Przymusowa kwarantanna dla wszystkich wjeżdżających do Polski to wielki problem dla rodaków pracujących w Czechach. Tylko w powiecie wodzisławskim sytuacja może dotknąć nawet 3,5 tys. osób. - Zostaliśmy na lodzie. Wielu z nas nie otrzyma pensji, a jeśli już, to mniejszą stawkę niż minimalną - słyszymy. Do rządu list w tej sprawie wystosował starosta wodzisławski Leszek Bizoń.
Od północy w piątek (27 marca) obowiązkową 14-dniową kwarantanną objęci zostaną Polacy pracujący na co dzień w sąsiednim kraju. Do tej pory przekraczali granicę na podstawie zaświadczenia pracodawcy. Teraz to się zmieni. Tysiące rodaków znalazło się w bardzo trudnej sytuacji. Wielu z nich straci pracę, inni muszą się liczyć ze znaczącym spadkiem wysokości pensji. Dodajmy, że takich obostrzeń wobec Polaków nie zdecydowały się wprowadzić władze Czech.
W internecie - fala komentarzy. Wielu oskarża rząd. - Teraz niech zapewnią mi zasiłek takiej wysokości, jak utracone zarobki z tytułu ewentualnego zwolnienia mnie z pracy. Może kredyt też za mnie państwo spłaci? - komentuje pan Piotr.
Tylko w powiecie wodzisławskim szacuje się, że za południową granicą pracuje 3,5 tys. osób.
- W Czechach większość wypłaty bazuje na dodatkach, premiach. Z samej podstawy wypłaty pozostanie minimalna kwota, za którą trudno przeżyć - mówi Alan Szatyło, mieszkaniec Wodzisławia Śl., który na co dzień pracuje w jednej z fabryk w Ostrawie.
Wraz z innymi pokrzywdzonymi osobami napisał list otwarty do śląskich parlamentarzystów.
„Obecna procedura prawna jest przymuszeniem do pójścia na zwolnienie lekarskie. Polski lekarz wypisze L4, zaś koszty wspomnianego zwolnienia poniesie czeski odpowiednik ZUS-u. Teoretyczna stawka wypłacana na chorobowym nie uwzględnia dodatków i premii od pracodawcy (stanowią one nawet 35 proc. całości wynagrodzenia). Nie wspomniano o żadnych środkach zaradczych, żadnych rekompensatach, po prostu z dnia na dzień zamierza się nam zamknąć dostęp do pracy, zostawiono nas zdanych samym sobie - to setki ludzi na lodzie z różnych firm” - czytamy w liście.
Autorzy listu wskazują, że w przeciwieństwie do rodaków pracujących i mieszkających na Zachodzie, na co dzień odprowadzają podatki (w postaci VAT) w Polsce. Dla wielu środki, jakie otrzymają teraz, będą poniżej minimalnej krajowej. „W przypadku naszej firmy są stosowane płyny dezynfekcyjne, okulary ochronne, maski. Nasza temperatura jest mierzona przy wjeździe do Czech, następnie bezpośrednio przed rozpoczęciem pracy, trzeci raz jest mierzona przy wjeździe do Polski. Jesteśmy zabezpieczeni bardziej niż pracownicy pracujący w Polsce, mimo to ogranicza się nam swobodę migracji do firmy w promieniu 50 kilometrów - dlaczego?” - pytają w liście pracujący w Czechach.
Wiele osób pracujących na co dzień w Czechach pozostaje w domach.
W kopalniach położonych w okolicy Karwiny pracuje wielu naszych rodaków. Tylko górnicza spółka OKD za pośrednictwem podwykonawców daje pracę ok. 1,8 tys. Polaków. Jaki teraz będzie ich los? Do końca nie wiadomo.
Zapytaliśmy w spółce, jaki ma plan w związku z nadzwyczajną sytuacją i co z Polakami pracującymi za południową granicą. W OKD słyszymy, że trudno obecnie oszacować, ile osób z 1,8 tys. Polaków obejmą restrykcje.
- Kierownictwo OKD ma tylko jedną możliwość. Pracuje nad przygotowaniem zapewnienia wydobycia przy uwzględnieniu tej sytuacji - mówi krótko Iwo Czelechowski, rzecznik prasowy OKD.
Dodajmy, że już od tygodnia wiele osób pracujących na co dzień w Czechach pozostaje w domach. Za naszą południową granicą stanęły niektóre fabryki produkujące na potrzeby firm motoryzacyjnych (głównie ze względu na problemy w dostawach części). Najmniej szczęścia mają osoby zatrudnione przez agencje pracy. Niektóre zwolniły zarówno Polaków, jak i Czechów, pozostawiając ich bez świadczeń. Pracownicy zostali zapewnieni, że jak tylko sytuacja wróci do normy, zostaną z powrotem przyjęci do pracy.
Osoby, które wciąż pracują w Czechach, od piątku po przekroczeniu granicy powinny zwrócić się o zaświadczenie o odbywaniu obowiązkowej kwarantanny do właściwego dla miejsca zamieszkania sanepidu. Taki dokument należy przedłożyć czeskiemu pracodawcy. U niego też należy dopytać się, jak przymusowa kwarantanna w Polsce wpływa na wysokość wynagrodzenia.
Starosta wodzisławski Leszek Bizoń zwrócił się w czwartek (26.03) z apelem do premiera Mateusza Morawieckiego oraz ministrów zdrowia Łukasza Szumowskiego i spraw wewnętrznych i administracji Mariusza Kamińskiego o uwzględnienie trudnej sytuacji, w jakiej znaleźli się mieszkańcy powiatu wodzisławskiego i sąsiednich, na co dzień pracujący w Czechach.
Poprosił rząd o rozważenie pilnego usunięcia zapisu § 1 pkt 1 wspomnianego rozporządzenia albo też o pilne wdrożenie rozwiązań, które spowodują objęcie obywateli Polski zatrudnionych w Republice Czeskiej pomocą rządową: „Wspomniany akt nie uwzględnił w najmniejszym zakresie kosztów ekonomicznych i społecznych, jakie przywołany przepis w regionach przygranicznych, takich jak powiat wodzisławski, raciborski, miasto Jastrzębie-Zdrój, powiat cieszyński, powiat bielski, miasto Rybnik, miasto Żory i powiat rybnicki przyniesie. Mieszkańcy powiatu wodzisławskiego, którzy na co dzień pracują w zakładach pracy na terenie Republiki Czeskiej, czują się pozostawieni bez wsparcia polskiego rządu i polskiego państwa. Artykułują to dobitnie w korespondencji kierowanej zarówno do samorządów, jak i do parlamentarzystów z tego terenu. Zwracają uwagę, że objęcie ich obowiązkową 14-dniową kwarantanną oznacza pozbawienie ich i ich rodzin de facto środków do życia”.