Doktor Jacek Górny, szef Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w miejskim szpitalu im. Józefa Strusia przy ul. Szwajcarskiej (dziś to szpital zakaźny), a także rzecznik placówki opowiada o codziennej pracy, jaką wykonują lekarze i pielęgniarze. A także o zagrożeniach, jakie nie tylko koronawirus przed nimi stawia, ale także administracja i sami pacjenci.
We wtorek późnym wieczorem do szpitala zakaźnego w Poznaniu trafia osoba bezdomna z powiatu gostyńskiego. Mężczyznę pod wpływem alkoholu przywieźli policjanci. Podejrzewali zakażenie koronawirusem. Mężczyzna miał w rozmowie z funkcjonariuszami przyznać, że miał kontakt z kimś z zagranicy, do tego okazało się, że ma temperaturę 37,1 i kaszle. Pracownicy szpitala przyjęli go więc na oddział, pobrali wymaz do badań pod kątem koronawirusa. Jednak od samego początku podejrzewali, że jest całkowicie zdrowy, czego dał świadectwo przemierzając szpitalne korytarze z zapalonym papierosem. Ostatecznie badania potwierdziły ich przypuszczenia, wynik negatywny.
Takich sytuacji w ostatnich dniach w szpitalu zakaźnym przy ul. Szwajcarskiej w Poznaniu jest wiele. O tym, dlaczego kaszlący i z katarem powinni po prostu pozostać w domach, tam czekać na pobranie próbek i wyniki testów na obecność koronawirusa opowiada dr Jacek Górny.
Ilu pacjentów znajduje się aktualnie w szpitalu zakaźnym? Słyszymy, że może to być nawet 250 chorych.
dr Jacek Górny: Każdej doby przez nasz SOR i punkt przyjęć Oddziału Zakaźnego przewija się 80-90 chorych. Łączna liczba chorych w całym szpitalu codziennie się zmienia, wielu jest wypisywanych od razu po otrzymaniu ujemnego wyniku testu. Każdy oddział przez ostatnie tygodnie rozwijał swoje możliwości izolacyjne. W tej chwili praktycznie wszystkie oddziały są (oby czasowo) przebudowane na oddziały izolacyjne-obserwacyjne. Dziś, spośród wszystkich hospitalizowanych, mamy 17 zakażonych osób, natomiast jedynie dwóch pacjentów wymaga intensywnej terapii (stan na 26 marca, godz. 12.00).
To dużo, mało, normalnie?
Niemal ta sama liczba chorych w normalnych warunkach byłaby mało odczuwalna. Natomiast w sytuacji, gdy do tego chorego trzeba się specjalnie ubierać, zachowywać szczególne środki bezpieczeństwa, pewne rzeczy trzeba robić na dwóch osobnych obszarach: zakaźnym i strefie tzw. czystej, czyli bezpiecznej dla personelu, to okazuje się, że ilość pracy i czasu, którą jeden chory pochłania jest olbrzymia. To jest kolosalna ilość pracy, bowiem nasze bezpieczeństwo jest gwarancją bezpieczeństwa pacjenta. Brak lekarza, pielęgniarki, ratownika z automatu oznacza, że chory jest bez opieki. Nie możemy zawieść, nie możemy zachorować.
Jak dziś wygląda Państwa praca w szpitalu zakaźnym?
Wszyscy albo zajmują się pacjentami na strefach zakaźnych, albo w tzw. strefie czystej opisują mnóstwo dokumentacji jakiej żąda od nas sanepid i jaką nakłada na nas Ustawa o Zapobieganiu i Zwalczaniu Chorób Zakaźnych. Trzeba pamiętać, że każdy pacjent, którego wypisujemy na 14-dniową kwarantannę, każdorazowo musi otrzymać od nas L4. Do tego dochodzą ZLK-1 (zgłoszenia podejrzenia chorób zakaźnych), których dotąd mieliśmy kilka dziennie - to były pogryzienia, zatrucia pokarmowe i podobne. Dziś mamy sto procent pacjentów, do których musimy wypisać formularz ZLK-1. Jeśli tego nie zrobimy sanepid może na nas nałożyć kary. Do tego drugi raz wypisujemy ten sam formularz, gdy przychodzi wynik dodatni testu na obecność koronawirusa. Tego jest bardzo dużo, a i tak to, co wymieniłem to kropla w morzu papierów, które musimy wypełnić.
