Kowal od czterech pokoleń
Niegdyś żadna wieś nie mogła funkcjonować bez kowala. Dziś, to zajęcie wymierające i z rzadka już kto zajmuje się po prostu podkuwaniem koni.
Konrad Kubatzki z Nowego Kramska to przedstawiciel już czwartego pokolenia kowali. W tym samym domu co pradziad Karol blisko 150 lat temu, mieszka dziś jego potomek. Pan Konrad nie ma dzieci, więc tradycja rodzinna nie przejdzie na następną generację.
- Dziś już nie ma dla kowali pracy. Ja jedyny zostałem w tej okolicy - opowiada pan Konrad. - A mam już swoje lata i nie tak wiele sił co kiedyś. Mój ojciec Brunon zdobył papiery mistrzowskie w 1934 r. A ja nauczyłem się fachu od niego, gdy skończyłem podstawówkę.
Kowalstwem zajmował się też dziadek pana Konrada - Wincenty Kubatzki.
Niegdyś kowale zajmowali się wyrobem przedmiotów użytkowych niezbędnych w życiu codziennym, a także w gospodarstwie. Były to przedmioty oczywiście z metalu takie jak kociołki, podkowy, gwoździe, narzędzia, a także broń biała. Kowale zajmowali się też podkuwaniem oraz pielęgnacją końskich kopyt. Czasem ktoś taki był nazywany również podkuwaczem. Zawód kowala był bardzo rozpowszechniony w przeszłości i w każdej wsi musiała znajdować się kuźnia.
- Jeszcze w latach 60. ub. wieku była robota. Robiłem obręcze kół drewnianych wozów, podkuwałem konie czy naprawiałem narzędzia rolnicze - mówi K. Kubatzki. - Później wszystko się skończyło. Pojawiły się traktory, mechanizacja. Na szczęście wykonywałem też inny zawód, studniarstwo. Dziś są wszędzie wodociągi, a kiedyś studnia musiała być w każdym domu. Ja je budowałem.
Praca kowala dawniej była bardzo ciężka. W zasadzie oprócz młota i miechu, kowal nie używał innych narzędzi. Połączenie dwóch metali wymagało dużych umiejętności i polegało na ich wzajemnym zgrzewaniu. To zgrzewanie dwóch metali trwało nawet kilka godzin. Na wyposażeniu kuźni były najczęściej narzędzia proste, nie wszędzie była elektryczność. Jak wspomina kowal z Nowego Kramska - dużym ułatwieniem w pracy było kupno młota automatycznego w zielonogórskim Zastalu.
- Kowalstwo artystyczne, wykonywanie płotów, balustrad czy bram to już nie dla mnie. Nie mam już tylu sił. A jeszcze do obrobienia zostaje gospodarstwo rolne, bydło. Jeszcze kilka lat temu brałem udział w dożynkach. Montowało się palenisko i kowadło na wozie i jechaliśmy na dożynki wojewódzkie - wspomina kowal z Nowego Kramska.
Pan Konrad na dowód, że mieszka w domu pradziadka pokazuje zdjęcia. Na fotografiach można zobaczyć jego przodków jak pozują fotografowi przy okazji ważnych wydarzeń rodzinnych.
- To ślub pradziadka, portret dziadka i babci, chrzciny ojca. A tutaj dowód, że dziadek podkuwał konie armii w czasie I wojny światowej - opowiada. - Teraz chciałbym dokończyć remont domu i na podwórku zrobić wystawę narzędzi kowalskich, które zostały mi po przodkach. Mam wszystko, maszyny i specjalne wiertarki, wyposażenie całego warsztatu.