Korona Kielce - Jagiellonia Białystok 1:1. To nie była gra godna lidera tabeli ekstraklasy
Po słabiutkim występie Jagiellonia zremisowała 1:1 na wyjeździe z Koroną Kielce.
Mylili się ci, którzy uważali, że Korona bez swoich czterech podstawowych zawodników będzie łatwiejszym rywalem. Kielczanie zajmujący ostatnie miejsce w grupie mistrzowskiej pokazali, zresztą tak jak w poprzedniej kolejce w Poznaniu, że sezon dla nich jeszcze się nie skończył. Od początku ruszyli z wielkim animuszem na Jagiellonię. Defensywa Jagi, w której w miejsce kontuzjowanego Ivana Runje zagrał Dawid Szymonowicz, przeżywała ciężkie chwile. Gospodarze przy padającym deszczu poruszali się bardziej swobodnie, pomysłowo i co raz zagrażali bramce Mariana Kelemena.
W pierwszej połowie podopieczni Macieja Bartoszka mogli praktycznie przetestować cały swój arsenał rzutów wolnych, czy rożnych. Najbliżej zdobycia gola był bardzo aktywny Miguel Palanca, ale jego strzał z dystansu odbił Kelemen, który uratował swój zespół także w kilku innych sytuacjach. A Jagiellonia? Zawodnikom białostockiego klubu trudno było przyjąć piłkę, wymienić kilka podań, czy przeprowadzić składną akcję.
Goście ograniczali się do kontrataków i w końcówce pierwszej części spotkania jeden taki wypad mógł zakończyć się pomyślnie. Guti zagrał do Cilliana Sheridana, a ten z pierwszej piłki uruchomił Fedora Cernycha. Litwin “urwał” się obrońcom, ale strzelił niecelnie i pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowo.
Na początku drugiej części gry stało się to na co zanosiło się od pierwszego gwizdka sędziego Tomasza Kwiatkowskiego. Gospodarze po strzale Serhija Pyłypczuka wyszli na prowadzenie. Telewizyjne powtórki pokazały, że gol padł ze spalonego, ale gdy sztab trenerski Jagiellonii oraz zawodnicy rezerwowi jeszcze protestowali padła odpowiedź. Kapitalnym uderzeniem popisał się Arvydas Novikovas i był znowu remis.
Lech gromi w Niecieczy i dogania prowadzącą w tabeli Jagiellonię, źródło: Press Focus/x-news
Grę lidera tabeli próbował uporządkować wprowadzony po przerwie Konstantin Vassiljev, ale w dalszym ciągu stroną przeważającą była Korona. Blisko gola był obrońca gospodarzy Bartosz Kwiecień, ale po jego strzale głową piłka odbiła się od słupka, a już w doliczonym czasie gry przeszła minimalnie obok bramki. Idealną sytuację zmarnował Palanca, który przegrał sytuację sam na sam z Kelemenem. Ze strony Jagiellonii należy odnotować strzał z rzutu wolnego Vassiljeva oraz minimalnie niecelne uderzenie głową Gutiego. Ale w Kielcach Jagiellonia nie zasługiwała na zwycięstwo i z punktu trzeba się cieszyć.
Był to dziewiąty mecz z rzędu żółto-czerwonych bez porażki w ekstraklasie. Jest to klubowy rekord.
W sobotę do Białegostoku przyjedzie Wisła Kraków.
Michał Probierz (Jagiellonia): „Muszę pochwalić zawodników, bo wielu z nich miało grypę żołądkową. Martwiliśmy się, staraliśmy się to ukryć, kierownik i niektórzy zawodnicy praktycznie nie wychodzili z pokojów. Mieliśmy problemy, ale przełamaliśmy to. Zdobywamy punkt na bardzo trudnym terenie. Jest to dla nas bardzo istotne, bo robimy kolejny krok ”.
Maciej Bartoszek (Korona): „Mamy mieszane uczucia. Na pewno jest niedosyt, bo byliśmy zdecydowanie bliżej zdobycia kompletu punktów od Jagiellonii. Z drugiej strony cieszy konsekwencja, realizowanie założeń, dobra gra i statystyki, bo w pewnym momencie mieliśmy 68 procent posiadania piłki, większą liczbę oddanych strzałów i rzutów rożnych. To o czymś świadczy”.
Korona Kielce - Jagiellonia Białystok 1:1 (0:0)
1:0 Serhij Pyłypczuk 47, 1:1 Arvidas Novikovas 49.
Żółte kartki: Kwiecień (Korona), Gordon, Góralski (Jagiellonia).
Sędziował: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa)
Widzów: 8 956.
Korona: Milan Borjan - Bartosz Rymaniak, Bartosz Kwiecień, Rafał Grzelak, Ken Kallaste - Jacek Kiełb (41. Dani Abalo), Jakub Żubrowski, Jakub Mrozik (61. Vanja Marković), Nabil Aankour (89. Maciej Górski), Serhij Pyłypczuk - Miguel Palanca.
Jagiellonia: Marián Kelemen - Ziggy Gordon, Dawid Szymonowicz, Guti, Piotr Tomasik - Dmytro Chomczenowski (46. Konstantin Vassiljev), Jacek Góralski, Taras Romanczuk, Fedor Černych (82. Rafał Grzyb) - Cillian Sheridan, Arvydas Novikovas (67. Przemysław Frankowski).