Zobacz też: Koronawirus w Wielkopolsce: Raport
Odkąd wasze laboratorium zostało wyposażone w dodatkowy sprzęt do przeprowadzania testów na zakażenie koronawirusem także i tym się zajmujecie.
Dotąd sanepid pobierał wymazy w domach pacjentów zarówno tych bezobjawowych, jak i skąpoobjawowych. Dzisiaj zgłasza się do nas pacjent skąpoobjawowy, nawet z niewielkim podwyższeniem temperatury, który nie nosi znamion gorączki, czyli ma poniżej 38 stopni. Ból gardła czy kaszel, to już są często powody dla których sanepid odsyła go do nas. To jest absurd. I stanowi realne ryzyko zablokowania możliwości szpitala.
To o czym Pan mówi brzmi kuriozalnie. Próbowaliście rozmawiać na ten temat z inspektorem sanitarnym?
Mamy wrażenie, że ze strony sanepidu konieczne są bardziej intensywne działania, aby to wszystko, co nie musi być robione w szpitalu, było robione poza nim. Nie ukrywam, że tego oczekujemy. Niestety, we wtorek otrzymaliśmy informacje od inspektora sanitarnego, że pacjenci nawet z niewielkimi objawami mają być do nas przysyłani, by zrobić im wymaz. To jest absurd.
Czy ta sytuacja może zablokować Państwa działania? Że nie znajdziecie miejsca, czasu na pacjentów autentycznie chorych?
Nie ma takiego szpitala, który by zawsze wszystkich pomieścił. Także ośrodki medyczne, które nie są jednoimiennie zakaźne, powinny być bardziej wyczulone na to, jakich pacjentów do nas odsyłają. Aby tych chorych, którzy są skąpoobjawowi, zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia, izolować. Bo każdy szpital powinien posiadać przynajmniej jedną izolatkę, a już na pewno powinny ją posiadać oddziały ratunkowe. Przed chorobą COVID-19 były też inne choroby, które wymagały izolacji: grypa, biegunka wywołana bakterią Clostridium difficile. Wówczas szpitale nie mogły odsyłać takich pacjentów do szpitala zakaźnego.
Dziś więc sytuacja wygląda tak, że każdy pacjent, który ma kaszel, katar, podwyższoną temperaturę jest z marszu odsyłany do Was?
Liczymy na to, że pacjenci, którzy mają skąpe objawy, niepewne, będą do czasu uzyskania wyniku przebywać w szpitalach do których zostali przyjęci, zamiast być za każdym razem i przy najmniejszym podejrzeniu, przy nieco podwyższonej temperaturze odsyłani do nas. Apelujemy więc do dyrekcji innych szpitali, by wpłynęli na to, zważywszy że sanepid, jak i inne środki diagnostyczne wykonują coraz szybciej badania na obecność koronawirusa. Natomiast wysyłanie pacjenta do szpitala przy ul. Szwajcarskiej, by zrobić mu tylko wymaz, mimo że nie wymaga on hospitalizacji, jest sprzeczne z ideą i misją szpitala jednoimiennego, zakaźnego. W zasadzie, pacjent z innej placówki medycznej powinien do nas trafić, gdy jego stan jest ciężki, albo jeżeli wynik testu jest dodatni. Inaczej w bardzo szybkim tempie zablokuje szpital, który ma być strategiczny dla regionu.
Jednak w poniedziałek Główny Inspektor Sanitarny podjął decyzję, że każdy pacjent który ma objawy niewydolności oddechowej ma być kierowany do szpitali zakaźnych i ma mieć wykonany testy na obecność koronawirusa.
GIS chyba nie wziął pod uwagę faktu, że ostra niewydolność oddechowa może być spowodowana bardzo różnymi czynnikami. Diagnostyką różnicową tego zjawiska zajmują się szpitalne oddziały ratunkowe i to one udzielają też pierwszej pomocy. Pacjenta, który ma przyczynę niezakaźną, bo wiemy że to chory np. z niewydolnością serca, ma kolejny obrzęk płuc, który ma wysokie ryzyko zatorowości płucnej i ma jej ewidentne objawy, nie powinno się go kierować do naszego szpitala. Dlatego myślę, że jest spore pole do polemiki z GIS, liczymy też na modyfikacje tej decyzji. Jesteśmy przygotowani do przyjmowania wielu chorych z niewydolności oddechową pod warunkiem, że będzie ona spowodowana chorobą COVID-19, bo do tego jesteśmy najlepiej przygotowani.
Koronawirus w Polsce - mapa na żywo: