Prokuratura podjęła na nowo postępowanie, które w czerwcu umorzyła policja. Wznowiono je, gdy otrzymano informacje o wyłudzeniu kredytów. Wtedy zawiadomienie połączono ze wcześniejszą kradzieżą.
Jeszcze w listopadzie, gdy pisaliśmy o sprawie, udało nam się dotrzeć do przyjaciółki jednej z pokrzywdzonych - kobiety mieszkającej na co dzień poza granicami kraju. Przyjaciółka za upoważnieniem opiekuje się domem i sprawami na miejscu. Kobieta nie kryła wzburzenia. O sytuacji dowiedziały się dopiero w lipcu, gdy przyjaciółka po powrocie z zagranicy chciała odebrać dowód w USC. Niedługo po tym, w swojej poczcie znalazła wezwanie do zapłaty z firmy internetowej oferującej pożyczki.
Należy jeszcze wrócić do tego, jak doszło do tego, że nikt nie poinformował właścicieli skradzionych dokumentów. Policja zajęła stanowisko, że informować powinni urzędnicy, a w urzędzie zaznaczano, że wykracza to poza ich kompetencje.
Z uwagi na to, że pracownicy USC poruszają się w ramach przepisów określonych ustawą o ewidencji ludności i dowodach osobistych, zdaniem kierownik USC Urszuli Walkowiak, nie było możliwości, by pracownicy przekroczyli swoje kompetencje i powiadamiali osoby, których dowody skradziono. - O kradzieży od razu powiadomiłyśmy policję. Czynnik ludzki na pewno zawiódł, ale pracownicy ponieśli już konsekwencje - zaznacza. W efekcie czterech pracowników USC otrzymało nagany. Jednego przeniesiono do innego wydziału, jeden już nie pracuje, ze względu na osiągnięcie wieku emerytalnego.
Co dalej w sprawie? Rzecznik szczegółów nie zdradza. - Prokurator oczekuje obecnie na odpowiedź na żądane dane, w tym m. in. z ministerstwa cyfryzacji. Po otrzymaniu dokumentacji sprawa analizowana będzie pod kątem zaistnienia przestępstwa urzędniczego - mówi Z. Fąfera, który podkreślił, że prokuratura posiada dane pozwalające na kierunkowanie śledztwa wobec konkretnych osób, które dokonały kradzieży dowodów, a następnie w sposób przestępczy wykorzystały je do zaciągnięcia kredytów. - W tej sprawie jednak nie udzielamy jeszcze informacji- zastrzega Fąfera.