Konwojent był geniuszem, ale zgubiły go błędy wspólników
W piątek sąd wyda wyrok w głośnej sprawie „skoku stulecia” – zrabowania 8 mln zł w podpoznańskim Swarzędzu. Jeden z podejrzanych nadal jest na wolności i twierdzi, że oskarżeni w sprawie to tylko pionki.
To było przestępstwo prawie doskonałe. 10 lipca 2015 roku w Swarzędzu pod Poznaniem fałszywy konwojent Krzysztof W. ukradł ponad 8 mln złotych. Poczekał aż jego dwaj współpracownicy wejdą do banku, a następnie spokojnie odjechał wypełnionym gotówką bankowozem. Łodzianin nie działał jednak sam, a gdy jeden ze wspólników pękł, posypała się cała układanka. Już w piątek łódzki sąd wyda wyrok w sprawie „skoku stulecia”.
– Konwojent był geniuszem. Na szczęście działał w grupie. I to ona go zawiodła
– mówił ostatnio w sądzie prowadzący sprawę prok. Łukasz Biela z Poznania.
Główny oskarżony
Na ławie oskarżonych w tej sprawie siedzą cztery osoby – 43-letni Dariusz D., 47-letni Marek K., a także 45-letni były policjant Adam K., który „wsypał” głównego oskarżonego – fałszywego konwojenta Krzysztofa W. Zanim Adam K. zaczął mówić, śledczy nie mieli pojęcia o prawdziwej tożsamości łodzianina, który zniknął z gotówką. Ten natomiast był w centrum działań i to od niego zależało powodzenie „skoku stulecia”.
Jak wynika z wyjaśnień oskarżonych, przygotowania rozpoczęły się na długo przed przekrętem. Krzysztof W. musiał bowiem całkowicie zmienić wygląd. Najpierw, żeby przytyć, brał sterydy, o co dbał Adam K. Tabletki dostawał w szklanej fiolce: cztery rano, pięć w południe i sześć wieczorem. Przed sądem mówił, że nie wiedział, co to za lekarstwo.
– Gdy zapytałem Adama K., po co mi je daje, usłyszałem, że mam przybyć na wadze
– wyjaśniał główny oskarżony.
W. zapuścił brodę, którą pofarbował na czarno i zaczął nosić okulary. Pod fałszywym nazwiskiem zatrudnił się następnie w łódzkiej firmie ochroniarskiej, która oddelegowała go do Poznania, a 10 lipca 2015 roku zniknął z furgonetką pełną pieniędzy. Oskarżony przyznał się do winy. Podczas procesu wyjaśniał, że chciał wycofać się z przekrętu. Wtedy wspólnicy mieli go pobić i oblać wrzątkiem. Swojej części łupu ponoć w ogóle nie dostał.
Kto pociągał za sznurki?
Mózgiem operacji i pomysłodawcą „skoku stulecia” miał być wciąż poszukiwany przez policję Grzegorz Łuczak. To on przez kilkanaście lat był wiceprezesem firmy ochroniarskiej, w której następnie zatrudnił fałszywego konwojenta – Krzysztofa W. Kilka miesięcy przed rabunkiem sprzedał dom, a po podziale pieniędzy zniknął. Gdzie jest? Nie wiadomo. Przez pewien czas prokuratura myślała nawet, że mężczyzna nie żyje, bo – jak powiedział prok. Łukasz Biela – taką wersję lansowała policja.
Kilka dni temu poszukiwany ujawnił się w wywiadzie wideo dla Radia Zet, gdzie stwierdził, że na ławie oskarżonych siedzą „tylko pionki”. Naprawdę pociągać za sznurki miał właśnie emerytowany oficer policji, komisarz Adam K., który po zatrzymaniu współpracował ze śledczymi. Co więcej, poszukiwany publicznie powiedział, że w sprawę zamieszany jest także poznański prokurator, z którym jego obrońca miał się dogadać: mniejszy wymiar kary za przyznanie się do winy i zapłata 200 tys. zł.
– Za co mam płacić 200 tysięcy? Ja jestem niewinny i od początku to mówiłem
– powiedział dla Radia Zet Grzegorz Łuczak.
Jak wynika z naszych informacji Grzegorz Łuczak nigdy nie był przesłuchiwany przez poznańskiego prokuratora. Wyjechał bowiem tuż po rabunku. Spróbowaliśmy skontaktować się z prok. Łukaszem Bielą, jednak wczoraj było to niemożliwe.
Rzeczniczka poznańskiej Prokuratury Okręgowej Magdalena Mazur-Prus wyjaśniła natomiast, że śledczy nie komentują słów osób podejrzanych.
– Podejrzanemu przysługuje prawo, aby za pośrednictwem adwokatów zwrócić się do sądu, by wydawał w jego sprawie list żelazny (ten zagwarantuje mu nietykalność – przyp. red.). Sam może stawić się w prokuraturze, bo są przewidziane procedury, z których on może skorzystać
– mówi M. Mazur-Prus.
Więzienie za skok stulecia?
W piątek sąd w Łodzi wyda wyrok w sprawie. Prokurator Biela dla Krzysztofa W. żąda 9 lat więzienia i obowiązku naprawienia szkody, a dla Marka K. – 8 lat. Z kolei dla Adama K., śledczy chce roku więzienia, a Dariusza D., – 3 lata więzienia. Dwaj ostatni współpracowali z prokuraturą.
– To było najtrudniejsze śledztwo w mojej karierze. Przestępstwo było precyzyjnie zaplanowane i kapitalnie wykonane. Plan był misterny, zastosowano kamuflaż. Większość pieniędzy nie odnalazła się do dziś
– przyznał wcześniej prowadzący sprawę prokurator Łukasz Biela.