Kościół płonął. Ludzie ratowali jego dobytek
- To było okropne nieszczęście. Naprawdę niewiele brakowało, a z naszego kościoła nic by nie zostało - mówią mieszkańcy wsi
W wielkanocny poniedziałek dokładnie o godz. 7.08 strażacy dostali wezwanie do pożaru kościoła. Ogień zniszczył część budynku, poszycie dachowe, ołtarz... - Ale chyba uda nam się ocalić stacje drogi krzyżowej. Są zniszczone, ale częściowo. W tym nieszczęściu szczęście jest takie, że nikomu nic się nie stało - mówi Jerzy Koza, sołtys Trzemeszna i strażak ochotnik.
Tragiczny poranek
- Na miejscu strażacy zastali dym wydobywający się z wieży kościelnej oraz spod poszycia dachu. Do pożaru doszło najpewniej w wyniku zapalenia się wystroju bocznego ołtarza. Z tego miejsca ogień przeszedł do poddasza przez drewniany sufit - mówi komendant Powiatowej Straży Pożarnej w Sulę¬cinie Waldemar Konieczny, który kierował akcją strażaków. Brało w niej udział 12 strażackich zastępów.
- Mieszkam w sąsiedztwie kościoła. Na miejscu byłem od samego początku. Zresztą tak samo, jak cała wieś. Wszyscy ze smutkiem patrzyli, jak pali się nasz kościół, ale każdy chciał działać, coś robić. I Każdy pomagał tak, jak mógł - mówi mieszkaniec wsi.
- Ratowaliśmy to, co mogliśmy. Wiele rzeczy się po prostu stopiło, bo temperatura była w kościele bardzo wysoka. To, co można było wynieść, wynosiliśmy w ekspresowym tempie - mówi Jerzy Koza. Sołtys powtarza: - Zniszczenia są straszne.
Spłonęły chorągwie. Każda z nich warta jest 10 - 15 tys. zł. Ale co najgorsze, nic nie zostało też z ołtarza Matki Boskiej. W kościele są trzy ołtarze, dwa boczne i jeden główny - ten, który uległ spaleniu. - Mówi się, że ten ołtarz był aż z 1695 r. W kościele było też wiele cennych, jeszcze przedwojennych, rzeczy. Były kosztowności. Wszystko, co było złote, się stopiło. Z cennych rzeczy nie zostało praktycznie nic. Niewiele udało nam się uratować... - mówi sołtys. Zaznacza, że kościół przed całkowitym zniszczeniem uratowało nowe poszycie dachu. - Nie tak dawno remontowaliśmy dach. I to było jak ratunek. Gdyby nie nowe poszycie, dach całkowicie by się zapadł i dziś nie mielibyśmy kościoła - mówi mężczyzna.
Ludzie zawalczą o kościół
Poniedziałkowa msza odbyła się w remizie strażackiej. Najbliższe: w środę, w sobotę i w niedzielę, też będą w niej odprawione. - Kościół jest zamknięty. Wciąż istnieje ryzyko, że jakieś jego części mogą się zawalić. Czekamy na ekspertyzę budowlaną, która jasno określi, jaki jest stan techniczny kościoła i kiedy znów będziemy mogli z niego korzystać - wyjaśnia J. Koza.
Pewne jest, że pożar nie był skutkiem podpalenia. Parafianie liczą się z tym, że ubezpieczyciel nie pokryje całych kosztów związanych z odbudową kościoła. Możliwe, że zabraknie im nawet... milion złotych! - Nie wiemy, ile dokładnie wynoszą straty. Otworzyliśmy już konto w banku, prowadzone będą zbiórki i jak będzie można wejść do kościoła, sami będziemy go sprzątać i remontować na tyle, na ile będziemy w stanie - zapowiada sołtys. A co na to ks. Adam Wijatkowski? - Nie chcę na razie komentować tej sytuacji. Jest jeszcze za wcześnie, by o tym mówić - powiedział „GL” rozżalony proboszcz.